Schemat działania miał podobny. Przyjeżdżał na stację benzynową samochodem, na który zakładał kradzione tablice rejestracyjne. Podchodził do dystrybutora, nalewał paliwo do baku lub kanistra i uciekał. - Mężczyzna zadbał m.in. o zasłanianie nalepki na przedniej szybie za pomocą ulotki - tłumaczy kom. Adam Kolasa z łódzkiej policji.
Takie "wizyty" były udręką kilku łódzkich stacji benzynowych.
- Mieliśmy podejrzenie, że za wieloma przypadkami może stać ta sama osoba - dodaje Kolasa.
Warto podkreślić, że od policyjnych podejrzeń do momentu zatrzymania sprawcy minęły prawie dwa lata.
W tym czasie 44-letni sprawca sprawca (według wyliczeń funkcjonariuszy) ukradł paliwo za stacji 57 razy.
Łączna wartość skradzionego paliwa to ponad 14 tys. złotych.
Sport ekstremalny?
- Sprawca był bardzo zaskoczony, kiedy funkcjonariusze zapukali do jego domu na łódzkiej Dąbrowie.
Usłyszał już zarzuty kradzieży, za które może mu grozić do pięciu lat więzienia - tłumaczy Kolasa.
Mężczyzna przyznał się do stawianych zarzutów. Zobowiązał się do całkowitego zadośćuczynienia za wyrządzone straty. Jak mówił podczas przesłuchania, miał pieniądze na tankowanie, ale kradł z braku adrenaliny.
Podejrzany nigdy wcześniej nie miał problemów z prawem.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Łodzi