Jest uznawany za geniusza kinematografii i pioniera nowoczesnych technologii. Po zdobyciu Oscara, wyjeździe na emigrację i rozstaniu z kinematografią, teraz chce do niej wrócić. Zbigniew Rybczyński, twórca nieśmiertelnego „Tanga”, pracuje nad filmem o polskich Żydach.
- Od dawna chciałem zrobić film w pewnym sensie dokumentalny – powiedział artysta na festiwalu „Animator\2008” w Poznaniu. Dlaczego o tej właśnie tematyce? – Ta historia interesowała mnie od zawsze, choć żydowskich korzeni nie mam. Fascynuje mnie to, że na polskie ziemie trafili potomkowie tego mitycznego Mojżesza i Abrahama. A potem, z niej właśnie – zniknęli – zwierzył się Zbigniew Rybczyński.
Jego zapowiedź była nie lada zaskoczeniem dla festiwalowej publiczności. Animator od kilkunastu lat nie zajmował się kinematografią. Od sztuki Rybczyński odszedł do nowoczesnych technologii.
Pionier HD
Już w latach 80. zaczął pracę przy technologii High Definition (wysokiej rozdzielczości), która od niedawna szturmuje nasze telewizory. To w niej tworzył swoje ostatnie filmy i przecierał technologiczne szlaki przyszłym twórcom. Okres ten wspomina z emfazą i nie kryje żalu, że był nie tyle pionierem najnowocześniejszej techniki obrazu, co outsiderem. – Szkoda, że nawet filmowcy, którzy mieli do tego dostęp ponad 20 lat temu, nie chcieli z HD korzystać – przyznał Zbigniew Rybczyński.
Coraz głębiej w cyfrowej dżungli
High Definition, jak się potem okazało, stanowiło dla filmowca swoistą katapultę do świata najnowocześniejszych technik wizualnych. Dzięki sukcesom na tym polu, Rybczyński trafiał w coraz bardziej odległe od sztuki odmęty technologii. Pracował nad tzw. blue- oraz greenscreen’em (cyfrowe technologie pozwalające m.in. na transfer i wymianę elementów obrazu zarejestrowanego na taśmie filmowej do innych sekwencji wideo). Jak twierdzi, udało mu się nawet opracować technikę dającą podobne możliwości, ale bez potrzeby nagrywania na niebieskim tle, co czyni tę technikę znacznie bardziej uniwersalną.
Technologia i utopia
Oprócz tego, Rybczyński pracował nad rewolucyjnymi obiektywami, które miałyby w zestandaryzowany sposób służyć do kręcenia obrazów do wszelkich zastosowań. Jednak, jak mówi, ten projekt był nieopłacalny dla firm produkujących optykę, bowiem odnoszą one zysk poprzez sprzedaż rozwiązań o zróżnicowanych parametrach. – Mimo, że wiedzą, iż dałoby się wyprodukować obiektyw uniwersalny, który na dodatek mógłby kosztować tyle, co ziemniak – opowiadał Zbigniew Rybczyński. Ale kto by wtedy na nim zarobił?
Technologiczne fascynacje Rybczyńskiego miały jedną przykrą konsekwencję. Przestał tworzyć filmy.
Jego ostatnia kinematograficzna produkcja to wydany w 1992 roku obraz „Kafka”. Oparty na wielu utworach pisarza film scalał postaci z kart książek w jednej osobie. Kafka w eklektycznej pigułce. A potem już, przynajmniej na polu sztuki filmowej – nic.
Polski geniusz animacji
To był cios. Zbigniew Rybczyński filmy zaczął tworzyć na początku lat 70. W łódzkiej filmówce, o której sam mówił, że to już nie była wtedy „po odsunięciu Toeplitza, ta stara szkoła, ale zachowywała jeszcze jego ducha”, studiował kierunek operatorski. Ale filmy chciał robić swoje, dlatego jako operator u innego reżysera pracował jedynie epizodycznie.
Od początku jego produkcje wzbudzały aplauz środowiska filmowego i publiczności. Swoje pierwsze dwa filmy – „Kwadrat” i „Take five” nakręcił w roku 1972, a już w osiem lat później spod jego ręki wyszło dzieło, które na stałe weszło do klasyki filmu. Wydane w 1980 roku „Tango”, w trzy lata później otrzymało pierwszego w historii Oscara dla polskiego filmu i do dzisiaj jest jedynym laureatem tej nagrody w kategorii krótkiego filmu animowanego dla w pełni polskiej produkcji. Interpretowany na dziesiątki sposobów obraz, w którym cała akcja dzieje się w jednym pokoju, urzekł fanów animacji na całym świecie. I do dziś pozostaje jedną z najlepiej rozpoznawalnych polskich produkcji na światowym rynku, choć, niestety, w kraju został zapomniany. Podobnie jak animacja w ogóle.
Promyk za promykiem
Ale jest szansa, że to się zmieni. Obchodzone właśnie 60-lecie polskiej animacji, Oscar dla współprodukowanego przez łódzkiego Se-Ma-For-a „Piotrusia i Wilka”, a także odbywający się właśnie w Poznaniu Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych „Animator\2008”, który jest imprezą o niespotykanym w tej dziedzinie i części świata rozmachu; dają nadzieję na powrót świetności polskiego filmu animowanego. A warto trzymać za to kciuki, bo jest to dziedzina, w której możemy równać się z najlepszymi.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24