Początkowo było ich pięć, później 18 i z roku na rok populacja rośnie. Dziś szacuje się, że jest ich około 30 sztuk. Mowa o sowach uszatkach, które od kilkunastu lat zamieszkują na terenie Zespołu Szkół Zawodowych numer 1 w Głownie (woj. łódzkie). Ich ulubionym drzewem stała się wierzba, która rośnie na szkolnym dziedzińcu naprzeciwko korytarzy. Ptakom nie przeszkadza hałas dzwonków i gwar dochodzący ze szkoły. Często nawet siadają na parapetach i zaglądają do lekcyjnych sal. - To jest coś niesamowitego, to jest zjawisko nadprzyrodzone. Tu jest Hogwart w Głownie - przekonuje dyrektorka placówki.
Sowy na rosnącej na zamkniętym szkolnym dziedzińcu wierzbie - jak relacjonują nam nauczyciele - pojawiły się kilkanaście lat temu. Na początku ptaków było pięć, ale w kolejnych latach coraz więcej. W 2017 - kiedy likwidowano gimnazja - naliczono ich aż osiemnaście. Rok później ptaki odleciały z powodu remontu placówki, ale kiedy w Polsce szalał koronawirus, wróciły i zaglądały w okna zdziwione, że nie ma uczniów. Teraz ich populacja ponownie poszybowała w górę i może być ich nawet trzydzieści.
"Zjawisko nadprzyrodzone"
Dyrektorka Zespołu Szkół Nr 1 w Głownie, Elżbieta Kołodziej, przekazuje, że na terenie placówki może mieszkać nawet 30 sów. - We wrześniu, w październiku mieliśmy ich około 30 - to jest coś niesamowitego. Jeszcze dwa tygodnie temu widziałam 18. Wszyscy, którzy tutaj przychodzą, nie znajdują odpowiedzi na pytanie, dlaczego tutaj i dlaczego w takiej liczbie, tym bardziej, że nie tak daleko są lasy i one tam mogłyby sobie bytować, a tutaj, jak wiemy, jest głośno, co rusz są jakieś budowy, a te sowy nadal tutaj są - informuje szefowa placówki.
- Zakładają rodziny piątkami. Wtedy, kiedy doliczyliśmy do 30 sztuk, to było niesamowite wrażenie takiego systemu - siadały po pięć na gałęziach - od najmniejszej do największej i przypatrywały się temu co się dzieje wokół - to jest coś niesamowitego, to jest zjawisko nadprzyrodzone. Tu jest Hogwart w Głownie - przekonuje Elżbieta Kołodziej. Dodaje, że sowy już tak weszły w szkolny krwioobieg, że uczniowie jednej z klas zrobili świąteczny stroik w kształcie sowy. - Ta praca zajęła pierwsze miejsce, wisi w naszych holu głównym - sowa z czapką Mikołaja - podsumowuje z uśmiechem na twarzy dyrektor głowieńskiej szkoły.
Lekcje żywej biologii
Sowy są też bohaterkami lekcji biologii w głowieńskiej szkole. Jadwiga Pawlicka, nauczycielka tego przedmiotu, pokazuje nam zebrane pod wierzbą tak zwane wypluwki, które są włożone do przezroczystego pojemnika. Jak mówi, sowy spowodowały, że dochodzi do żywych lekcji biologii. - Mam ze sobą wypluwki, które znajdujemy w trawie pod wierzbą, gdzie te sowy siedzą. Te wypluwki są wypłukane, bo normalnie one zawierają resztki niestrawionych przez sowy gryzoni. Jak wiemy, sowy nie mają zębów, jak to wszystkie ptaki, w związku z tym połykają zdobycz w całości, część niestrawiona zostaje po prostu wypluta - opisuje Pawlicka.
Nauczycielka przekazuje, że kadra pedagogiczna nadal jest "w szoku", bo to nie jest typowe miejsce dla tych ptaków". - One traktują naszą wierzbę jako miejsce swojego wypoczynku, ale gnieżdżą się 50 metrów dalej wysoko w sosnach, gdzie są niedostępne dla drapieżników i ciężko je tam naprawdę dostrzec - dodaje. I rzeczywiście, na wierzbie przed szkołą siedziały dwa ptaki, które stawiały czoła deszczowi i silnemu wiatrowi. 50 metrów dalej, kiedy podeszliśmy pod kilka rosnących na terenie dużych sosen, w ich koronach można było dostrzec i naliczyć kilkanaście siedzących sów. Ptaki dosłownie zlewały się z igliwiem i ciężko było je zauważyć.
Pod sosnami - tak jak pod wierzbą - leżało kilkadziesiąt wypluwek, świadczących o tym, że sowy były już po śniadaniu.
Jadwiga Pawlicka informuje też, że kiedy sowy siedzą na wierzbie naprzeciwko szkolnego korytarza, udaje się z nimi nawiązać kontakt. - To jest niesamowite, one są tak ciekawskie, zaglądają w okna, siadają na parapetach, pięknie się z nimi po prostu współpracuje - podsumowuje nauczycielka.
Role odgrywa pożywienie
Nikt tak dobrze nie zna głowieńskich sów, jak Barbara Sukiennik, szkolna woźna. Przebywa często z nimi od rana do wieczora, i jak mówi, zna doskonale ich zwyczaje. - Od rana w okresie godowym można zaobserwować, jak one pięknie kończą swoje łowy nocne. Wieczorem jest podobnie. Myślę, że ta wierzba - która ma około 50 lat - one się świetnie dzięki niej odnajdują. My się cieszymy, bo w miejskim środowisku jest to mało spotykane, gdyż sowy zamieszkują pogranicza lasów, jakieś cmentarzyska. A tutaj jest gwar, są dzwonki na przerwę i lekcje, jest boisko, nawet w tej chwili jesteśmy w trakcie budowy po sąsiedzku, one nie boją się niczego i chyba już są genetycznie wychowane tak, że mimo takich warunków, one chcą zostać z nami - przekonuje. Dodaje, że dużą rolę odgrywa pożywienie, którego mają pod dostatkiem. - One mają tutaj dużą bazę żywieniową, to jest dla nich bardzo ważne. Tam są komórki, domy z ogródkami i jest tutaj mnóstwo norników, szczurów, dla nich to raj. Także cieszymy się, że sowy są z nami i pokoleniowo na pewno tutaj zostaną - przekazuje.
Hogwart województwa łódzkiego
O niecodzienne zjawisko, do którego dochodzi na terenie szkoły zapytaliśmy specjalistę z łódzkiego ogrodu zoologicznego, który na temat ptaków wie wszystko. - Te sowy nie są płoszone, ta wierzba i te sosny to znakomite miejsce do rozrodu i po prostu trzymają się tego miejsca i nie mają potrzeby szukać nowego - komentuje Michał Sobczak z łódzkiego ogrodu zoologicznego.
Dodaje, że sowy uszatki często bytują niedaleko siedzib ludzkich. Są łagodne i są sprzymierzeńcami w walce ze szkodnikami. - To nie jest dla nich żaden problem, że tam jest hałas. Do tego teraz jest znakomity moment na zbieranie pożywienia, nie ma pokrywy śnieżnej i łatwo schwytać gryzonia, a jak są jeszcze tam jakieś zadrzewienia, to dla nich jest to znakomite miejsce do wypoczynku i do żerowania - przekonuje. - Śmiało można powiedzieć, że jest to nasz Hogwart województwa łódzkiego - podsumowuje pracownik łódzkiego zoo.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Barbara Sukiennik