W bujającym, faunkowym rytmie zaserwowanym przez zespół Jamiroquai, zakończył się Orange Warsaw Festival 2011. Wcześniej publiczność bawiła się na wielkiej prywatce z Plan B i oklaskiwała powracające po pięciu latach przerwy Sistars.
Jamiroquai był ostatnią, ale i największą gwiazdą tegorocznego festiwalu. Hit "Cosmic Girl" rozbujało ostatnich nieprzekonanych do funkowej jazdy. Publiczność bawiła się wyśmienicie zamieniając płytę stadionu w las rytmicznie wymachujących i klaszczących rąk.
Grupa założona w 1992 roku w Paryżu przez Jay Kaya łączy acid jazz, pop, rock i elektronikę.
Prywatkowy Plan
Chwilę wcześniej zakończył swój występ Plan B, czyli Ben Drew. Początki jego muzycznej kariery to głośny, surowy hip-hop. Próżno tu jednak szukać kawałków o kasie, lansie i złotych bransoletach, to raczej wrzask złości chłopaka ze wschodniego Londynu.
Jeśli koncert Moby'ego był dyskoteką na kilkadziesiąt tysięcy osób, to ten był równie dużą prywatką. A skoro to prywatka, to nie mogło zabraknąć klasyka "Stand by me".
Dekada sióstr
Wcześniej siostry Natalia i Paulina Przybysz zagrały jubileuszowy koncert z okazji 10-lecia powstania zespołu.
Sistars świetnie przygotowały publiczność na występ Jamiroquai, bo rozpoczęły swój set od bardzo funkujących kawałków, m.in.: "Boogie man".
Zanim jednak wystąpi główna gwiazda dzisiejszego wieczoru, na scenie pojawił się Plan B.
Zabrakło the Streets
W ostatniej chwili odwołał występ The Streets. Jak podano w oficjalnym komunikacie, Mike Skinner nie może wystąpić z powodów prywatnych.
"Oczekujemy dziecka i niespodziewane komplikacje przedporodowe zmusiły nas do pozostania przez weekend w szpitalu. Mam nadzieję, że festiwal będzie fantastyczny, bardzo liczyłem,że wystąpię, dziękuję za Wasze wsparcie" - napisał Skinner w oświadczeniu przekazanym przez organizatorów festiwalu.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Orange