Fala protestów rozlała się na terenie całego kraju i praktycznie we wszystkich miastach został pobity rekord frekwencji na podobnych akcjach - powiedział w TVN24 dziennikarz Andrzej Poczobut, działacz mniejszości polskiej na Białorusi. Skomentował także niedzielne wystąpienie białoruskiego prezydenta Alaksandra Łukaszenki. - Chciał zademonstrować siłę, ale na tle tego, co się odbywa w kraju, to wyglądało po prostu żałośnie - ocenił. W niedzielę ulicami Mińska w proteście przeszedł wielotysięczny tłum.
Tysiące ludzi zebrało się w niedzielę po południu pod pomnikiem Miasta Bohatera w centrum Mińska, gdzie rozpoczął się opozycyjny marsz wolności. Białoruska sekcja Radia Swoboda podała, że na wiecu zgromadziło się co najmniej 100 tysięcy osób. Maszerują w kierunku gmachów rządowych. Uczestnicy manifestacji domagają się uczciwych wyborów i zmiany władzy.
"Pokazują, że stali się władzą"
Dziennikarz Andrzej Poczobut, działacz mniejszości Polskiej na Białorusi, który obecnie przebywa w Grodnie, mówił we "Wstajesz i wiesz" w TVN24, że "fala protestów rozlała się na terenie całego kraju i praktycznie we wszystkich miastach został pobity rekord frekwencji na podobnych akcjach".
- W Grodnie było według różnych ocen około 20, a [w niektórych - przyp. red.] momentach do 30 tysięcy uczestników - dodał. Poczobut zwrócił uwagę, że "na Białorusi jest bardzo restrykcyjne prawo dotyczące zgromadzeń i nie można wychodzić na centralne place". - Centralne place są zagwarantowane tylko dla władzy, dla imprez, które organizuje władza - wyjaśniał.
Jego zdaniem ludzie wychodząc tłumnie na centralny plac, "pokazują, że stali się władzą". - Zwrócili sobie centralne ulice i place. Moim zdaniem to jest taka sytuacja, która napawa optymizmem - uznał gość TVN24.
CZYTAJ TAKŻE: "Ingerencja wojskowa w innych państwach jest w ogóle niedopuszczalna i łamie wszystkie zasady" >>>
"Chciał zademonstrować siłę, ale na tle tego, co się odbywa w kraju, to wyglądało po prostu żałośnie"
Dziennikarz pytany, jak milicja reaguje na protesty, odparł: - Na przykład w Grodnie wczoraj na wiecu nie widziałem żadnego milicjanta, nie było żadnej ochrony milicyjnej.
- Podobna sytuacja była w Mińsku, tam widziano kilka radiowozów i tyle. Co ciekawe, w momencie, kiedy milicja i OMON zniknęli z ulic, zniknęła też przemoc. Absolutnie spokojnie odbywają się te protesty, nie ma żadnych zamieszek, nie ma żadnego chuligaństwa i tak dalej - przekonywał.
Działacz mniejszości Polskiej na Białorusi mówił również o reakcji władz na niesłabnące protesty. - Łukaszenka zorganizował swój wiec. Z całego kraju autokarami, pociągami przywożono tych nieszczęsnych ludzi. Większość to pracownicy budżetówki, urzędnicy, byli też milicjanci po cywilu. W ten sposób udało mu się zebrać do dziesięciu tysięcy ludzi - przypominał.
Zdaniem Poczobuta prezydent Białorusi "chciał zademonstrować siłę, ale na tle tego, co się odbywa w kraju, to wyglądało po prostu żałośnie". - Jego wystąpienie nie przekonało Białorusinów, zwłaszcza, że było takie histeryzujące. Moim zdaniem Alaksandr Łukaszenka nie ma dobrego rozwiązania z tej sytuacji. Próbował załatwić to siłą, to mu się nie udało. Wręcz odwrotnie, to było dolanie oliwy do ognia. On nie chce odchodzić, ale na razie nie ma żadnego pomysłu, jak się utrzymać przy władzy - ocenił gość TVN24.
Przed niedzielnymi protestami w Mińsku, na placu Niepodległości w centrum miasta odbył się wiec zwolenników prezydenta Alaksandra Łukaszenki, w którym - według szacunków MSW - wzięło udział 65 tysięcy osób. Kwestionują to media zachodnie, podając, że liczba wyniosła kilka tysięcy.
- Nie pozwolę oddać kraju - oświadczył prezydent, który pojawił się na manifestacji. Przekonywał również, że "ponownego przeprowadzenia wyborów prezydenckich w jego kraju nie będzie".
Protesty po wyborach na Białorusi
W wyborach prezydenckich na Białorusi, które odbyły się 9 sierpnia, ubiegający się o piątą reelekcję Alaksandr Łukaszenka, według oficjalnych wyników, otrzymał ponad 80 procent głosów. Jego główna rywalka, kandydatka opozycji Swiatłana Cichanouska, uzyskała 10 procent poparcia. Według opozycji wyniki zostały sfałszowane. Po ogłoszeniu niedzielnych sondaży na ulice wielu białoruskich miast wyszły tysiące osób, przeciwnych dalszym rządom Łukaszenki. W czasie protestów, które trwają do dziś, dochodziło do starć manifestujących z milicją. Tysiące osób zostało zatrzymanych.
CZYTAJ TAKŻE: Wsparcie od Macrona dla protestujących >>>
Źródło: TVN24