W poniedziałek w Łodzi zostaną otwarte żłobki i przedszkola. Ale zanim to nastąpi, urzędnicy chcą mieć pewność, że pracownicy tych placówek są zdrowi. Dlatego kupili dla nich testy. Zdaniem specjalistów pomysł jest dobry, ale wykonanie takie sobie.
Czas goni, chociaż i tak przedszkola w Łodzi zostaną otwarte półtora tygodnia później, niż zapowiadał to tuż przed majówką premier Mateusz Morawiecki.
- Placówki ruszą w poniedziałek, 17 maja. Wcześniej nie dało się tego zrobić, żeby mogły one funkcjonować w narzuconym reżimie sanitarnym. I chociaż dużo już zrobiliśmy, to ciągle jeszcze mamy mnóstwo pracy przed sobą. Bo przebadać trzeba całą kadrę, która będzie miała kontakt z dziećmi - mówi prezydent Łodzi Hanna Zdanowska.
"Musimy mieć pewność"
W środę miasto podpisało umowę z podmiotem, który w najbliższych dniach ma przetestować badaniem przesiewowym blisko trzy tysiące osób ze żłobków i przedszkoli. Ich wyniki mają być znane jeszcze przed poniedziałkiem.
- Musimy mieć pewność, że dzieci w placówkach za które odpowiadamy będą bezpieczne. Szkoda, że potrzeby przetestowania kadry nie widzi rząd ani służby sanitarne. Badania musimy sfinansować z pieniędzy miasta - dodaje Małgorzata Moskwa-Wodnicka, wiceprezydent Łodzi odpowiedzialna za edukację.
Pracownicy placówek dla dzieci będą poddani tak zwanym szybkim, przesiewowym testom serologicznym. Polegają one na sprawdzeniu, czy w organizmie człowieka wytworzyły się tzw. przeciwciała, czyli czy została wytworzona odporność na koronawirusa. Minus tych testów jest taki, że człowiek wytwarza przeciwciała dopiero kilka dni po tym, jak zainfekował się wirusem. Możliwe więc jest to, że osoby we wczesnym stadium będą i tak miały negatywny wynik. Między innymi dlatego testy przesiewowe nie są rekomendowane przez Światową Organizację Zdrowia.
Metoda nie jest więc idealna, ale jak przekonują urzędnicy, pozwoli na wychwycenie przynajmniej niektórych zachorowań i sprawdzenie, jak wiele osób w łódzkiej oświacie mogło przejść przez zakażenie bezobjawowo.
- Osoby, u których wyniki będą pozytywne, nie będą mogły w najbliższy poniedziałek pojawić się w pracy. Zamiast tego będą kierowane na dokładniejsze, genetyczne testy PCR - tłumaczy Marcin Masłowski, rzecznik Hanny Zdanowskiej.
Prośby były, ale nieskuteczne
Za każdy z testów łódzki podatnik będzie musiał zapłacić od 60 do 100 złotych. Takie widełki cenowe podała we wtorek prezydent Hanna Zdanowska (nie znała jeszcze wtedy ostatecznej ceny). - Całe, jednorazowe przeprowadzenie testów będzie kosztowało około 300 tysięcy złotych - informuje Marcin Masłowski. Miasto - jak mówi - nie chciało płacić z własnego budżetu i prosiło o to sanepid. Bezskutecznie.
- Wystąpiliśmy też w tej sprawie do wojewody łódzkiego, któremu przecież podlegają służby sanitarne w czasie pandemii - mówi Masłowski. W piśmie skierowanym do prezydent Zdanowskiej wojewoda Tobiasz Bocheński informuje, że nie może on zlecić przeprowadzenia takich badań i dlatego zaleca ponowne skontaktowanie się z powiatowym sanepidem.
Wojewoda apeluje przy tym o "stosowanie aktualnych wytycznych Głównego Inspektora Sanitarnego". A w nich nie ma słowa o przeprowadzaniu testów w formie zaproponowanej przez magistrat.
Sanepid: popieramy, ale płacić nie możemy
Urszula Jędrzejczyk, Powiatowy Inspektor Sanitarny w Łodzi podkreśla, że ze wszystkich sił popiera profilaktyczne badania i do nich namawia. Ale - jak twierdzi - sanepid nie może ich sfinansować.
- Ustawa z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi precyzuje, komu Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny może zlecić badania. To podejrzani o zakażenie, nosiciele i ozdrowieńcy. To też osoby, które były narażone na zakażenie przez styczność z osobami zakażonymi, chorymi lub miały kontakt z materiałem zakaźnym. Pracowników żłobków i przedszkoli nie można zaliczyć do żadnej z tych grup - argumentuje.
Podkreśla, że sanepid nie ma pieniędzy, żeby zlecić badanie tak dużej grupy zawodowej.
- Im więcej badań, tym lepiej. Badaniami można szybko izolować osoby zakażone SARS-CoV-2, chore oraz zakażone bez objawów chorobowych. Dzięki temu można nie dopuścić do dalszego rozprzestrzeniania się zakażeń. Za takie prewencyjne badania musi jednak płacić zleceniodawca, pracodawca lub osoba, która sama chce się przebadać - podkreśla Urszula Jędrzejczyk.
Testować? Tak, ale nie w ten sposób
Dr Grażyna Cholewińska, specjalista chorób zakaźnych w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie mówi, że przetestowanie kadry, która będzie miała kontakt z dziećmi jest - z punktu widzenia epidemiologicznego - kluczowe.
- Idea jest bardzo dobra. Kontrowersyjna jest za to metoda, która po prostu niewiele da. Testy przesiewowe powiedzą urzędnikom nie więcej niż to, jaki procent pracowników przedszkoli i żłobków był kiedyś zarażony koronawirusem. To mało praktyczna wiedza - tłumaczy.
Jej zdaniem łódzkich urzędników nie należy jednak krytykować. - Rząd poinformował o tym, kiedy placówki mają zostać otwarte, ale za tym nie poszły pieniądze, które by na to pozwoliły w sposób bezpieczny - ocenia dr Cholewińska.
Jej zdaniem, wszyscy pracownicy placówek, które wznawiają pracę, powinni być przebadani testami genetycznymi PCR - czyli tymi, na podstawie których resort zdrowia dwa razy dziennie raportuje o liczbie zakażonych osób. Są one w stanie wykryć zakażenie koronawirusem w bardzo wczesnym stadium.
- Problemem są pieniądze. Testy PCR są kilkukrotnie droższe niż testy przesiewowe. Nie dziwię się więc, że niektórych samorządów na to nie stać - dodaje.
W reżimie sanitarnym
Drogą Łodzi na razie nie planują podążać samorządowcy z innych dużych miast. Testowani nie będą m.in. pracownicy przedszkoli i żłobków z Warszawy, Gdańska, Wrocławia i Poznania.
- Testuje sanepid, a nie samorząd. Są procedury sanitarne i trzeba się ich trzymać. Testuje się tych, którzy mają objawy lub podejrzenia kontaktu z koronawirusem. Poza Łodzią inne miasta podchodzą do tego podobnie jak my - mówi w rozmowie z tvn24.pl Mariusz Wiśniewski, zastępca prezydenta Poznania, odpowiedzialny za oświatę.
Przypomina, że testów nie ma w wytycznych Głównego Inspektoratu Sanitarnego, i wskazuje, że jednorazowe testy w Łodzi mogą nie mieć sensu. - Przecież już dzień po teście też ktoś może zachorować. Dlatego za testy niech dalej odpowiada sanepid, a samorządy muszą działać odpowiedzialnie - dodaje Wiśniewski.
Jedna czwarta
Chęć pozostawienia swoich dzieci w przedszkolu lub żłobku zadeklarowało około 25 proc. rodziców z Łodzi. - Od poniedziałku spodziewamy się przyjęcia około trzech tysięcy przedszkolaków i 850 dzieci w żłobkach - wylicza prezydent Hanna Zdanowska.
Na wyposażenie placówek w środki dezynfekcji miasto musiało wydać około 400 tysięcy złotych.
- Wskazane przez GIS wytyczne sprawiły, że nie wszystkie placówki mogą być otwarte. Wiele przedszkoli znajduje się w zabytkowych budynkach, w których nie można zorganizować pracy tak, aby drogi grup dzieci się nie przecinały - podkreśla Zdanowska.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock