Kilkaset osób przyszło do Auli Uniwersytetu Zielonogórskiego zobaczyć na scenie na żywo gwiazdy znane z telewizji - Wojciecha Malajkata, Małgorzatę Foremniak czy Szymona Bobrowskiego. Aktorów zobaczyli, ale spektaklu nie udało im się obejrzeć do końca. Wszystko przez kierowców, którzy zostawili auta na zakazie, i policjanta, który przerwał występ.
Do tej nietypowej sytuacji doszło w niedzielę. W Auli Uniwersytetu Zielonogórskiego od godziny 16 odbywał się spektakl "Imię" z udziałem m.in. Wojciecha Malajkata, Małgorzaty Foremniak czy Szymona Bobrowskiego. Jak się okazało, kilka osób z widowni zostawiło swoje auta zaparkowane na zakazie zatrzymywania z tabliczką informującą o odholowywaniu aut na koszt właściciela. Okoliczni mieszkańcy powiadomili o sprawie policję, bo pojazdy utrudniały im dojazd do obiektów Uniwersytetu Zielonogórskiego oraz do budynków mieszkalnych znajdujących się przy ulicy Szafran.
Policja: nie było mowy o żadnym trwającym spektaklu
Jak informuje Komenda Miejska Policji w Zielonej Górze, na miejsce wysłano patrol ruchu drogowego. "Patrol policji po przyjeździe na miejsce stwierdził, że 8 samochodów osobowych zaparkowano w tym miejscu naruszając przepisy. Od pracownika ochrony Auli UZ dowiedział się, że właściciele tych samochodów są w środku 'na jakimś spotkaniu' – nie było mowy o żadnym trwającym spektaklu. Policjant wykazując się troską oraz proobywatelską postawą, a także chcąc zaoszczędzić kierującym kosztów wynikających z holowania pojazdów i przechowywania na parkingu strzeżonym ich pojazdów (590 zł), wszedł na salę, aby poinformować o konieczności przeparkowania samochodów" - informuje w oświadczeniu zielonogórska policja.
Jak czytamy, policjant miał otrzymać zgodę od uczestników na przekazanie informacji o nieprawidłowo zaparkowanych autach i nie przerwał spektaklu. "Ten - jak przekazali interweniującemu policjantowi wychodzący z sali widzowie - został przerwany przez samych aktorów" - podała w oświadczeniu Komenda Miejska Policji w Zielonej Górze.
Organizator: policjant przekroczył uprawnienia
Zupełnie inaczej sytuację przedstawia organizator spektaklu. "Policjant, który wszedł na salę, miał do tego prawo, jednak przekroczył swoje kompetencje poprzez wtargnięcie na scenę i przerwanie spektaklu. Pojawienie się policjanta wprowadziło panikę i zaskutkowało wielokrotnym zakłócaniem spektaklu przez niektórych widzów. Z otrzymanych przez nas informacji wynika, że policjant nie chciał się wylegitymować. Dołożymy wszelkich starań, aby pociągnąć do odpowiedzialności pracownika policji z art. 231 § 1 KK." - napisała w Agencja Artystyczna COPA.PL.
Art. 231 § 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Widzowie: każda cierpliwość ma swoje granice
Widzowie spektaklu nie kryją oburzenia sytuacją. "Świetna sztuka, na którą czekałam od lipca i nie zobaczyłam w całości przez organizatora - brak kadry pilnującej wejścia. No i policjant czy ochroniarz, który wszedł w trakcie spektaklu. Normalnie chyba po prostu zostawia się mandat za szybą..." - napisała jedna z uczestniczek.
Organizatorzy spektaklu przekazali, że wejście do sali znajdowało się jedynie pod nadzorem bileterki oraz ochroniarza - pracownika Auli.
"Jestem zniesmaczony tym, co się tam wydarzyło. W mojej ocenie bezapelacyjnie odpowiedzialność za całe zamieszanie ponosi policjant (...). To on wszedł na salę i bezpruderyjnie przerwał spektakl. Funkcjonariusz narobił zamieszania grożąc, że samochody będą odholowane i do odzyskania na komendzie, natomiast kompletnie nie powiedział, gdzie one stoją (...) Dlatego ludzie na widowni byli zdezorientowani i nie wiedzieli, czy to może dotyczyć ich czy nie, wszak parkowanie w tamtym rejonie to jakiś koszmar" - napisała inna osoba z widowni, dodając, że podczas imprez organizowanych w tym miejscu puste wieczorami w weekendy uczelniane parkingi powinny być udostępnione dla widzów, nawet za dodatkową opłatą.
Inny z widzów przyznaje, że w ogóle nie dziwi go fakt przerwania spektaklu przez aktorów. Jak napisał, uwagę policjanta o źle zaparkowanych samochodach "jeszcze aktorzy znieśli, nawet obrócili w żart". "Ale kiedy właściciele aut zaczęli robić zamieszanie na widowni, włącznie z uwagami na głos, ile jeszcze aut zostało, Małgorzata Foremniak przerwała spektakl, a aktorzy zeszli ze sceny. Nie mam pretensji do aktorów. Mam pretensje do tych widzów, którzy koniecznie musieli podjechać sobie autem tak blisko Auli UZ, jak się dało, łamiąc zakazy, oraz do tych wszystkich, którzy myśleli, że na scenie puszczono im chyba jakiś film, a nie, że grają żywi aktorzy, którym nie wolno przeszkadzać" - napisał w komentarzu.
"Wielka szkoda, że tak wyszło, bo spektakl był świetny i aż żal, że nie zobaczyliśmy, jak ta historia się zakończyła. Nie dziwię się aktorom, że zeszli ze sceny, każda cierpliwość ma swoje granice" - skomentowała inna z uczestniczek zdarzenia.
Policja podaje, ile zaoszczędzili właściciele źle zaparkowanych aut
Jak przekazano, osobom uczestniczącym w niedokończonym spektaklu będą proponować darmowe bilety na inne wydarzenia organizowane w Zielonej Górze. "Jako organizator agencja Copa.pl ponosi w tym przypadku ogromne straty finansowe. Jest nam niezmiernie przykro, że byli Państwo świadkami tego zdarzenia. Liczymy, że przedstawione przez nas wyjaśnienie oraz zaproponowane rozwiązanie będą dla Państwa satysfakcjonujące i spotkamy się ponownie na naszych wydarzeniach" - czytamy.
Zielonogórska policja przekazała, że kierowcy, którzy nieprawidłowo zaparkowali pojazdy, otrzymali jedynie pouczenia. Za popełnione wykroczenie mogli otrzymać 100 zł mandatu, 1 punkt karny, a także zapłacić za odholowanie pojazdu (550 zł) i parkowanie na parkingu firmy pomocy drogowej (40 zł za jedną dobę). "Należy jednoznacznie stwierdzić, że policjanci zachowali się w sposób właściwy z należytą troską o obywateli, którzy dzięki takiej postawie uniknęli kosztów jak i dodatkowych niedogodności związanych z odholowaniem pojazdów" - napisała zielonogórska policja.
Bilety na spektakl kosztowały 120 złotych.
Źródło: TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24