Mój ulubiony polityk Churchill, miał na temat demokracji wyrobione zdanie. Powiedział kiedyś, że to najgorszy ustrój na świecie, ale lepszego nie wymyślono. Przekonał się o tym na własnej skórze: najpierw wygrał wojnę i zaraz potem przegrał demokratyczne wybory. Choć wcale nie miał ochoty rozstawać się ze stanowiskiem premiera. W kilka lat później znowu stanął do wyborów i je wygrał. Jako Premier nie miał już jednak sukcesów.
Przygody Churchilla z władzą traktuję jako dowód na to, że nie jest dobrze rządzić za długo. Tymczasem u nas PiS za żadne skarby władzy oddać nie chce. Twierdzi, że dzieło przebudowy Polski nie jest zakończone. W domyśle: jak je PiS zakończy, to nikomu do głowy nie przyjdzie odsuwać tę Partię od władzy, bo będzie już dobrze na zawsze. Prezes będzie mógł spokojnie porzucić politykę aby spędzić resztę życia tak jak sobie wymarzył, czyli jako "emerytowany zbawca narodu". Aby tego dokonać trzeba jednak troszkę udoskonalić wysoce niedoskonały ustrój naszego kraju. Przede wszystkim, trzeba zrobić tak, aby wszyscy myśleli jednakowo.
Takie są marzenia ludzi PiS-u ale, co gorsze, podobnie myśli najważniejsza część opozycji zgromadzona wokół PO. Ofiarami są symetryści. Ostatnią taką ofiarą jest Grzegorz Sroczyński. Ze Sroczyńskim się nie zgadzałem zawsze, bo on demonstruje skłonności socjalistyczne. Ja przeżyłem w socjalizmie swoje najlepsze lata i uważam to za doświadczenie zbyt bolesne, by spokojnie o nim mówić. Sroczyński inaczej. Według niego gospodarka socjalistyczna, nawet w wersji PRL-owskiej miała dobre strony, a ja jej bilans uważam za rozpaczliwy. Sroczyński uważa przywracanie praw rynku w gospodarce za wielkie nieszczęście, ja za sukces. I choć w kwestiach zasadniczych byłem wyznawcą zupełnie innej religii, nie widzę na przykład nic złego w przekonaniu, że ludzie powinni odpowiadać za swój los, podobał mi się Sroczyński jako dziennikarz. Odróżniał się w chórze takich samych albo podobnych głosów, podobała mi się gotowość, z jaką przyłapany na niekonsekwencji przyznawał się do błędu. Był inny i bez wstrętu go słuchałem.
Ale jest i powód najważniejszy, dla którego wyrzucenie Sroczynskigo uważam za głupie. Latem roku 1980, kiedy polskie dziennikarstwo wyzwalało się z wymuszonej przez cenzurę jednomyślności, przy wielu okazjach powtarzano cytat z Woltera: "Nie zgadzam się z Twoimi poglądami, ale po kres moich dni będę bronił Twego prawa do ich głoszenia". Była to deklaracja przywiązania do zasady wolności słowa i pożytków z jej przestrzegania.
Niestety dziś przypomina się - zbyt często - że zdarzają się sytuacje nadzwyczajne, kiedy trzeba o tej zasadzie zapomnieć. Taką sytuacją jest wojna, a na czas wojny nawet w krajach demokratycznych przywraca się cenzurę. Dziś w Polsce mamy sytuację wojny politycznej. Wrogiem jest PiS, nie ma czasu na dzielenie włosa na czworo, obowiązuje dyscyplina wojskowa i dla dobra demokracji należy tę partię władzy pozbawić. Zgadzam się. Mam tylko jedno uzupełnienie: uważam, że PiS powinien władzę stracić, bo tego wymaga higiena rządzenia. Dość się narządzili. Osiem lat i wystarczy. Po ośmiu latach każdemu władza rzuca się na mózg, zaczyna wierzyć w swoją nieomylność. Kiedy słucham polityków PiS-u, widzę, że oni też w swoją nieomylność uwierzyli.
Mam natomiast nadzieję, że Platformie dobrze zrobiła porażka poniesiona osiem lat temu i jest możliwe, że jeśli dojdą do władzy rządzić będą mądrzej niż za pierwszym razem, a wystawienie na swoich listach Bogusława Wołoszańskiego będzie ostatnim głupstwem jakie popełnili. W tym momencie wychodzi ze mnie urodzony symetrysta, czyli wyborca pozbawiony złudzeń, przekonany o konieczności patrzenia na ręce każdej władzy. Wołoszański wysługiwał się bez oporów każdemu kolejnemu prezesowi TVP.
Władza PiS-owska jest mi obca właśnie z tego powodu, że tak wiele wysiłku i pieniędzy wkłada w przekonanie wyborców, że tylko ona dba o ich dobro, schlebia a niczego nie wymaga. Chcecie Wołoszańskiego to go macie.
Liberalna opozycja straszy, że jeszcze trochę, a będzie jak w PRL-u. Mimo obecności Wołoszańskiego na listach kandydatów do Sejmu, uważam nadal, że ustrój zbudowany przez PiS, osiągnięciom Ludowej Polski, do pięt nie dorasta. Profesor Matczak, symetrysta nad symetrysty, człowiek rzadkiej w naszym kraju niezależności umysłu, obronę Sroczyńskiego w "Gazecie Wyborczej" kończy przestrogą: "I lewicowi i konserwatywni symetryści igrają z ogniem. Stosują najbardziej niebezpieczną zasadę świata: Cel uświęca środki". Matczakowi idzie o to, że symetryzm usprawiedliwia, w imię osiągniecia wzniosłych celów rozmaite świństwa.
Jako symetrysta, dostrzegam jednak, że obie strony zbliżają się niebezpiecznie, do chwili kiedy będzie jak w PRL-u. Koncept asymetrycznej demokracji, o którym wyczytałem u prof. Matczaka, pozwala na wyciszanie głosów zakłócających ogólną harmonię. Czekam więc kiedy po likwidacji symetrysty Sroczyńskiego, jacyś gorliwcy dobiorą się do obrońcy symetrystów, prof. Matczaka. Oczywiście w imię obrony wartości demokratycznych.
Obym się nie doczekał.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24