Ciekawe, o czym to będzie, co? Oczywiście będzie o TVP. Szczerze współczuję kolegom dziennikarzom z Woronicza i Placu Powstańców – bo w zasadzie, to jak tu się zachować? Jak przyjąć faks „Czuj się odwołany”? Czuć się odwołanym czy trwać?
Paranoja. Ale – powiedzmy sobie szczerze – tak smutno kończą się machinacje o których od kilku tygodni huczały korytarze TVP: - Podobno prezes Urbański już w niełasce, wydał imprezę pożegnalną i zaraz zastąpi go Czabański. - Czabański, co Pan opowiada?! Żaden Czabański, tylko Siwek. - Nie, Siwek to nie. Pewnie przyjdzie jeszcze kto inny. To autentyczne plotki, jakie słyszałem od osób pracujących w TVP. No i rzeczywiście przyszedł kto inny, chociaż nie z tej strony, z której wszyscy się spodziewali. I dopiero zrobiło się wesoło. Po co było więc snuć te wielkie plany personalne? A właściwie to cofnijmy się nieco dalej w czasie – po co było wymieniać Bronisława Wildsteina, pierwszego prezesa od dawna, który faktycznie czuł misję, był dziennikarzem i w dodatku zdecydowanie niezależnym? No tak. Zbyt niezależnym. Wiem, wiem. Mamy więc kaszanę i co dalej? Pewnie posłowie przyspieszą prace nad ustawą medialną, pewnie koalicja usadzi swoich ludzi w Krajowej Radzie, Radzie Nadzorczej a w konsekwencji i Zarządzie TVP. Ciekawe jednak, czy Platforma pamięta jeszcze swoje obietnice likwidacji KRRiTV i całkowitej zmianie modelu funkcjonowania mediów publicznych? Może to właśnie najlepszy moment aby teraz do takich zmian przekonywać? W przeciwnym razie – mam przeczucie graniczące z pewnością – nowi Kozacy zajmą miejsce tych trzymanych przez Tatarów, przeprowadzą szarżę wycinającą dyrektorskie szarże i za trzy lata będziemy mieli powtórkę z rozrywki.