Prowadził po alkoholu, zabił dwie osoby i uciekł. Niemal dokładnie rok po tragedii Paweł K. usłyszał wyrok.
Sąd wymierzył 36-letniemu oskarżonemu karę nieco niższą, niż domagali się prokuratorzy. W akcie oskarżenia śledczy żądali dla niego 12 lat więzienia. Sąd złagodził karę o półtora roku ze względu na - jak uzasadniali sędziowie - pewne argumenty łagodzące.
- Grupa, w którą wpadł oskarżony swoim samochodem, szła nieprawidłową stroną ulicy. Zabici mężczyźni szli jezdnią, a nie poboczem - argumentował Paweł Baliński, przewodniczący składu sędziowskiego.
Dodał przy tym, że nie ma żadnych wątpliwości, że Paweł K. powinien trafić do więzienia. Mężczyzna został uznany winnym spowodowania wypadku w stanie nietrzeźwości, w którym zginęły dwie osoby oraz jazdy pod wpływem alkoholu i bez uprawnień.
Skazany będzie musiał pokryć koszty sądowe, zapłacić odszkodowanie rodzinom ofiar i dożywotnio stracił prawo jazdy. Wyrok nie jest prawomocny.
- Jeszcze nie wiemy, czy będziemy odwoływać. Poprosiliśmy na razie o jego uzasadnienie - powiedział obrońca oskarżonego mec. Witold Balas.
"Zabił ich z zimną krwią"
Na odczytaniu wyroku pojawili się bliscy mężczyzn, którzy zginęli z winy skazanego. Rodzice 21-letniego Mateusza byli rozczarowani faktem, że sąd nie wymierzył Pawłowi K. najwyższej możliwej kary. - On jest mordercą, zabił z zimną krwią. Nie nieumyślnie, świadomie... on zabrał mi całe życie... - płakała matka.
Pełnomocnik rodziny zabitego 17-latka stwierdził, że wyrok dla Pawła K. jest "adekwatny do winy".
Zginęli nad ranem
Do wypadku doszło w nocy z 17 na 18 maja 2014 roku. Kierowane przez pijanego 35-latka kombi jechało w środku nocy przez miejscowość Strzałków (łódzkie). Policja ustaliła, że w pewnym momencie samochód wypadł z trasy i uderzył w czterech młodych mężczyzn idących poboczem. Dwaj z nich zginęli na miejscu.
Po uderzeniu w pieszych K. nawet się nie zatrzymał. Zamiast udzielić pomocy, wyłączył światła w samochodzie, żeby - jak sam mówił policjantom - trudniej było go zidentyfikować.
Udało się go zatrzymać dopiero kilka godzin później, w domu. Policja przyjechała do niego o 7:45 - kierowca miał wtedy w organizmie 1,3 promila alkoholu. W czasie śledztwa przyznał się do spowodowania wypadku.
Pijany recydywista
W momencie wypadku Paweł K. nie miał uprawnień do kierowania samochodu. Prawo jazdy stracił w 2012 roku po tym, jak został przyłapany za jazdę po pijanemu. Prawo jazdy teoretycznie mógł odzyskać dopiero po roku, ale na zwrot dokumentu nie zgodził się lekarz.
Od momentu wypadku Paweł K. przebywa za kratkami.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/r / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź/ KPP Radomsko