Przed Sądem Rejonowym w Olsztynie zakończył się proces mecenasa Pawła Kozaneckiego (zgodził się na podawanie nazwiska i prezentację wizerunku), znanego łódzkiego prawnika oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym zginęły dwie kobiety. Po wypadku mówił on, że "była to konfrontacja bezpiecznego auta z trumną na kołach". - Oskarżony po wypadku zachowywał się, jakby miał 13, może 14 lat. Jakby nie rozumiał konsekwencji tego, co zrobił - ocenił w swojej mowie końcowej prokurator Arkadiusz Szulc, który zażądał dla niego kary pięciu lat więzienia. Obrońcy wnieśli o uniewinnienie, wskazując, że w czasie procesu nie udowodniono winy ich klienta.
Emocje były bardzo widoczne już od pierwszych chwil wtorkowego procesu. - Serdecznie panu gratuluję, podziwiam pana umiejętności chiromanty (osoby wróżącej z dłoni - red.) - mówił na chwilę przed zamknięciem rozprawy sądowej jeden z obrońców oskarżonego, mec. Kazimierz Pawelec.
- Serdecznie się polecam - odparł mecenas Karol Rogalski, pełnomocnik rodzin zmarłych, do którego skierowana była ta uszczypliwość. Prawnicy się starli słownie, kiedy obrona łódzkiego prawnika zawnioskowała - na finiszu procesu - o powołanie opinii biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Sehna w Krakowie. Obrona podnosiła, że wykonane dotąd ekspertyzy były wykonane nierzetelnie i potrzebne jest jeszcze jedno, kompleksowe przebadanie zabezpieczonych w sprawie dowodów.
Prokuratura i pełnomocnik rodziny zmarłych kobiet zgodnie twierdzili, że to kolejna już próba przedłużenia procesu karnego. Tak też to oceniła sędzia Anna Pałasz z Sądu Rejonowego w Olsztynie, która oddaliła wnioski obrony i zakończyła przewód sądowy. Niedługo potem rozpoczęły się trwające ponad dwie i pół godziny mowy końcowe.
"Mentalny trzynastolatek"
Jako pierwszy głos zabrał prokurator Arkadiusz Szulc. W swoim wystąpieniu podkreślił, że proces dotyczy "dość prostego wypadku". - Oskarżony nie obserwował uważnie drogi, zjechał ze swojego pasa ruchu na sąsiedni i nie dał szans jadącym z naprzeciwka kobietom uniknięcia wypadku - zaznaczał prokurator.
Powoływał się na fakt, że w aktach znajdują się dwie, zbieżne ze sobą ekspertyzy biegłych, które wskazały, że do zderzenia pojazdów doszło na pasie ruchu, po którym poruszało się audi. Ze zgromadzonych danych - jak przypomniał prokurator - wynika, że bezpośrednio przed zderzeniem mercedes przyspieszał - z około 60 do około 66 km/h. Biegli wskazali, że pięć sekund przed wypadkiem auto kierowane przez mecenasa Kozaneckiego było odchylone w lewo od kierunku jazdy na wprost.
- Gdyby nie kwestie związane z technologią, gdybyśmy bazowali tylko na klasycznych dowodach, już dawno byłoby po procesie. Zamiast tego analizowane były kwestie związane z tym, jak ściągano dane z mercedesa, jak funkcjonowały systemy bezpieczeństwa i tak dalej. Tymczasem biegli wykazali, że do tragedii doszło, bo oskarżony nie robił tego, co wymagały od niego przepisy ruchu drogowego - nie obserwował drogi. Nie wiemy, czemu tego nie robił, ale wiemy, że zjechał ze swojego pasa ruchu - zaznaczał prokurator.
Potem przeszedł do bardziej emocjonalnej części swojego wystąpienia. Zaznaczył, że oskarżony prawnik "za bardzo ufał technologii". - Czemu o tym mówię? Bo fakt posiadania drogiego auta nie zwalnia nikogo z odpowiedzialności. Dobrze, że na tę sprawę tak uważnie patrzy opinia publiczna, bo tyczy się ona osoby, która pokładała zbyt duże zaufanie w systemy bezpieczeństwa, która jest uzależniona od social mediów (na tę uwagę oskarżony Kozanecki ostentacyjnie wypuścił powietrze i kiwał głową z niedowierzaniem).
Prokurator niewzruszony kontynuował: - Zachowanie oskarżonego powinno mieć znaczenie dla wymiaru kary. Opublikował najpierw szokujące oświadczenie o "trumnach na kołach", które miało ewidentnie negatywny wydźwięk. Zupełnie nie interesowały go emocje innej osoby. Potem - zapewne kalkulując zyski i straty - zdecydował się przeprosić. Ale i przeprosiny były nieszczere, influencerskie - ocenił prokurator (w reakcji na te słowa oskarżony się zaśmiał).
Prokurator Szulc: - Oskarżony zachowywał się, jakby miał 13, może 14 lat. Jakby nie rozumiał konsekwencji tego, co zrobił. Przykro to mówić, ale tak to właśnie wygląda. Problem w tym, że osoba z mentalnością 13-latka nie powinna mieć prawa prowadzenia pojazdu, który waży półtora tony i może doprowadzić do tragedii - zaznaczył.
Prokurator zażądał pięciu lat więzienia dla oskarżonego i od 5 do 50 tys. złotych zadośćuczynienia dla siedmiu członków rodziny zmarłych kobiet. Zawnioskował też o pozbawienie znanego prawnika prawa do prowadzenia pojazdów mechanicznych na 10 lat.
"Wtórna wiktymizacja"
Jako drugi głos zabrał mec. Karol Rogalski, reprezentujący rodzinę zmarłych kobiet. W swoim wystąpieniu przypominał, że do wypadku doszło, kiedy prawnik z rodziną wracał z wesela swojej znajomej.
- Oskarżony nie kwestionował, że tuż przed wypadkiem był zdenerwowany, bo zdał sobie sprawę z tego, że zapomniał torby. Był też zdenerwowany, bo pomylił drogi, bo musiał wracać 100 kilometrów. Zestawmy to z faktem, że oskarżony był z żoną i dzieckiem na weselu w celach towarzyskich. To oczywiście ich prawo, ale pamiętajmy, że to było wesele, na którym był i alkohol, i kokaina. W organizmie oskarżonego były śladowe ilości kokainy, które jednak nie miały znaczenia procesowego. Ale mówi nam o tym, w jakich okolicznościach doszło do zdarzenia. Zdaje się, że oskarżony pokładał zbyt wielką nadzieję, że systemy auta mu pomogą, że systemy drżenia kierownicy ostrzegające o zmianie pasa pomogą. Nie pomogły - zaznaczał mec. Rogalski.
Jego zdaniem, zachowanie prawnika po wypadku naraziło bliskich zmarłych kobiet na wtórną wiktymizację. - Oskarżony jest znanym prawnikiem, który był bardzo aktywny w mediach społecznościowych. Po wypadku zdecydował się on na niewyobrażalną aktywność. Krzyczał publicznie, że to zmarłe są winne, bo nie wzięły kredytu, bo miały słaby samochód - mówił mec. Rogalski.
- Wysoki sądzie, są pewne granice! - przerwał mu Władysław Marczewski, drugi z obrońców mec. Kozaneckiego.
- Panie mecenasie, zareaguję, jeżeli uznam, że granice zostały przekroczone - zareagowała sędzia.
Mecenas Rogalski kontynuwał:
- Obrona skupiła się na budowaniu grozy. Przekonywaniu, że pojazd, którym jechały ofiary, nie zabezpieczał wystarczająco ich bezpieczeństwa. Jednocześnie miesiąc wcześniej ten pojazd przeszedł pomyślnie przegląd, był dopuszczony do ruchu. Ale nawet pomijając to, co by obrona mówiła, gdyby panie jechały nie autem, tylko na hulajnodze? Albo konno? Czy wtedy też prawnicy by wskazywali, że do tragedii doszło z ich winy? - dopytywał prawnik.
Mec. Karol Rogalski podkreślił, że kara bezwzględnego więzienia będzie adekwatna. - Pan chyba (mówił mec. Rogalski, patrząc na oskarżonego - red.) nie do końca rozumie albo próbuje wyprzeć to, co się stało. Do końca życia będzie pan żył ze świadomością, że uczestniczył pan w wypadku, w którym przerwane zostało życie dwóch osób - zaznaczył.
"Głębokie zdziwienie"
- Muszę wyrazić głębokie zdziwienie. Ja rozumiem, że rzeczywistości jest tyle, co osób na świecie, ale prawda jest tylko jedna - zaczął swoje wystąpienie obrońca Pawła Kozaneckiego, mec. Władysław Marczewski. Potem wyciągnął zdjęcia z miejsca wypadku i - po raz kolejny w czasie tego procesu - podważał pracę biegłych, którzy rekonstruowali przebieg wypadku.
- Czemu nikogo nie obchodzi fakt, że lewy reflektor audi był nieuszkodzony, chociaż rzekomo uderzył tam mercedes? Czemu nikogo nie interesowały te ślady na jezdni, na pasie, po którym jechał mój klient? - dopytywał.
Potem przez dłuższy czas udowadniał, że audi, z którym zderzył się mec. Kozanecki, było "składakiem". - Ten proces jest jak z powieści Franza Kafki. Nieważne są fakty, ważne, że prokuratura oskarżyła. A to, czy słusznie, to już nikogo nie obchodzi. Manipuluje prokuratura, manipuluje Centralne Laboratorium Kryminalistyczne (które wydawało jedną z opinii - red.), manipuluje policja - mówił.
- Moje wystąpienie jest emocjonalne, ale trudno reagować inaczej, skoro biegli budują wyobrażenie zdarzenia, chociaż wszystkie dowody wskazują na odwrót. Pojawiają się bzdurne opinie. Z radością zareagowałem na decyzję sądu o zakończeniu przewodu sądowego. To przecież nie jest zadanie sądu, żeby cokolwiek udowadniać. A prokuratura i oskarżyciel posiłkowy nie udowodnili winy mojego klienta - mówił Marczewski. Podkreślił, że w związku z tym wnosi o uniewinnienie oskarżonego.
W podobnym tonie wypowiadał się drugi z obrońców - mec. Kazimierz Pawelec. W swojej mowie końcowej apelował do sędzi o wznowienie przewodu sądowego i przyjęcie wniosku o przeprowadzenie jeszcze jednej ekspertyzy, która miałaby pomóc odtworzyć przebieg wypadku.
- Rzecz nie jest oczywista, nie jest też jednoznaczna. Moi przeciwnicy procesowi twierdzą, że mój klient naruszył taktykę i technikę jazdy. Jak jednak to definiować? To są definicje prawne? Techniczne? Powinien ocenić to biegły? Wysoki sądzie - technika jazdy to umiejętność obsługiwania urządzeń w aucie. Nie chcę odnosić się do supozycji, które nie mają żadnego odzwierciedlenia dowodowego. Nie wiadomo, dlaczego mój klient miałby zjechać z drogi. Chciałbym zacytować Józefa Tischnera, który zastanawiał się, czy lepiej być świętym, czy grzesznikiem. Tischner mówił, że "święty ma przeszłość, grzesznik ma przyszłość". I to zostawiam wysokiemu sądowi pod rozwagę - zakończył.
Jako ostatni głos zabrał oskarżony. - Przychylam się do stanowiska moich obrońców - powiedział krótko.
- Nic więcej oskarżony nie ma do dodania? - zapytała sędzia.
- Nie, nic - odparł mec. Paweł Kozanecki.
Tragedia na drodze
Do tragedii doszło 26 września 2021 roku na trasie Barczewo - Jeziorany po tym, jak audi czołowo zderzyło się z mercedesem kierowanym przez mecenasa Pawła Kozaneckiego. Do tragedii doszło, kiedy prawnik wracał z żoną i czteroletnim synem z wesela.
W drugim aucie jechały dwie kobiety - 53- i 67-letnia. Tamtego popołudnia wyruszyły odwiedzić rodzinę (dzieci zmarłych kobiet są małżeństwem).
Sprawa stała się głośna po tym, jak adwokat zamieścił w internecie film, w którym stwierdził, że kobiety z audi zginęły, bo "jechały trumną na kołach". Adwokat radził, że lepiej jest uzbierać lub zapożyczyć się na lepszy samochód.
***
Ogłoszenie wyroku w tej sprawie zostało zaplanowane na 11 kwietnia.
Czytaj też: Mówił o "trumnach na kółkach", znowu stracił prawo wykonywania zawodu
Autorka/Autor: bż/tok
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl