Łódzki sąd apelacyjny wydał wyrok w sprawie 52-letniego stalkera, który oblał swoją ofiarę kwasem siarkowym. Do więzienia ma trafić na 25 lat. Po wyjściu na wolność nie będzie mógł się zbliżać do swojej ofiary przez 12 kolejnych.
Robert W. został prawomocnie skazany. Sąd apelacyjny podtrzymał wcześniejszy wyrok z niższej instancji skazujący mężczyznę na 25 lat więzienia.
- Sąd pierwszej instancji prawidłowo ocenił materiał dowodowy - uzasadniała sędzia Izabela Dercz, przewodnicząca składu.
Sąd drugiej instancji wydłużył za to okres zakazu zbliżania się do poszkodowanej kobiety po tym, jak skazany opuści celę - z roku do dwunastu lat.
Tym samym sąd w pełni przychylił się do apelacji prokuratora i - częściowo - pełnomocnika zaatakowanej kobiety (wnioskował o wydłużenie okresu zakazu zbliżania się do 15 lat).
Z kolei obrońca Roberta W. zaznaczał, że sąd pierwszej instancji niesłusznie skazał jego klienta za usiłowanie zabójstwa.
- Zgromadzony materiał dowodowy nie daje podstaw do stwierdzenia, że działał on z zamiarem odebrania życia. Mój klient przewidywał, że dojdzie do mniejszych obrażeń - zaznaczał w swojej mowie końcowej mec. Adam Kozłowski.
Bezskutecznie wnosił o uchylenie poprzedniego wyroku i skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia przez pierwszą instancję.
Sędzia odniosła się do argumentów obrony w mowie końcowej. - Każdy przeciętnie rozumujący człowiek ma świadomość, że kwas siarkowy jest groźny dla życia. Oskarżony ma ponadprzeciętną inteligencję, więc dla niego tym bardziej powinno to być oczywiste - podkreślała.
Nerwy oskarżonego
Na środowe odczytanie wyroku Robert W. nie został dowieziony. Tydzień temu - podczas rozprawy, na której zamknięto przewód sądowy - wnioskował o to, aby mógł być przywieziony z aresztu, ale przewodnicząca składu sędziowskiego się na to nie zgodziła.
Chwilę po zakończeniu przewodu sądowego Robert W. podniesionym tonem wyraził wówczas oburzenie, że sąd pierwszej instancji nie zwrócił uwagi na jego postawę względem ofiary.
- Okazałem skruchę. Powiedziałem, że jest mi szkoda tej dziewczyny. Dalej tak jest. A zostało to pominięte przez sąd - mówił.
Podkreślał, że nie jest złym człowiekiem. Podkreślał, że musiał dużo przejść - był w "poprawczaku" i więzieniu. Mimo to - jak zaznaczył - zaczął studiować filozofię i "miał wysoką średnią".
Tragedia w sądzie
Poszkodowana Katarzyna Dacyszyn nie pojawiła się na odczytaniu wyroku.
Została zaatakowana 22 sierpnia 2016 roku. Wtedy to miała odbyć się rozprawa, w której Robert W. był oskarżony o długoletnie nękanie kobiety. Mężczyzna przyszedł na rozprawę o stalking. Do sądu wniósł przygotowany wcześniej w domu kwas siarkowy. Przemycił go w słoiczku po kawie. Na korytarzu podszedł do czekającej na rozprawę Dacyszyn i wylał żrącą substancję na twarz, ręce i tułów kobiety.
Przerażoną i ciężko poparzoną zajęli się pracownicy sądu. Napastnik zaś usiadł spokojnie, zapalił papierosa i zadzwonił do kolegi. Poprosił, aby ten przekazał jego matce, że został zatrzymany przez policję. Trafił do aresztu. Początkowo był oskarżony o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pani Katarzyny, ostatecznie prokuratorzy oskarżyli go o usiłowanie zabójstwa. Biegli powołani w czasie śledztwa uznali bowiem, że kwas mógł dostać się do dróg oddechowych i pokarmowych poszkodowanej, a w efekcie doprowadzić do zgonu.
Wróg znikąd
Robert W. nękał Katarzynę Dacyszyn przez 11 lat wiadomościami z różnych numerów telefonów i różnych profili internetowych. O tym, że to sąsiad z tego samego bloku, kobieta dowiedziała się po wielu latach. Podkreśla, że nigdy go nie poznała, nie mieli też wspólnych znajomych.
Redakcji tvn24.pl udało się dotrzeć do akt sprawy, z których wynika, że W. zmienił nazwisko, żeby bardziej kojarzyć się z drapieżnikiem. Wytatuował też sobie insygnia generalskie. Z wysyłanych przez niego wiadomości wynika, że bacznie obserwował życie swojego "celu". Wysyłał też liryczne wiadomości, w których przekonywał, że "zachorował" i "chce wyzdrowieć z tego uczucia".
Nękanie przybrało na sile, kiedy kobieta - mimo upływu czasu - nie wykazywała zainteresowania mężczyzną. - W 2014 roku rozstałam się z dotychczasowym partnerem. Wtedy wiadomości się nasiliły. Dostałam wiadomość: "Zaczniesz mi odpowiadać, czy mam pojawić się w twoich drzwiach z różą w zębach, żebyś umarła ze strachu?" - opowiadała Katarzyna Dacyszyn tvn24.pl jeszcze przed odczytaniem wyroku.
"Zabić, to jak splunąć"
Kobieta zgłosiła się na policję. Stalker został oskarżony o przestępstwo z art. 190 Kodeksu karnego, czyli uporczywe nękanie. Przed sądem miał odpowiadać z wolnej stopy. Groziło mu do trzech lat więzienia.
Prokuratorzy ustalili, że atak zaczął planować w lutym 2016 roku. W internecie wyszukiwał sposobów otrzymania żrących substancji. Sprawdzał, jak atak kwasem może wpłynąć na wygląd ofiary. W końcu kupił niezbędne składniki.
- Dla mnie zabić, to jak splunąć. Gdybym chciał, to ona już by nie żyła - mówił prokuratorom już po zatrzymaniu. - Chciałem, żeby jak najwięcej kwasu dostało się na jej twarz, usta, nos i oczy - mówił w prokuraturze po zatrzymaniu.
Autor: bż/mś / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź