Nie uznaje głaskania widza po głowie. Woli stawiać pod murem. W ocenie kondycji współczesnego człowieka bywa bezlitosny, a jego „Biała wstążka” czy „Funny Games” przerażają. Michael Haneke nie ukrywa, że robi kino w opozycji do amerykańskiego. Mimo to, jako jeden z kilku nieanglojęzycznych twórców w całej historii kina, stoi w tym roku przed szansą zdobycia najważniejszej amerykańskiej nagrody - Oscara za film „Miłość”.
Haneke od początku swojej kariery robił wszystko, by Amerykanie nie lubili jego kina. I długo mu się to udawało. W 1997 roku nakręcił głośne „Funny Games” - wymierzone w sztukę, traktującą przemoc jak zabawę. Nie ukrywał, iż myślał głównie o lubującym się w spektaklach zabijania, amerykańskim kinie. W wywiadach zresztą mówił wprost, iż go nie lubi i nieszczególnie ceni.Film odniósł jednak artystyczny, ale i kasowy sukces. To ostatnie zaś nie zdarza się często trudnym obrazom Hanekego. Podczas pracy nad „Funny Games” reżyser powiedział do swojego producenta: „Jeśli ten film okaże się sukcesem, to tylko dlatego, że widzowie nie zrozumieją przesłania”. 10 lat później nakręcił amerykański remake tego filmu z udziałem hollywoodzkich gwiazd - Naomi Watts i Tima Rotha. Jak twierdził, nie polubił jednak za jego sprawą Hollywoodu ani trochę.Dwa lata później, w 2009 r. znów jednak odwiedził Amerykę - nominowany do Oscara za znakomitą „Białą wstążkę”. Ta wycyzelowana, chłodna opowieść o ślepym posłuszeństwie, przyjmującym postać fanatyzmu, a wreszcie terroru, uznana została za arcydzieło. Odczytano ją jako próbę dotarcia do genezy faszyzmu. Europa obwołała Hanekego geniuszem, zaś rodzinna Austria czekała, na wydawało się pewnego Oscara dla filmu nieanglojęzycznego. Skończyło się na nominacji i Złotym Globie. Oscarem za film nieanglojęzyczny nagrodzono wtedy argentyński „Sekret jej oczu”. Wiele wskazuje jednak na to, że w tym roku Haneke odbije sobie z nawiązką tamten werdykt.Z „Miłością” po OscaryTym razem na oscarową galę twórca „Miłości” jedzie z pięcioma nominacjami i to w głównych kategoriach, co stanowi precedens w przypadku nieanglojęzycznego kina. Wśród produkcji zagranicznych, nie ma tym razem konkurencji, ma jednak szanse również na Oscara za najlepszy film, reżyserię i scenariusz. Aktorską nominację ma też odtwórczyni głównej roli w „Miłości” sędziwa Emmanuelle Riva.Trudno chyba wskazać tytuł ostatniej dekady, którego odbiór można by porównać z tym, co dzieje się wokół „Miłości”, uznanej już za najdoskonalsze z dzieł Austriaka. Począwszy od premiery zgarnia wszystkie najważniejsze nagrody. Od przyznanej ponoć jednogłośnie Złotej Palmy w Cannes poczynając, poprzez Europejską Nagrodę Filmową, Złoty Glob, niebawem zapewne Cezara i całe mnóstwo innych.Opowieść o małżeństwie muzyków w podeszłym wieku, których życie burzy choroba żony, to wielki spektakl o współuczestnictwie w cierpieniu kochanej osoby. O oswajaniu tragedii poprzez miłość i o całkowitym oddaniu. O filmie pisaliśmy już nie raz, także o tym, że różni się od wcześniejszych dzieł Hanekego: chłód i precyzję zastąpiły tu czułość i delikatność, emanujące z ekranu.Autoterapia kinemReżyser przyznaje, że to najbardziej osobiste z jego dzieł, i mówi wprost: - Mój film to ilustracja obietnicy, którą złożyliśmy sobie ze wspierającą mnie od 30 lat żoną, gdyby tak się stało, że któreś z nas, znajdzie się w podobnej sytuacji, jak bohaterka filmu.W innym wywiadzie Haneke mówił: - Mam szczęście, że robiąc filmy, mogę uporządkować wszystkie moje lęki i neurozy. To działa niczym seans psychoterapeutyczny, po którym czujesz się jak nowo narodzony. To przywilej wszystkich artystów - dodaje.Krytyka często próbuje wpisywać jego filmy w nurt toczących się ideologicznych sporów (w przypadku "Miłości" to problem eutanazji, którego film dotyka). Haneke protestuje jednak przeciw wprzęgnięciu sztuki w służbę jakiejkolwiek ideologii. Nie interesuje go robienie społecznego kina, opowiada wyłącznie o tym, co dotyka i zmusza do refleksji jego samego.Kino w genachMiłość do kina Michael Haneke odziedziczył w genach. Jest synem znanego niemieckiego aktora i reżysera Fritza Haneke i austriackiej aktorki Beatrix von Degenschild. Dorastał, a potem studiował w Wiedniu: filozofię, psychologię i wreszcie sztukę teatru - w tej właśnie kolejności. Ale równolegle uczył się muzyki i do 14 roku marzył, że zostanie wirtuozem. Miłość do muzyki klasycznej została mu na zawsze, Bacha, Mozarta i Schuberta, słyszymy we wszystkich jego filmach.Początkowo pracował jako krytyk filmowy i dramaturg telewizyjny. Jego debiutem fabularnym (późnym, bo w 1989 roku) był „Siódmy Kontynent”, prowokacyjna historia dziewczyny, która udaje niewidomą, by zwrócić uwagę rodziców. To za niego otrzymał pierwszą nagrodę na festiwalu w Locarno. Kolejny film „Benny's Video”, był zapowiedzią tego, co stało się z czasem leitmotivem jego filmów. Opowiadał o nastolatku zauroczonym przemocą w filmach wideo. Haneke odebrał za niego nagrodę FIPRESCI Europejskich Nagród Filmowych.Wyrwać z błogostanuOd tej pory żaden jego film nie przeszedł już bez echa. Przełomem był jednak rok 1997 i wspomniany „Funny Games” - wstrząsające studium przemocy traktowanej przez oprawców, jak rodzaj zabawy – film nagradzany na wielu festiwalach. Sukces pociągnął za sobą zmiany w kinie Hanekego. Skupiony dotąd na krytyce otoczenia (austriackiego społeczeństwa), sięgnął do tematów globalnych. W jego filmach pojawiła się plejada gwiazd europejskiego, a dokładniej francuskiego kina: Izabelle Huppert, Juliette Binoche, Daniel Auteuil. W 2001 roku zekranizował „Pianistkę” przyszłej noblistki Elfriede Jelinek. W atmosferze towarzyszącego książce skandalu. Pokazał bohaterkę (Huppert), uzależnioną całkowicie od apodyktycznej matki i skutki tego uzależnienia, prowadzące do tragedii.Obraz zdobył Grand Prix festiwalu w Cannes, odbijając się głośnym echem na świecie. I już wiadomo było, że mamy do czynienia z artystą, którego filmy można stawiać na równi z dziełami Bergmana czy Felliniego, najwybitniejszymi twórcami w historii kina. Haneke bywa zresztą nazywany Bergmanem naszych czasów, choć jest raczej artystą intelektu, niźli duchowości. Filmowców jednak łączy wiele, m.in. to, że robiąc kino osobiste, czynią je zarazem niezwykle uniwersalnym.Haneke najchętniej sięga po tematy, które pozwalają ukazać postępującą destrukcję świata wartości. Pytany o najlepsze filmy w historii kina, wymienia m.in. „Psychozę” Hitchcocka i „Salo, czyli 120 dni Sodomy” Pasoliniego. Jest też zdania, że rolą sztuki jest wytrącać jej odbiorców z błogostanu.Artysta totalnyMyli się jednak kto myśli, że kino pochłania Hanekego całkowicie. Nie zapomina również o muzyce, która zresztą w jego filmach odgrywa bardzo ważną rolę. (Zwłaszcza w „Pianistce” i właśnie w „Miłości”, gdzie przecież bohaterowie są muzykami). W 2006 roku Haneke wyreżyserował w Paryżu swoją pierwszą operę - „Don Giovanni” Mozarta i nie przestaje marzyć o wystawieniu „Wesela Figara”.Czy Akademia doceni jego geniusz i porzuci dotychczasowe przyzwyczajenia? Bukmacherzy wieszczą, że poza nagrodą za filme nieanglojęzyczny, akademicy uhonorują go jeszcze w jednej z dwóch głównych kategorii: za najlepszą reżyserię albo scenariusz. Bo najważniejszego Oscara w rękach twórcy spoza Hollywood nie przełkną. Jak będzie w rzeczywistości, dowiemy się 24 lutego.
Autor: Justyna Kobus//kdj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Sony Pictures Classics