Przewodniczący Krajowej Rady Maciej Świrski przegrał właśnie przed sądem z TVN. Stacja nie musi zapłacić kary, którą jednoosobowo na nią nałożył. Sąd podkreślił, że kara była nieadekwatna i przesadna. Przewodniczący, który sam siebie nazywa talibem, sam decyduje, czy coś jest złamaniem prawa, czy nie. Karze nadawców, ale tylko tych, którzy myślą inaczej niż on i partia, która rekomendowała go do Rady. Ściga i zastrasza media, nie czekając na wyroki sądów. To w czystej postaci cenzura i chęć wywołania efektu mrożącego wśród dziennikarzy, mówią przedstawiciele wolnych mediów.
16 kwietnia Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił w całości decyzję przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Macieja Świrskiego.
Chodzi o przypadkowe wyemitowanie podczas jednego z wydań "Faktów" TVN w czerwcu 2022 roku fragmentu reklamy jednej z sieci handlowych. Wówczas spot przerwał zapowiedź materiału o implozji łodzi podwodnej Titan w głębiach Oceanu Atlantyckiego, czytaną przez Dianę Rudnik. Po kilkudziesięciu sekundach powrócono do materiału, a potem prezenterka przeprosiła widzów za "mały błąd techniczny".
"Kara przewodniczącego wygląda na złośliwe nękanie TVN"
Zdaniem Świrskiego TVN naruszył w ten sposób art. 16a ust. 6 pkt 1 ustawy o radiofonii i telewizji, mówiący o tym, że nie można przerywać serwisów informacyjnych w celu nadania reklam lub telesprzedaży. W październiku 2023 roku nałożył więc na stację 80 tys. zł kary. W wydanym komunikacie stwierdził, że "wydanie decyzji o ukaraniu w przypadku takiego naruszenia jest według prawa obligatoryjne".
Wówczas prof. Tadeusz Kowalski, medioznawca i członek KRRiT, w rozmowie z magazynem "Press" oceniał, że stacja popełniła tylko błąd techniczny i "zawsze powinien być jakiś margines zrozumienia". Dodał, że "przewodniczący chce wykazać się surowością kary w stosunku do tego konkretnego nadawcy, a wystarczyłoby - w mojej ocenie - wezwanie do zaniechania. Kara przewodniczącego wygląda na złośliwe nękanie TVN".
Ponad pół roku później, po złożeniu odwołania przez stację, warszawski sąd w pełni podzielił taką argumentację. W ustnym uzasadnieniu podkreślił, że aby doszło do złamania zakazu emisji reklam w czasie serwisów informacyjnych, musi to być działanie celowe. Tymczasem zdaniem sądu jest oczywiste, że stacja wówczas nie zamierzała wyemitować reklamy i jedynie popełniła błąd. Świadczyć o tym ma fakt, że spot został wyemitowany tylko w wersji HD, a nie w jego wersji w SD, a także że emisja została szybko przerwana.
Sąd uznał zatem, że TVN nie złamał prawa, ale nawet gdyby tak było, to w takim przypadku kara w ogóle nie powinna być nałożona, ponieważ sprawa była błaha, a stacja zadziałała niezwłocznie.
Wyrok nie jest prawomocny.
TVN się odwołuje, Świrski nie czeka na sąd
Zaledwie dzień po tym wyroku KRRiT poinformowała o wpłynięciu na jej konto 550 tys. zł kary wyegzekwowanej od TVN-u przez Urząd Skarbowy w związku z inną sprawą. Chodzi o rzekome naruszenie ustawy o radiofonii i telewizji poprzez emisję reportażu "Bielmo. Franciszkańska 3" ("Czarno na białym"), opowiadającego o nadużyciach seksualnych w Kościele katolickim i wiedzy na ten temat Karola Wojtyły.
Stało się tak pomimo tego, że stacja odwołała się od decyzji przewodniczącego KRRiT z 6 marca o nałożeniu kary, o czym poinformowała publicznie 12 kwietnia.
Nadawca od momentu nałożenia kary podkreślał, że decyzja przewodniczącego nie ma podstaw, godzi w wolność mediów i jest próbą wprowadzenia cenzury, a także że się od niej odwoła. "Kara finansowa dla TVN24 jest kolejną próbą zastraszenia naszej i wielu innych redakcji. Stanowi zagrożenie dla prawa widzów do informacji. Będziemy zawsze bronić dziennikarzy, by mogli informować Państwa o tym, co ważne" - oświadczył w dniu nałożenia kary Michał Samul, Redaktor Naczelny TVN24 i "Faktów" TVN.
Przeciąganie procesów koncesyjnych
"Jestem talibem, bo tak jak prawdziwi talibowie jestem przywiązany do mojej wiary i tradycji, fundamentu polskiej cywilizacji. Innej drogi jak radykalizm religijny nie ma. Trzeba być gorącym jak rozgrzany do czerwoności miecz" - pisał Świrski latem 2010, gdy trwał spór o smoleński krzyż na Krakowskim Przedmieściu.
Członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji został dwanaście lat później - 15 września 2022 roku - z rekomendacji Prawa i Sprawiedliwości, decyzją Sejmu poprzedniej kadencji, w którym ta partia miała większość. 10 października 2022 roku został szefem tego ciała. Objął stanowisko niemal rok po tym, jak Prawu i Sprawiedliwości nie udało się wprowadzić w życie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, nazwanej "lex TVN", czyli przepisów wymierzonych w niezależność TVN-u. Przypomnijmy, że prezydent Andrzej Duda odmówił podpisania ustawy pod koniec 2022 roku.
Jak pisała Agnieszka Kublik w "Gazecie Wyborczej", "wada Świrskiego - silne negatywne uczucia do TVN - w oczach Jarosława Kaczyńskiego była nieocenioną zaletą. Jego ćwierknięcia z 2021 r., że ‘TVN to stacja, która wielokrotnie obrażała Polskę i Polaków w swoich programach i podawała fake newsy’ powinny mu zamknąć drzwi do instytucji kontrolującej media. Ale PiS otworzył je przed nim szeroko. (…) I jako szef Rady postanowił sam zająć się wszystkim. Wszystkim, czyli ochroną mediów rządowych i gnębieniem mediów komercyjnych (bo te jako niekontrolowane przez PiS są dla tegoż PiS zagrożeniem)".
Media z grupy WBD TVN wielokrotnie były obiektem zainteresowania przewodniczącego KRRiT, także w procesach rekoncesyjnych.
Rada ze Świrskim na czele ciągle nie podjęła decyzji o przedłużeniu koncesji kanału TVN Style, największej kobiecej telewizji w kraju, pomimo tego, że odpowiedni wniosek wpłynął już w lipcu 2023 roku. Regulator tłumaczy zwłokę niezgodnością programu z zapisami koncesyjnymi.
Wcześniej, w listopadzie 2023 roku, zdecydowano o przedłużeniu koncesji dla stacji TVN, TVN International i TVN Turbo. Stało się to jednak po niemal roku od złożenia wniosku i to pomimo kodeksowych 60 dni na podjęcie decyzji. Tłumaczono to wówczas "wątpliwościami co do struktury właścicielskiej TVN".
TVN24 na przedłużenie koncesji musiał z kolei czekać półtora roku. Decyzję podjęto dopiero we wrześniu 2021. "Dziennik Gazeta Prawna" opublikował wówczas fragmenty protokołów z posiedzeń KRRiT. "Co najmniej rok temu członkowie rady mieli świadomość, że nieprzedłużenie koncesji TVN24 będzie trudne, jeśli nie niemożliwe" - napisał dziennik. Członkowie KRRiT w przytaczanych wypowiedziach między innymi analizowali strukturę własnościową i zastanawiali się, jakie konsekwencje grożą im w przypadku braku decyzji o przyznaniu koncesji.
Setki tysięcy złotych kar dla mediów
W czerwcu 2023 roku - po tym, jak Świrski nałożył na Inforadio, nadawcę radia TOK FM, karę 80 tys. zł, o czym więcej napiszemy dalej - został wezwany na posiedzenie sejmowej komisji kultury i środków przekazu. Zaznaczył, że wszczynanie postępowań i nakładanie kar należy do jego obowiązków i on się z nich wywiązuje. - Kara dla TOK FM nie jest po to, żeby odebrać im koncesję, ale żeby skierować tę rozgłośnię na właściwe tory. To sygnał: nie róbcie tak - mówił wówczas Świrski.
Takich "sygnałów", zdaniem szefów polskich mediów, było więcej. Przypomnijmy niektóre kary nałożone przez przewodniczącego KRRiT na stacje radiowe i telewizyjne:
- 476 tys. zł za informację podaną przez Radio Zet o braku zaufania służb amerykańskich do polskich przy okazji przejazdu prezydenta Ukrainy przez terytorium Polski. Zdaniem Macieja Świrskiego miała to być dezinformacja. Przewodniczący KRRiT stwierdził naruszenie przez spółkę Eurozet Radio art. 18 ust. 1 ustawy o radiofonii i telewizji, który głosi, że "audycje lub inne przekazy nie mogą propagować działań sprzecznych z prawem, z polską racją stanu oraz postaw i poglądów sprzecznych z moralnością i dobrem społecznym, w szczególności nie mogą zawierać treści nawołujących do nienawiści lub dyskryminujących ze względu na rasę, niepełnosprawność, płeć, wyznanie lub narodowość". - To nic innego, jak zastraszanie wolnych mediów i wymuszanie autocenzury - komentował wówczas Mariusz Smolarek, redaktor naczelny i dyrektor programowy Radia ZET. Stacja podkreślała wówczas, że zgodnie z prawem przewodniczący KRRiT nie ma prawa wglądu w źródła chronione tajemnicą dziennikarską ani w tajne materiały państwowe, aby rozstrzygać o prawdziwości przekazu.
- 88 tys. zł za audycje w Radiu TOK FM, w których miały się pojawić wypowiedzi "spełniające przesłanki świadczące o postępującej brutalizacji języka debaty publicznej, zmierzające do zacierania granicy między zaangażowaną publicystyką a mową nienawiści". Miały w nich paść m.in. "sformułowania znieważające, poniżające i naruszające godność najważniejszych osób w państwie, w tym prezydenta RP". Miały się tam znaleźć również wypowiedzi, które regulator uznał za ośmieszające i wyszydzające niektóre osoby i grupy społeczne, co w konsekwencji mogło budzić w stosunku do nich niechęć bądź wrogość. Nadawca podnosił, że departament monitoringu biura Krajowej Rady wykluczył, aby w audycjach, których dotyczyło postępowanie, doszło do naruszenia art. 18 Ustawy o radiofonii i telewizji, i wskazywał, że zatem decyzja przewodniczącego KRRiT była sprzeczna z oceną departamentu regulatora.
- 80 tys. za wypowiedź na antenie radia TOK FM, odnoszącą się do wypowiedzi dotyczącej podręcznika "Historia i teraźniejszość" profesora Wojciecha Roszkowskiego. Prowadzący audycję Piotr Maślak, rozmawiając z gościem, nauczycielem historii i wiedzy o społeczeństwie, mówił między innymi o podręczniku tak: "Czyta się to jak podręcznik, przepraszam za to porównanie, dla Hitlerjugend jakiś trochę, chwilami, nie wszędzie, ale chwilami". Wypowiedź ta została poprzedzona przytoczeniem konkretnych cytatów z książki. Radio potem przekazało, że przytaczany w mediach fragment wypowiedzi Maślaka był próbą uściślenia wypowiedzi gościa o intencjach, jakimi mogli kierować się autorzy książki.
W 2022 r. KRRiT wszczęła także postępowania w sprawie ukarania TVN24 za reportaż "Siła kłamstwa" Piotra Świerczka ukazujący, jak Antoni Macierewicz i jego podkomisja manipulowali dowodami, by bronić hipotezy o zamachu smoleńskim. Stało się to po tym, jak do KRRiT wpłynęła skarga samego szefa podkomisji i jednocześnie posła PiS
W kwietniu 2023 roku KRRiT wszczęła także postępowanie wyjaśniające dotyczące jednego z wydań "Kropki nad i", w którym mowa była o udziale Polaków w Holocauście, bo "podczas rozmowy red. Moniki Olejnik z prof. Barbarą Engelking pojawiły się treści antypolskie, fałszowano historię, przypisywano Polakom winę za zagładę Żydów w getcie". Jak wówczas napisał na platformie X (dawniej Twitter) sam Świrski, "jeśli gość programu łże, to dziennikarz ma widzom powiedzieć, że jest to kłamstwo".
Dwie wypowiedzi satyryków. Dwie odmienne reakcje
W kwietniu 2024 roku Świrski ukarał TVN24 za wulgaryzm, który padł z ust satyryka Krzysztofa Daukszewicza podczas programu "Szkło kontaktowe" na żywo, tuż przed godziną 23. Chodziło o wypowiedź z maja 2023 roku – w programie trwało łączenie z Piotrem Jaconiem, dziennikarzem TVN24, ojcem transpłciowego dziecka. Daukszewicz wówczas zapytał o Jaconia: "Jakiej płci on (Piotr Jacoń – przyp. red.) dzisiaj jest?" Gdy zorientował się, co zrobił - już podczas napisów końcowych, ale jeszcze z włączonym mikrofonem - stwierdził: "Chyba ja pier…lnąłem głupotę".
Potem zarówno Daukszewicz, jak i współprowadzący program Tomasz Sianecki przeprosili za pytanie, które w zamyśle miało być żartem. Stacja wyraziła ubolewanie z powodu incydentu. Podkreśliła, że Jacoń przyjął złożone przeprosiny. Szybko usunęła też słowa satyryka z serwisu streamingowego TVN24 GO, a także z powtórek audycji. Podkreślała, że wulgaryzm pojawił się tuż przed godziną 23 i był wyrazem samokrytyki.
Świrski jednak karę nałożył, ponieważ w audycji użyty został wulgaryzm, którego emisja stanowi naruszenie art. 18 ust. 7 ustawy, zgodnie z którym "nadawcy dbają o poprawność języka swoich programów i przeciwdziałają jego wulgaryzacji".
W przypadku słów innego satyryka szef KRRiT postąpił jednak odmiennie.
31 grudnia 2023 roku Jan Pietrzak na antenie Telewizji Republika powiedział: "Ja mam okrutny żart z tymi imigrantami. Że oni liczą na to, że Polacy są przygotowani, bo mamy baraki. Mamy baraki dla imigrantów w Auschwitz, Majdanku, w Treblince, w Sztutowie, mamy dużo baraków zbudowanych tu przez Niemców i tam będziemy tych imigrantów, wpychanych nam nielegalnie przez Niemców, zatrzymywać".
Po tych słowach Muzeum Auschwitz napisało w mediach społecznościowych, że "tragedia Auschwitz pokazuje, do czego prowadzą idee nienawiści i pogardy wobec innego człowieka. Instrumentalizacja losów ludzi, którzy ginęli w niemieckich obozach, w nikczemnej retoryce antyimigracyjnej to haniebny i zatrważający przejaw moralnego oraz intelektualnego zepsucia". Wiele marek wycofało swoje reklamy z Telewizji Republika na znak protestu, a Adam Bodnar poprosił prokuratura krajowego o zajęcie się sprawą wypowiedzi Jana Pietrzaka.
Jak informował serwis Wirtualne Media, do KRRiT wpłynęło 130 skarg na wypowiedź Pietrzaka.
W kwietniu 2024 roku Świrski przekazał jednak, że żadnej kary dla nadawcy nie będzie. W Programie III Polskiego Radia tłumaczył, że satyryk ma prawo powiedzieć "co mu się żywnie podoba", bo mamy wolność słowa. I dodał, że zdanie "mamy baraki dla imigrantów" było wyjęte z kontekstu. "Była to satyra, pokazująca dwulicowość rządu, który najpierw mówi jedno, potem robi drugie, jeszcze dochodzi kontekst brukselski" - stwierdził Świrski.
Bez kar dla Radia Szczecin i TVP
Świrski nie zdecydował się także na ukaranie Radia Szczecin i TVP Info, choć wszczął postępowanie w sprawie "emisji treści umożliwiających identyfikację ofiar pedofila, co w rażący sposób zagrażało dobru małoletnich ofiar przemocy". Chodziło o sprawę syna posłanki Koalicji Obywatelskiej Magdaleny Filiks, który popełnił samobójstwo.
- Nie ma związku pomiędzy samobójstwem tego dziecka i artykułami, które się pojawiły. Prokuratura to mówi. Chronologia wydarzeń pokazuje, że to nie ci dziennikarze ujawnili tę osobę i (umożliwili - przyp. red.) identyfikację tej posłanki. Byli ludzie z klubu tej posłanki, którzy mówili o niej wcześniej, zanim pojawiły się te informacje identyfikujące, według których można było zidentyfikować - mówił w połowie kwietnia 2024 roku w radiowej Trójce Świrski.
Świrski blokuje pieniądze z abonamentu
Po zmianie władzy w Polsce w 2024 roku, za którą poszły zmiany w publicznych mediach, KRRiT nie przekazuje TVP, Polskiemu Radiu i części regionalnych rozgłośni Polskiego Radia należnych pieniędzy z abonamentu.
KRRiT bowiem w lutym 2024 roku zdecydowała, że do "czasu prawomocnego stwierdzenia przez sąd rozwiązania spółki będącej jednostką publicznej radiofonii i telewizji, rozpoczęcia procesu jej likwidacji oraz związanego z tym sposobu reprezentacji spółki" zamierza wypłatę środków z wpływów abonamentowych "kierować do depozytu sądowego celem podjęcia ich w imieniu spółki przez uprawnione do reprezentowania spółki osoby".
Świrski - tak jak Prawo i Sprawiedliwość - uważa, że po grudniowych zmianach wprowadzonych przez ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza władze spółek medialnych są nielegalne. Sienkiewicz z kolei mówi, że rozważa zwrócenie się z wnioskiem do parlamentu o Trybunał Stanu dla Świrskiego, ponieważ jego zdaniem nieprzekazanie przez szefa Rady pieniędzy z abonamentu mediom publicznym ma wszelkie znamiona poważnego naruszenia prawa.
W połowie kwietnia Świrski w radiowej Trójce poinformował, że tam, gdzie likwidatorzy prawomocnie zostali wpisani, tam pieniądze zostały przelane. Dodał, że pozostałe spółki mediów publicznych otrzymają pieniądze, gdy uprawomocnią się wpisy o ich likwidacji, ale "w tej chwili idą na depozyt sądowy".
Dwa dni później likwidatorzy regionalnych rozgłośni publicznych zwrócili się do Świrskiego o równe traktowanie wszystkich spółek i wypłatę pieniędzy z abonamentu. Chodzi o ponad 200 mln zł.
Świrski i kampania o sędziach kradnących kiełbasę
Mariusz Kowalczyk w ostatnim felietonie branżowego portalu Press napisał, że szybko okazało się, ie głównym zadaniem Macieja Świrskiego, jako szefa KRRiT, "jest pilnowanie interesów PiS w mediach". A co robił wcześniej?
W 2012 roku Maciej Świrski założył Fundację Reduta Dobrego Imienia - Polską Ligę Przeciw Zniesławieniom. Organizację, która ma walczyć o dobre imię narodu polskiego. W jej radzie zasiedli wówczas prof. Piotr Gliński, późniejszy minister kultury w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, i Józef Orzeł, były polityk Porozumienia Centrum - partii, której pierwszy liderem został Jarosław Kaczyński.
Potem Świrski w latach 2016-2018 był wiceszefem Polskiej Fundacji Narodowej, organizacji założonej z inicjatywy rządu Beaty Szydło, mającej dbać o wizerunek naszego kraju. W tym czasie fundacja, utrzymująca się z pieniędzy spółek Skarbu Państwa, stworzyła i przeprowadziła kampanię "Sprawiedliwe sądy". W założeniu autorów miała porównywać stan wymiaru sprawiedliwości sprzed reform Prawa i Sprawiedliwości z tym, co może być w przyszłości - zgodnie z propozycjami rządu. Treści przedstawiane w kampanii - m.in. na billboardach - stawiały polskich sędziów w niekorzystnym świetle. Pokazywano na przykład, że kradną kiełbasę.
Wówczas pomysł kampanii Maciej Świrski w Radiu RMF FM tłumaczył tak: - Metodycznie prowadzona jest kampania dezinformacyjna i mówi się o Polsce jak o kraju niepraworządnym, w którym sędziowie mają być poddani władzy wykonawczej, co jest oczywistą nieprawdą. Równocześnie dezawuuje się program reform. Trzeba się temu przeciwstawić, dlatego że ta kampania niszczy wizerunek Polski także w oczach obywateli. Zaprzeczał twierdzeniom, że to partyjna propaganda. - To informowanie obywateli o tym, jak wygląda sytuacja i dlaczego ją trzeba zmienić. Żeby obywatele mogli od swoich parlamentarzystów wymagać prawdy. Koniec - mówił.
W sprawozdaniu z działalności Fundacji za 2017 rok, które Konkret24 opisał jako pierwszy, znalazła się kwota organizacji kampanii - 8,4 mln zł, co stanowiło niemal połowę ówczesnych wydatków organizacji. Ponad trzy razy mniej PFN wydała wówczas na stypendia dla młodych sportowców. W lipcu 2019 warszawski sąd prawomocnie stwierdził, że działania Fundacji polegające na finansowaniu kampanii medialnej pod nazwą "Sprawiedliwe sądy" były niezgodne z jej celami określonymi w statucie.
Źródło: tvn24.pl