30-latek poszedł w okolicach miejscowości Kulesze (woj. warmińsko-mazurskie) z psem do lasu. Gdy zwierzę wpadło do bagna, chciał mu pomóc i sam też ugrzązł. Wydostał się, razem z czworonogiem, dopiero po kilku próbach. Jako że stracił orientację w terenie, przez całą noc wołał o pomoc. Gdy na miejsce przyjechali policjanci, drogę do swojego pana wskazał im pies.
Była godzina 4.45 nad ranem w środę (21 sierpnia), gdy dwóch nastolatków zadzwoniło na policję. Powiedzieli, że są w miejscowości Kulesze na działce nad jeziorem i od pewnego czasu słyszą wołanie o pomoc dochodzące z lasu po drugiej stronie jeziora.
Mundurowi udali się na miejsce i rozpoczęli przeszukiwanie terenu. Po chwili także sami również usłyszeli nawoływania.
Pies prowadził policjantów do swojego pana
Włączyli sygnały świetlne, a potem użyli megafonu i nasłuchiwali odpowiedzi.
"Po kilkudziesięciu minutach poszukiwań funkcjonariusze zauważyli biegnącego leśną drogą psa, który na ich widok zawrócił i wbiegł w zarośla. Pies przez kilkaset metrów prowadził policjantów, aż doprowadził ich do swojego pana" - pisze w komunikacie nadkomisarz Agata Jonik z Komendy Powiatowej Policji w Ełku.
Na miejscu mundurowi odnaleźli zziębniętego i wystraszonego 30-latka.
Zapadł już zmrok. Mężczyzna stracił orientację w terenie
"Mężczyzna powiedział, że poprzedniego dnia po południu poszedł ze swoim psem do lasu na grzyby. W pewnym momencie pies pobiegł za zwierzyną, a kiedy dłuższy czas nie wracał, poszedł go szukać" - relacjonuje policjantka.
Mężczyzna, ze względu na zapadający zmrok, stracił orientację w terenie. W pewnym momencie usłyszał piszczenie psa. Okazało się, że zwierzę wpadło do bagna. Mężczyzna, chcąc mu pomóc, również tam się znalazł i nie mógł wyjść.
ZOBACZ TEŻ: Zagubiony koń na drodze ekspresowej
Starał się ogrzać i wołał o pomoc
Wydostał się, razem z psem, dopiero po kilku próbach. Wtedy starał się ogrzać i nawoływał pomoc do czasu, aż dotarli do niego policjanci.
"Funkcjonariusze zaprowadzili zdezorientowanego mężczyznę do radiowozu, tam go ogrzali, a następnie odwieźli do domu" - zaznacza nadkomisarz Jonik.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock