Za cztery lata gazoport w Świnoujściu powinien odbierać 2,5 mld m sześc. gazu ziemnego. Takie są plany. Ale nie podpisaliśmy jeszcze żadnej umowy z krajem eksportującym ten surowiec - alarmuje "Życie Warszawy".
Tymczasem na świecie buduje się obecnie kilka gazoportów, ale nie w ciemno. Inwestycje ruszają, gdy są szanse na dostawy surowca - zaznacza dziennik. Najlepszym przykładem są tutaj Niemcy – terminal do rozładunku skroplonego gazu ziemnego powstaje w Wilhelmshaven. Nasi sąsiedzi mają już podpisaną długoterminową umowę na dostawy surowca. Ponadto kraj ten w ciągu roku zużywa 90,5 mld m sześc. gazu ziemnego (Polska – 14,4). A robocza pojemność niemieckich magazynów gazu wynosi 19,1 mld m sześc. W Polsce na razie możemy zmagazynować 1,6 mld m sześć. Dla gazoportu w Świnoujściu czasu pozostało już niewiele, bo Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo umowę na dostawy powinno podpisać do listopada – w tym terminie ma zapaść formalna decyzja o budowie terminalu. Owszem, można kupować gaz na podstawie jednorazowych umów, ale wówczas ceny surowca są o wiele wyższe niż w przypadku kontraktów długoterminowych. Tymczasem kraje eksportujące skroplony gaz nie muszą troszczyć się o rynek zbytu, bo w Europie i Stanach Zjednoczonych jak grzyby po deszczu powstają terminale do jego odbioru. – Koszt budowy gazoportu w Świnoujściu, szacowany na blisko pół miliarda euro, to nie wszystko. Często kraje eksportujące skroplony gaz, jak Algieria, wymagają, by jego odbiorcy inwestowali też w wydobycie tego surowca i technologie skraplania. A to dodatkowe koszty – mówi Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliw. Jego zdaniem, raczej w Polsce nie będzie aż tak dużego zapotrzebowania na gaz ziemny.
Źródło: "Życie Warszawy"