Na hamowanie nie było czasu. Zbigniew opowiada, że biały samochód wyjechał prosto na niego. - Szarpnąłem kierownicą, tyle mogłem zrobić - mówi. Zderzenie z drzewem przeżył cudem, prędkościomierz w rozbitym aucie ciągle pokazuje 90 kilometrów na godzinę. Sprawcy zdarzenia szuka policja.
Zbigniew jechał od strony Radomska w województwie łódzkim. Przejeżdżał przez miejscowość Borki, kiedy zauważył z oddali biały samochód osobowy. Od razu zwrócił na niego uwagę.
- Wyprzedzał jak wariat. Ale jak byłem kilkaset metrów od niego, to się schował za ciężarówką - opowiada Zbigniew.
Kiedy już miał minąć się z jasnym autem, jego kierowca nagle zmienił pas.
- Chciał "na trzeciego" wyprzedzić tira. Ale zrobił to tak, że wyjechał pod moją maskę. Mogłem iść na czołówkę, albo spróbować uciekać. Wybrałem to drugie - mówi rozmówca tvn24.pl.
Próba ucieczki skończyła się poślizgiem.
- Słabo to wszystko pamiętam. Nigdy wcześniej nie miałem wypadku. Było szarpnięcie i huk - opowiada. Dla świadków sytuacja wyglądała dramatycznie. Nic dziwnego, skoro samochód Zbigniewa został niemal zupełnie zniszczony. Licznik zatrzymał się na 90 km/h. Jakimś cudem kierowca wyszedł z pojazdu niemal bez szwanku.
- Byłem obolały, ale miałem mnóstwo szczęścia. Jak "laweciarz" przyjechał, to zapytał, gdzie jest worek na zwłoki - mówi kierowca.
Szukają sprawcy
Służby zostały wezwane przez świadków. Kierowca białego auta, który miał doprowadzić do zdarzenia, się nie zatrzymał.
- Od policjantów się dowiedziałem, że skoro nic mi nie jest, to oni to traktują jako wykroczenie. Chcieli mi wręczyć mandat - opowiada kierowca.
I tłumaczy, że funkcjonariusze początkowo uznali, że nie dostosował on prędkości do warunków i powinien zostać ukarany.
- Nie chcieli słuchać świadków, chociaż oni potwierdzali moją narrację. Policjanci jednak uznali, że skoro nie potrafią podać numerów z tablic rejestracyjnych, to nie ma potrzeby ich słuchać. Pomogła dopiero interwencja żony - opowiada kierowca.
Sprawa nie skończyła się mandatem, tylko rozpoczęciem poszukiwań kierowcy białego auta.
- Usłyszałem w końcu od policji, że gdyby nie świadkowie, to sprawa by była nie do udowodnienia - mówi Zbigniew.
Jego żona Ilona niedługo potem opublikowała w internecie prośbę o to, aby zgłaszali się wszyscy kierowcy, którzy w sobotę około 14 jechali w pobliżu miejsca zdarzenia.
"Zareaguj i prześlij proszę nagranie mnie lub udostępnij policji w Radomsku. Następnym razem to ty, lub ktoś ci bliski może być kolejną ofiarą tego sprawcy" - apeluje.
Informacje w sprawie zdarzenia można zgłaszać pod numerem radomszczańskiej komendy policji: 44 685 28 11 Policja czeka na pomoc
Policja również prosi o pomoc:
- Wersja przedstawiona przez kierowcę, który uderzył w drzewo, jest prawdopodobna. Należy zrobić wszystko, żeby odtworzyć dlaczego doszło do tego zdarzenia - mówi nadkom. Włodzimierz Czapla z radomszczańskiej policji.
Do sądu
Nadkom. Czapla informuje, że ponieważ kierowca peugeota nie ucierpiał, to potencjalnemu sprawcy nie grozi odpowiedzialność za ucieczkę z miejsca zdarzenia bez udzielenia pomocy.
- W tej sytuacji może mu grozić do 500 złotych mandatu. Najpewniej jednak, w przypadku dotarcia do sprawcy, skierujemy sprawę do sądu - zapowiada policjant.
Jeżeli tak by się stało, kierowcy może grozić do pięciu tysięcy złotych grzywny. Może on również stracić uprawnienia do kierowania pojazdami mechanicznymi.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne żony poszkodowanego