Miał 25 lat, gdy w katastrofie w Smoleńsku zginął jego ojciec Maciej Płażyński. - Są takie chwile w życiu każdego człowieka, które nie zostawiają za dużo wyboru - mówi Jakub Płażyński w rozmowie z Arletą Zalewską.
- Zaczynałem dorosłe życie i musiałem je dostosować do sytuacji. Są takie chwile w życiu każdego człowieka, które nie zostawiają za dużo wyboru i każdy musi się dostosować najlepiej, jak może, do sytuacji i brzemię, które na niego spada, unieść - mówi reporterce "Faktów" TVN syn Macieja Płażyńskiego.
Jak opowiada, kilka miesięcy przed śmiercią ojca skończył studia za granicą i wrócił do Polski. - To był taki moment, abyśmy mogli trochę porozmawiać z innej perspektywy - opowiada. - Kilka ostatnich miesięcy było takim zwieńczeniem mojej pracy, jego pracy nad naszymi relacjami - dodaje.
Rocznica nie powinna przesłaniać dobra ludzi, które zginęły
Jak mówi, czas powoduje, że "rany się zabliźniają i zaczynamy inaczej funkcjonować". - Staramy się czasem rozmawiać z tatą w taki trochę duchowy sposób, ale to już nie jest codzienne. To już ma taki swój wymiar duchowy, okazjonalny, wspominkowy. Każdy musi żyć dalej - mówi Jakub Płażyński.
W rozmowie o dziesiątej rocznicy katastrofy smoleńskiej przyznaje, że "złość zawsze w nas będzie, bo każdy z nas pamięta, że taka sytuacja nie miała prawa się wydarzyć, a jednak się wydarzyła". - Wobec tego będziemy mieli w sobie taką cząstkę złości na to, że nie ma naszych bliskich i nad tym nigdy nie przejdziemy do takiej codzienności - mówi.
Podkreśla jednak, że rocznica nie powinna przysłonić dobra, "które w tych osobach, które zginęły, było".
Źródło: tvn24.pl