Niby prosta historia, ale to tylko pozory. Bo poza portretem mężczyzny, który podejmuje bardzo radykalne decyzje, Michel Franco po raz kolejny raz stawia pytania o źródła przemocy, nierówności społecznych, klasizmu we współczesnym Meksyku.
Polskim fanom twórczości Michela Franco przyszło długo czekać na "Sundown". Film z wybitną rolą Tima Rotha swoją światową premierę miał w ramach Konkursu Głównego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji 2021, a do naszych kin trafił w lutym 2023 roku. Franco konsekwentnie z każdą swoją kolejną realizacją wpycha widownię pod autobus, zmuszając ją do wyjścia poza strefę komfortu i wyciągania własnych wniosków.
Tak też jest w przypadku "Sundown", który jest jednym z najlepszych z dotychczasowych filmów meksykańskiego wybitnego twórcy. Akcja w całości umiejscowiona została w Acapulco. To tu rodzeństwo Bennettów spędza rodzinne wakacje. Neil (Tim Roth), Alice (jak zwykle rewelacyjna Charlotte Gainsbourg) oraz jej dorastające dzieci Alexa i Colin korzystają z luksusów, jakie oferuje bogatym turystom słynny meksykański kurort.
Sytuacja rodzinna sprawia, że muszą jak najszybciej wrócić do Wielkiej Brytanii. Na lotnisku okazuje się, że Neil zostawił swój paszport w hotelu i nie może wyjechać z rodziną do domu. Jak się później okazuje, mężczyzna wcale nie zapomniał dokumentu, ale wykorzystał okazję, żeby zostać w Meksyku. Dlaczego? Odpowiedź poniekąd przynosi końcówka filmu, której nie mogę zdradzić.
Pytania o źródła społecznych nierówności
Franco, który doskonale zna możliwości, jakie niesie język filmowy, bardzo ostrożnie dobiera środki, budując z pozoru prostą historię. Ale to tylko pozory. Bo poza portretem mężczyzny, który podejmuje bardzo radykalne decyzje, Franco kolejny raz stawia pytania o źródła przemocy, nierówności społecznych i klasizmu we współczesnym Meksyku.
Mało tego. W tym 83-minutowym filmie mamy wątek miłosny, kryminalny, konfliktu rodzinnego, a także pojawia się zagadka, na którą Franco nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Dlaczego? Zakładam, że "Sundown" nie rezonowałby z taką siłą, gdyby Franco odkrył wszystkie karty. W przypadku tego filmu, nie da się nie zauważyć fenomenalnej roli Tima Rotha, którą z pełną świadomością mogę porównać do kreacji Cate Blanchett w "Tar" Todda Fielda. O postaci Rotha trudno zapomnieć: introwertyczny, skryty, pełen sprzeczności Neil budzi zarówno konsternację, pewnego rodzaju niechęć, jak i wielkie pokłady zrozumienia, być może także współczucia. Aż trudno mi zrozumieć, dlaczego ta rola Rotha nie odbiła się żadnym echem i nie zyskała takiego uznania, na jakie zasługuje.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Gutek Film