Zatrzymał się przed kałużą, bał się jechać dalej. Dostał dyspozycję: czekaj. Gdy woda zaczęła wdzierać się do środka - motorniczy uciekł z tramwaju. Kamera zarejestrowała jak w ciągu sześciu minut znalazł się pod wodą.
Gdy wyjeżdżał tramwajem linii 9b na trasę po Łodzi nie mógł wiedzieć, że to ostatni przejazd składu.
Nie wiedział tego nawet, gdy był już na ulicy Konstantynowskiej.
- Motorniczy zauważył, że na jego drodze jest kałuża. Bał się, że pojazd nie da rady przejechać bez uszkodzeń, dlatego zaalarmował nadzór ruchu - opowiada Agnieszka Magnuszewska, rzeczniczka MPK Łódź.
Motorniczy usłyszał dyspozycję - zatrzymać się przed kałużą i poczekać, aż poziom wody spadnie na tyle, aby móc kontynuować jazdę. Na filmie nagranym kamerką z kabiny motorniczego widać, że z każdą chwilą kałuża zmieniała się w rozlewisko.
- Woda wdzierała się do środka. Motorniczy musiał się ewakuować. Sam, bo w pojeździe, na szczęście, nie było już pasażerów - relacjonuje rzeczniczka łódzkiego przewoźnika.
Wystarczyło sześć minut, by tramwaj został zalany.
Dlaczego motorniczy nie próbował ratować tonącego składu i po prostu nie cofnął?
- Tramwaje nie mogą cofać bez pomocy pilota, który dbałby o to, aby nie doszło do niebezpiecznej sytuacji. Tramwaj był zalewany na ulicy pełnej ludzi i samochodów - mówi Magnuszewska.
Na złom
Woda w pewnym momencie sięgała do okien składu.
- Kompletnie zalany został silnik, rozrusznik i przetwornice. Nawet po wysuszeniu tych części trudno spodziewać się, żeby skład nadawał się do eksploatacji - opowiada Marcin Ziękowski, kierownik serwisu MPK Łódź.
Sprawdzili - tramwaju nie opłaca się naprawiać.
- Będzie zezłomowany. Jego wartość to około 30 tysięcy złotych - wylicza Agnieszka Magnuszewska. Do piątku tramwaj zdążył pokonać dwa miliony kilometrów. To pięć razy więcej, niż wynosi odległość Ziemi od Księżyca.
- Skład zdążył zapracować na emeryturę - kończy rzeczniczka MPK.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: MPK ŁÓDŹ