- Zaszyłem się od alkoholu, przestałem brać narkotyki. Ostatnio chodziłem nabuzowany - tłumaczył się przed sądem w Łodzi Dawid K. W zeszłym roku zaatakował nieznajomego, obywatela Indii. Za atak na tle rasistowskim grozi mu do pięciu lat więzienia.
Wracał z łowienia ryb. Bo - jak mówił przed sądem oskarżony - one sprawiały, że czuł się spokojniejszy.
- Nosiło mnie. Może to przez to, że chciałem zmienić swoje życie, odciąć się od środowiska. Może to też przez to, przez co musiałem w życiu przejść - opowiadał 25-latek.
Przyznał się do tego, że 21 czerwca 2019 roku w Aleksandrowie Łódzkim zaatakował 27-letniego dziś Hindusa. Ciosy zadawał kijem. Gdy obcokrajowiec upadł, zadawał kolejne ciosy.
- Chciałbym bardzo przeprosić tego człowieka - mówił Dawid K.
W czwartek, przed Sądem Okręgowym w Łodzi wycofał wcześniejsze wyjaśnienia, które składał w czasie śledztwa. Wtedy umniejszał swoją rolę w całym zajściu - najpierw mówił, że to obcokrajowiec go zaatakował. Potem zmienił wersję - że nie tyle zaatakował, co dał do zrozumienia, że ma "złe intencje".
- To nie było tak. To ja zaatakowałem. Tamten człowiek nic mi nie zrobił - mówił Dawid K. na sali rozpraw.
Bez wyroku
Ponieważ w żaden sposób nie kwestionował udziału w zajściu z ubiegłego roku, prokuratura i obrońca oskarżonego wnosili o przeprowadzenie skróconego procesu - bez przesłuchiwania świadków.
Sąd jednak do tego wniosku się nie przychylił wskazując, że w wyjaśnieniach mężczyzny są "pewne niejasności".
W czwartek Dawid K. opowiadał o swoich trudnych przeżyciach. Opowiedział m.in. o tym, że jako dziecko był świadkiem samobójstwa ojca.
- Matka piła. Wiele czasu spędziłem w poprawczaku - tłumaczył.
Proszony przez swojego obrońcę, mec. Piotra Konę udowadniał, że nie jest tylko "głupkiem i chuliganem".
- Zająłem się szachami. Mam tytuł wicemistrza Polski w szachach i mistrza Polski w drużynie. Wyżywałem się dotąd poprzez sport - tłumaczył.
Krew płynęła po twarzy
Hindus, który został zaatakowany w ubiegłym roku, nie pojawił się na sali rozpraw. Mężczyzna mieszka w Polsce od dwóch lat. Pracuje w jednej z firm w Aleksandrowie Łódzkim. Wtedy, 21 czerwca chciał pojechać do Łodzi, by spędzić w niej wieczór. Poszedł na przystanek autobusowy. I tutaj spotkał się z 25-latkiem - znanym już wtedy w okolicy ze swoich agresywnych zachowań.
- Próbowałem się bronić. Złapałem kij, aby nie mógł mnie bić. Potem upadłem i uderzył mnie tak, że aż złamał się kij. Poczułem strugę krwi płynącą po twarzy - opowiadał przed kamerą TVN24 zaatakowany obcokrajowiec.
Pobity 26-latek trafił do szpitala, ale na szczęście obrażenia nie zagrażały jego życiu. Do domu został wypisany kolejnego dnia.
Zaatakowany Hindus po ataku podkreślał, że mimo tego swoją przyszłość wiąże z Polską i nie planuje wyjeżdżać z kraju.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź