Po wypadku mówił, że to była "konfrontacja bezpiecznego samochodu z trumną na kółkach", potem prokuratura ustaliła, że to łódzki prawnik Paweł Kozanecki doprowadził do wypadku, w którym zginęły dwie kobiety. Jednym z kluczowych dowodów w trwającym w Sądzie Rejonowym w Olsztynie procesie są zapisy rejestratora danych, czyli tak zwanej czarnej skrzynki w mercedesie oskarżonego. Sąd - jak się dowiedzieliśmy - polecił jednak teraz biegłemu zignorować te dane. Na jakiej podstawie i dlaczego eksperci mówią, że to "niebezpieczny precedens"?
Do tragedii doszło 26 września 2021 roku na trasie Barczewo - Jeziorany około godziny 17:40. Mecenas Paweł Kozanecki (zgodził się na podawanie pełnych danych i prezentowanie jego wizerunku) wracał z żoną i czteroletnim synem z wesela. W drugim aucie jechały dwie kobiety - 53- i 67-letnia. Tamtego popołudnia ruszyły odwiedzić rodzinę (dzieci zmarłych kobiet są małżeństwem).
Sprawa stała się głośna po tym, jak adwokat zamieścił w internecie film, w którym stwierdził, że kobiety z audi zginęły, bo "jechały trumną na kołach". Adwokat radził, że lepiej jest uzbierać lub zapożyczyć się na lepszy samochód. Chociaż od tragedii minęły już trzy lata, proces pierwszej instancji wciąż jest w toku.
Pod koniec listopada do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji wpłynęło pismo z olsztyńskiego sądu, w którym polecono biegłemu, który rekonstruował przebieg tragedii z udziałem łódzkiego prawnika, ponowne wydanie opinii. Poprzednia - jak informowaliśmy na tvn24.pl jako pierwsi - wskazywała winę mecenasa Kozaneckiego, który miał zajechać drogę jadącym z naprzeciwka kobietom i nie dać im żadnych szans na uniknięcie wypadku.
Teraz dowiedzieliśmy się, że sąd zażądał jeszcze jednej opinii - tym razem jednak ekspert ma oprzeć ją "wyłącznie na podstawie dowodów materialnych i osobowych, z wyłączeniem danych informatycznych pozyskanych z odczytu sterowników z samochodu oskarżonego".
Znaczy to tyle, że ekspert z policyjnego laboratorium ma zignorować odczyty z "czarnej skrzynki" w mercedesie oskarżonego. To o tyle ważne, że to dzięki niej udało się odtworzyć, co działo się w ostatnich sekundach przed zderzeniem. Odczytane dane wskazywały, że mercedes przyspieszał (z około 60 do 66 km/h), a kierownica samochodu była na pięć sekund przed tragedią wychylona w lewo. Na półtorej sekundy przed tragedią mecenas Kozanecki miał szarpnąć kierownicą w prawo, co - w pierwotnej opinii - zostało uznane za spóźnioną próbę powrotu na swój pas. Biegły z CLKP wskazywał, że zebrane dane pasują do uszkodzeń rozbitych aut i śladów zabezpieczonych na miejscu zdarzenia.
Kluczowa publikacja
Skąd zatem pomysł sądu, żeby rekonstruować dane wypadku z wyłączeniem danych z rejestratora? Podczas trwającego w Olsztynie procesu adwokat Władysław Marczewski, obrońca oskarżonego Pawła Kozaneckiego, nazwał opinię biegłego w zakresie rekonstrukcji wypadku "skrajnie nieprofesjonalną" i "przygotowaną pod określoną tezę". Zakwestionował między innymi dane pozyskane z rejestratora. Podczas rozprawy w kwietniu br. powołał się na publikację z lutego 2022 roku przygotowaną przez dwóch uznanych w Polsce ekspertów zajmujących się mechanoskopią i mechaniką samochodową. Chodzi o publikację pod tytułem "Defekty translacji danych w raportach powypadkowych Bosch CDR".
Dotarliśmy do tej publikacji. Autorzy wskazują w niej, że w przypadku "czarnych skrzynek" występują "defekty translacji", które mogą wprowadzać w błąd osoby analizujące dane podczas procesów sądowych. Sąd w obliczu tych informacji zlecił biegłemu, aby ten zrekonstruował wypadek bez uwzględniania danych, co do których wątpliwości zgłaszali eksperci.
"Dokładnie odwrotna" intencja
Czy olsztyński sąd postąpił słusznie? Skontaktowaliśmy się z Michałem Krzemińskim, jednym z autorów publikacji, na podstawie której sąd polecił biegłemu ignorowanie czarnej skrzynki. Nasz rozmówca stwierdza krótko, że to "zaskakująca decyzja", bo - jak podkreślił - celem badań opisanych w publikacji nie było podważenie zaufania do elektronicznych śladów wypadku.
- Jest dokładnie odwrotnie. Od kilku lat "czarne skrzynki" pozwalają dokładniej niż dotąd odtworzyć okoliczności zdarzeń drogowych. Publikacja miała w założeniu pomóc świadomiej korzystać z tego źródła danych, a nie zakwestionować zasadność ich wykorzystania. To niebezpieczny precedens - podkreśla.
Michał Krzemiński zaznacza, że - mimo opisanych w 2022 roku przypadków błędów odczytu danych z "czarnych skrzynek" - jest to źródło wiarygodnych dowodów. - Opisywaliśmy problemy, których można się pozbyć na etapie pobierania danych i analizy. Chcieliśmy pomóc wyrobić dobre praktyki w tej dziedzinie i pokazać, że nie uciekamy przed problemami, które zawsze rodzą się w momencie rozwoju młodej dziedziny nauki - mówi biegły.
Zdaniem eksperta, "czarne skrzynki" są równie ważnym źródłem wiedzy o wypadkach, jak ślady pozostawione na drodze czy rozbite po zderzeniu auta. - Są cenniejszym, bo obiektywnym źródłem wiedzy, czego nie można powiedzieć o relacjach świadków. Bywają one nieprecyzyjne, a nawet sprzeczne z materiałem dowodowym, nawet wtedy, gdy świadek ma dobre intencje - zaznacza.
"Bez wpływu"
Michał Krzemiński przestrzega zarazem przed krytykowaniem olsztyńskiego sądu za podjętą decyzję. - Rejestratory są wciąż nowością. Uczestniczyłem w wielu szkoleniach z prokuratorami i sędziami, podczas których wskazujemy, jak istotnym źródłem wiedzy są rejestratory danych. Nie jest to niestety ciągle wiedza powszechna - zaznacza.
Jak na żądanie sądu o przeprowadzenie analizy z pominięciem danych z "czarnej skrzynki" zareagował biegły z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji? W piśmie skierowanym do sądu zaznaczył, że zignorowanie wskazań rejestratora "nie miałoby wpływu na wnioski końcowe sporządzonej opinii".
Czytaj też: Adwokat przed sądem odpowie za spowodowanie śmierci dwóch kobiet. Po tragedii mówił o "trumnach na kółkach".
Ekspert podkreślił, że rekonstruując przebieg śmiertelnego wypadku opierał się przede wszystkim na śladach pozostawionych na drodze. A te - jak zaznaczył - jednoznacznie wskazują, że do zderzenia doszło na pasie, po którym jechało audi, w którym zginęły dwie kobiety. Ekspert z CLKP argumentuje, że to jednoznacznie obciąża jadącego mercedesem prawnika, który opuścił swój pas.
Biegły zastrzegł, że Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji wykonuje badania "na podstawie pełnego materiału dowodowego" i zaznacza, że dane z rejestratora w mercedesie są "obiektywnymi i precyzyjnymi informacjami o przebiegu wypadku". Podkreślił też, że danymi nie można manipulować, a proces ich zgrywania jest "znormalizowany i "oparty o normy ISO".
Co wynika z danych?
Rejestrator zapisał, że bezpośrednio przed zderzeniem mercedes przyspieszał - z około 60 do około 66 km/h. Biegły wskazał, że pięć sekund przed wypadkiem auto kierowane przez mecenasa Kozaneckiego było odchylone w lewo od kierunku jazdy na wprost.
"Koło kierownicy było ustawione pod kątem 10 stopni w lewo od położenia do jazdy na wprost" - raportował biegły w przeprowadzonej analizie.
Trzy i pół sekundy przed zderzeniem skręt miał pogłębić się w lewo do 22 stopni. Ostatnie półtorej sekundy to skręt powrotny - w prawo. "Zwrot koła kierownicy do wartości 12 st." - wskazał.
Biegły oszacował, że w momencie zderzenia audi jechało z prędkością 64 km/h. Ograniczenie w miejscu wypadku wynosi 70 km/h.
Bez szans na reakcję
W pierwotnej rekonstrukcji tragicznego wypadku z 2021 roku ekspert wskazuje, że - oprócz wskazań "czarnej skrzynki" - na winę mecenasa Pawła Kozaneckiego wskazują też dowody na miejscu zdarzenia.
Na pasie, po którym jechało audi, znaleziono rozrzucony piasek. Biegły stwierdził, że odpadł on z lewych, przednich nadkoli obu pojazdów w momencie zderzenia. Oprócz tego ekspert zwrócił uwagę na ślady kół mercedesa. Ich początek znajdował się na pasie ruchu samochodu pokrzywdzonych, w okolicy miejsca zderzenia. Ślady te przechodziły na pas ruchu, po którym powinien jechać mercedes i kończyły się w okolicy jego kół, gdzie się zatrzymał.
Biegły uznał, że powypadkowe ułożenie pojazdów też nie pozostawia wątpliwości, że to łódzki adwokat zjechał ze swojego pasa ruchu i doprowadził do wypadku - kierowany przez niego mercedes został po wypadku obrócony w przeciwnym ruchu do wskazówek zegara, a audi wpadło do przydrożnego rowu.
Według eksperta z CLKP kobieta, której łódzki prawnik zajechał drogę, nie miała żadnych szans na reakcję. W treści ujawnionej przed sądem opinii ekspert wskazał, że na prawidłową ocenę zagrożenia i podjęcia działań obronnych ludzki organizm potrzebuje od 0,8 do 1 sekundy. Biegły z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji zaznaczył, że nawet, jeżeli w tym czasie kierująca audi zdążyłaby nacisnąć hamulec, to potrzebne by były dodatkowe 0,3 sekundy, żeby system zaczął działać.
Obrona o "skrajnie nieprofesjonalnej opinii"
Jeszcze w czasie śledztwa swoją wersję zdarzeń przekazywała żona oskarżonego prawnika. Twierdziła, że bezpośrednio przed wypadkiem jej mąż jechał zgodnie z przepisami:
"Jestem pewna, że do zderzenia doszło na naszym pasie ruchu, na prostym odcinku drogi. Przed zdarzeniem obydwoje z mężem patrzyliśmy na drogę, mąż nie wykonywał żadnych czynności, które mogłyby rozproszyć jego uwagę" - czytamy w zeznaniach cytowanych w opinii eksperta, który rekonstruował przebieg tragedii.
Tłumaczyła, że w mercedesie były zainstalowane systemy, które drżeniem kierownicy ostrzegają przed przekraczaniem pasa ruchu.
Adwokat Władysław Marczewski, obrońca oskarżonego Pawła Kozaneckiego, w kwietniu tego roku nazwał pierwotną opinię biegłego z CLKP w zakresie rekonstrukcji wypadku "skrajnie nieprofesjonalną". Dlaczego?
- Nie chcę oceniać słów mojego klienta o "trumnach na kółkach". Stało się to, co nie powinno się stać. Nie rozumiem jednak, dlaczego w opinii nie ma słowa o tym, że stan techniczny audi mógł mieć kluczowy wpływ na to, co stało się tamtego dnia - mówił tvn24.pl prawnik po rozprawie w pierwszej połowie 2024 roku.
Przekazał wtedy, że audi "było składakiem". - Wynika to wprost z zapisów Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Nadwozie musiało być wcześniej oddzielone od podwozia i układu napędowego pojazdu, a potem złożone na nowo. Tylko z tego względu nie był to pojazd o fabrycznych właściwościach technicznych. Oprócz tego pojazd miał kolizję w lipcu, a przegląd w sierpniu. Pomiędzy jednym a drugim wydarzeniem zmalał jego przebieg. Auto było w takim stanie, że w momencie wypadku wypadł z niego reflektor, akumulator i cała chłodnica - wyliczył prawnik.
Adwokat kwestionuje też obliczenia biegłego w zakresie prędkości, którą poruszały się pojazdy. - Powołany biegły starał się dopasować zgromadzone w sprawie dowody do przyjętej od początku wersji, że to mój klient jest winny. To właśnie podniesione przeze mnie wątpliwości sprawiły, że sąd zażądał opinii uzupełniającej - powiedział obrońca.
***
Podczas pracy nad artykułem kilkukrotnie próbowaliśmy skontaktować się z obrońcą oskarżonego prawnika. Niestety, próby te nie były skuteczne.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Olsztynie