Tak brzmiało pierwsze zdanie rachunku za gaz, jaki dostałem razem z potężną paczką materiałów promocyjnych firmy PGNiG, wśród których był wspomniany rachunek. Dowiedziałem się z niego, że do 12 czerwca 2023 roku mam zapłacić siedem tysięcy. I tak mało, bo na innej kartce informowano mnie, tym samym łagodnym tonem sanitariusza przemawiającego do pacjenta szpitala psychiatrycznego, że w innych miejscowościach - domyśliłem się, że chodzi o te nieliczne terytoria, do których nie sięgnęła jeszcze władza prezesa Obajtka - mógłbym za ten sam gaz zapłacić ponad trzydzieści tysięcy - pisze w felietonie Maciej Wierzyński.
W tym samym pliku papieru drobnym drukiem, tak drobnym, że niemal nie do odczytania, znalazła się informacja, że mam nadpłatę ponad tysiąc złotych. Wygląda to na tzw. rozbój w biały dzień, nigdzie bowiem nie zostałem powiadomiony, że mógłbym zapłacić o ten tysiąc z kawałkiem mniej i za zaoszczędzone pieniądze wysłać wnuczkę na obóz letni albo samemu udać się na kilka dni do wód. Niby żadna różnica, a jednak…
Kto nie wczyta się w drobny druk, nie zrozumie, że zostawia prezesowi Obajtkowi, czyli w praktyce rządowi, do dyspozycji na kilka miesięcy swoje pieniądze, z którymi ten rząd może zrobić, co zechce. Potem wprawdzie zaliczą mi te pieniądze w poczet nowych należności, ale na razie mogą moim tysiącem grać na giełdzie, mogą go pożyczać na lichwiarski procent, a mogą również, czego z góry wykluczyć nie wolno, wydać te pieniądze na jakiś cel szlachetny, na przykład bibliotekę w sierocińcu imienia Mariusza Błaszczaka dla dzieci - ofiar wojny Ukrainy z Rosją. Można wyposażyć taką bibliotekę w wybór publicystyki politycznej Prezesa. Oczywiście pod warunkiem, że wybór nie pominie kluczowych dla myśli politycznej Prezesa rozważań na temat zgubnych skutków alkoholizmu dla przyrostu naturalnego w naszym kraju. Oczywiście nie każdego alkoholizmu, ale konkretnego alkoholizmu Polek w okolicach trzydziestki. Rozważania te, powszechnie znane jako "prawda o dawaniu w szyję", stanowią zasadniczy wkład w diagnozę stanu duszy polskiej w pierwszej połowie XXI wieku.
Ale dosyć żartów z Prezesa, przechodzę do spraw poważnych. Wydawało mi się, że jest jedna dziedzina, o której mam jako takie pojęcie: są nią media. Okazuje się, że na mediach też się nie znam, bo media, na których się znałem, przeszły do historii. A nie rozumiem ich wcale nie dlatego, że jestem dzieckiem realnego socjalizmu i że media takie jak w PRL-u nie istnieją. Niestety, nie znam się na mediach dziś istniejących, bo internet i rozwój mediów społecznościowych sprawił, że media, o których miałbym coś do powiedzenia, czyli media takie jak w PRL-u, interesują zaledwie kilku historyków, młodym ludziom zaś wystarczą bajki o peerelu opowiadane przez tzw. świadków historii. Bajki te są na ogół śmieszne i niegroźne, niestety pomijają fakt, że czasy te miewały wprawdzie aspekty komiczne, lecz w sumie przeważała obrzydliwość, strach i służalstwo. W recenzji książki o historii NRD w "The Economist" przeczytałem, że sentymentalizm i relatywizm zniekształcają oceny "odrażających dyktatur". Według mnie to się niestety zdarza nie tylko historykom NRD.
Ale wracam do moich uwag o współczesnych mediach. Jerzy Baczyński, świetny redaktor naczelny i wydawca "Polityki" w jednej osobie, napisał niedawno, że według Jarosława Kaczyńskiego "nie ma żadnych niezależnych dziennikarzy, tak jak nie ma obiektywnych sędziów, samodzielnych profesorów, profesjonalnej służby cywilnej itp. - każdy (...) komuś lub czemuś służy, wykonuje polecenia". Moim zdaniem nieszczęście polega na tym, że tak myśli nie tylko Kaczyński. Tak myśli zbyt wielu polityków.
Tak też myśli wielu ludzi znających słabości natury ludzkiej. W miarę ujawniania tych słabości system demokratyczny wytwarzał zabezpieczenia przed pokusami autorytaryzmu. Przykład: w Stanach Zjednoczonych początkowo nie istniało ograniczenie liczby kadencji, przez które prezydent mógł sprawować swój urząd. Dopiero kiedy Franklin Delano Roosevelt został wybrany na czwartą kadencje, a jego rywale obawiali się, że to nie koniec ambicji Prezydenta, Kongres uchwalił 22. poprawkę do Konstytucji stanowiącą, że prezydenturę można sprawować tylko przez dwie kadencje. Do tego czasu takie ograniczenie funkcjonowało jedynie jako prawo zwyczajowe.
Rządy PiS powinny nas nauczyć, że pokusa nadużywania władzy jest wszechobecna i ostrożność nakazuje nie dawać wiary przypuszczeniu, że politycy, których dziś popieramy, jutro tej pokusie nie ulegną.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24