To nie jest po prostu pomysł na projekt z cyklu "fajnie byłoby coś skombinować, bo to się dobrze sprzeda" - podkreśla Piotr Rogucki w rozmowie z portalem tvn24.pl. - Kiedy tworzę muzykę, to nie myślę o tym, że ona może mieć na kogoś wpływ, a nagle się okazuje, że tak jest. To piękna strona tego, co robimy - dodaje producent muzyczny Kuba Karaś.
Pierwszy to wokalista, autor tekstów oraz lider zespołu Coma. Piotr Rogucki bez wątpienia jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych męskich głosów na polskiej scenie rockowej.
Drugi, który od kilku lat podbija branżę muzyczną, jako producent oraz współtwórca duetu The Dumplings, to Kuba Karaś. Razem stworzyli "Ostatni bastion romantyzmu" - płytę, która od razu po swojej premierze podbiła serca słuchaczy.
Estera Prugar: Czym jest dzisiaj romantyzm?
Piotr Rogucki: Wiesz co, skamieliną - jeżeli chodzi o wspomnienie epoki literackiej. Epoką, która została trochę przewartościowana i obecnie wywołuje raczej pejoratywne skojarzenia – bardziej cierpiętnictwo i narodowość, niż ducha swobody myślenia, który w niej dominował.
Natomiast na naszej płycie romantyzm nie jest uosobieniem epoki literackiej, ale raczej romantycznością – centralą dobrych uczuć, które jeszcze w nas pozostały. Elementem dobrej naiwności w relacjach międzyludzkich, która obecnie jest obudowana manipulacją, wynikającą z czasów, w których żyjemy. Czy to ze strony polityki, czy też cyfryzacji. Dla nas, w tym momencie romantyzm jest azylem, w którym jeszcze można znaleźć człowieczeństwo i prawdziwą miłość.
Kuba Karaś: Myślę, że chodzi o pewien rodzaj wrażliwości na to, co nas otacza i na relacje międzyludzkie.
Stoicie na straży tej romantyczności?
Piotr Rogucki: Tak. Nie boję się tego powiedzieć. Staramy się przypomnieć o tym, że istnieje taki element, który jest bardzo ważny, a jest dzisiaj trochę zagrożony.
Kuba Karaś: Może nie tyle stoimy na straży, ile przypominamy, że istnieje coś takiego i można się przyłączyć do naszej grupy. Stworzyć taki trochę gang.
Piotr Rogucki: Sektę, jak w naszym ostatnim klipie ("Katrina" - red.).
Piotr, opisując "Ostatni bastion romantyzmu" powiedziałeś, że czujesz strach za plecami. Sekta miłości jest zagrożona?
Piotr Rogucki: A nie masz wrażenia, że ze światem jest coś nie tak? Zagrożenie jest wyczuwalne. Płynie z różnych stron i ma bezpośredni wpływ na relacje międzyludzkie i bliskość.
Artyści powinni angażować się w kwestie społeczne i polityczne?
Piotr Rogucki: To się dzieje. Wiadomo, że nie będą tego robić przedstawiciele disco polo, bo to nie jest ten rodzaj muzyki – nie jest im to potrzebne do kariery lub realizacji misji, którą przed sobą postawili. Natomiast nurty rockowe, hiphopowe czy zaangażowana alternatywa, to są ludzie, którzy cały czas o tych sprawach mówią i zawsze to robili.
Były sytuacje, kiedy pojedyncze koncerty czy piosenki zmieniały świat – były hymnami rewolucji albo symbolami pokoju. Nie da się tego odłączyć i ci, którzy mówią, aby artyści nie wtrącali się w sprawy świata, a zajęli robieniem rozrywki, to zapewne bardzo by tego chcieli, ale tak się nie stanie.
Kuba Karaś: Myślę, że lepiej, aby w tej kwestii wypowiadał się Piotr.
Ty nie chcesz wypowiadać na tematy polityczne?
Kuba Karaś: Nie, bo chyba nie po to zajmuję się muzyką. Bardziej chcę się skupiać na emocjach.
Piotr Rogucki: Przecież to robisz. Jako The Dumplings poruszaliście tematy, które mają wpływ na życie ludzi.
Kuba Karaś: W jaki sposób?
Piotr Rogucki: Są młodzi ludzie, którzy mówili, że dzięki waszej muzyce nie boją się emancypacji, wyzwolenia czy tego, aby iść swoją drogą. To jest ten niezaplanowany wpływ naszej działalności.
Kuba Karaś: Chodzi o to, że on jest niezaplanowany, przychodzi naturalnie.
Piotr Rogucki: Ale powstaje dlatego, że mówicie o konkretnych sprawach w taki, a nie inny sposób. Również poprzez postawę życiową, którą reprezentujecie powoduje, że odbiorcy za tym idą i dzięki temu, w jakiś sposób zmienia to ich życie. Być może nie jest to wykalkulowane, ale tym piękniejsze – wujek Piotrek mówi ci, że - naprawdę - tak jest.
Kuba Karaś: Na pewno opowiadamy się po którejś ze stron, ale nie jest tak, że otwarcie wchodzimy w dyskusję.
Piotr Rogucki: Właśnie, to wszystko nie jest zero-jedynkowe.
Jest między wami różnica wieku i doświadczeń - to miało wpływ na waszą współpracę?
Piotr Rogucki: To była najprzyjemniejsza współpraca muzyczna w moim życiu. Oczywiście według mnie, ale komunikowaliśmy się na poziomie takich wibracji, które nie poddają się klasyfikacji. Pełne zrozumienie. Mimo, że różnimy się, to kompletnie nie stanowiło to dla nas przeszkody – w ogóle się nad tym nie zastanawialiśmy. Lubimy się i wszystko wyszło bardzo naturalnie, chociaż nie zawsze - a momentami nawet często - nie zgadzaliśmy się ze sobą. Mimo to, umieliśmy wzbudzić w sobie nawzajem stan otwartości, który Kuba ma naturalnie zakorzeniony, natomiast ja musiałem się go nauczyć.
Kuba Karaś: Nie mieliśmy chyba ani jednej rozmowy na temat wieku, bo on nie ma wpływu na współpracę. Jeśli o mnie chodzi, to praktycznie zawsze pracuję z osobami starszymi od siebie, więc nie mam wyboru.
Piotr Rogucki: Faktycznie!
Kuba Karaś: Natomiast z Piotrkiem, od samego początku mieliśmy do siebie zaufanie i skupialiśmy się na tym, żeby nagrać dobre piosenki, robiąc to z przyjemnością.
Piotr Rogucki: Kiedy spotykasz się w gronie znajomych, to nie zastanawiasz się nad tym, kto ma ile lat, tylko nad tym, czy się lubicie i czy płynie między wami dobra energia. Jeżeli coś jest nie tak, to po prostu wychodzisz z imprezy.
Kuba Karaś: A my jeszcze zostaliśmy na after party.
Piotr Rogucki: Dokładnie i jesteśmy na nim już dwa lata. Najdłuższa impreza w moim życiu!
Sama płyta też powstawała długo.
Piotr Rogucki: Tak, właśnie prawie dwa lata.
Kuba Karaś: Często spotykaliśmy się jeszcze zanim rozpoczęliśmy pracę nad tym albumem. Najpierw zaczęliśmy się przyjaźnić, a później powstał pomysł, żeby nagrać razem materiał. To mnie spotkało wcześniej również z Justyną (Święs, wokalistka zespołu The Dumplings – red.) – najpierw była przyjaźń, a później zaczęliśmy pracować nad płytą. Na początku jest przepływ dobrej energii i budowanie relacji.
Piotr Rogucki: To nie jest po prostu pomysł na projekt z cyklu "fajnie byłoby coś skombinować, bo to się dobrze sprzeda". Myślę, że to był naturalny proces, w którym powstają zespoły – spotykają się kumple, którzy chcą coś razem zrobić. Wiadomo, czasami to się udaje, choć w większości przypadków jednak nie. A jeszcze doprowadzenie do wydania albumu, to już chyba jest sukces. Dla mnie na pewno jest nim to, że udało nam się to konsekwentnie przez te dwa lata przytrzymać, dopracować i zrealizować.
Pojawiały się wątpliwości?
Piotr Rogucki: Po pierwszym wspólnym wyjeździe już byliśmy przekonani, że to się prędzej czy później uda, ale był też taki moment – po roku pracy – kiedy nie wiadomo było, w którą stronę pójść. Pojawiło się pytanie, czy mamy już wystarczająco dużo materiału… Ale fajnie, że poczekaliśmy.
To był wybór, aby album dojrzał czy było to też wymuszone przez warunki zewnętrzne, bo obaj robiliście również inne rzeczy?
Piotr Rogucki: Jedno i drugie. Tak naprawdę na początku ani ja, ani Kuba, nie planowaliśmy przerwy w pracy z naszymi macierzystymi zespołami – nie planowałem zawieszenia Comy, a Justyna jeszcze nie miała pomysłu na zrobienie solowej płyty. Wszystko naturalnie zbiegło się ze sobą w czasie. Któregoś dnia powiedziałem Kubie, że prawdopodobnie zawieszam zespół, bo musimy odpocząć. Pół roku później Kuba powiedział: wiesz, chyba robimy przerwę w działalności The Dumplings, bo Justyna zaczyna pracę nad solowym albumem. Bez ciśnienia, tak się po prostu złożyło.
"Ostatni bastion romantyzmu" łączy w sobie teksty, które poruszają poważne tematy, czasem również trudne, ale jednocześnie warstwa muzyczna wciąż pozostaje rytmiczna, momentami taneczna.
Piotr Rogucki: To były elementy tworzone podświadomie. Kierowaliśmy się emocjami, a nie kalkulacją. Czasami takie zderzenia nie działają, a mam wrażenie, że to połączenie tworzy muzykę melancholijną, ale przystępna. Kilka osób wspominało już w rozmowach, że te piosenki mają trochę wymiar terapeutyczny – niby mówią o rzeczach poważnych, ale jest ci po nich lepiej. Nie rozdrapujesz ran, tylko cieszysz się, że mogłaś z kimś pogadać o niekoniecznie prostych tematach.
Kuba Karaś: Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to też jest tak, że pracujemy nad nią razem. Nie tylko ja jestem za nią odpowiedzialny. Natomiast, jeśli o mnie chodzi, to po prostu lubię takie rzeczy: podobają mi się mroczne klimaty, ale lubię też potupać nogą i brzmienia, które sprawiają, że chcesz się zacząć do nich ruszać. Na albumie są przesterowane krzyki, bardzo zróżnicowane instrumentarium, jest też sporo wschodnich instrumentów, jak bałałajka czy tureckie gitary – wszystko jest ze sobą stopione w całość.
Piotr Rogucki: Ta dynamika może również wynikać z tego, że kiedy nagrywaliśmy płytę, myśleliśmy od razu o wersji koncertowej. Zależało nam, żeby te kawałki dobrze się grało na żywo, więc ten nerw sceniczny gdzieś się w nich znajduje.
Pojawi się sekta miłości?
Kuba Karaś: Piotr będzie dotykał ludzi. (śmiech)
Piotr Rogucki: Tak, będę dotykał młodych dziewcząt, które będą wpadać w ekstazę i mistyczne uniesienie. (śmiech)
Widzę to.
Piotr Rogucki: Nie, chyba aż tak daleko to nie pójdzie, chociaż trudno powiedzieć. W latach 60-tych, kiedy ludzie oglądali koncerty The Rolling Stones, The Beatles lub The Dooors, to takie rzeczy się działy, aczkolwiek nie wydaje mi się, żeby to było do powtórzenia dzisiaj. Nie do końca mamy też takie ambicje, chociaż teraz z tyłu głowy zaczęło mi to kołatać. W sumie byłoby fajnie.
Kuba Karaś: Powinniśmy zrobić liturgię.
Piotr Rogucki: Tak naprawdę chcemy, żeby publiczność nie mogła złapać dystansu. Chcielibyśmy, aby ta muzyka ich pochłonęła. To jest mój priorytet. Krótko mówiąc, żeby zostali do końca koncertu.
Wspomniałeś o latach 60. Wtedy muzyka była takim bastionem romantyzmu.
Piotr Rogucki: Można powiedzieć, że wręcz narkotykiem.
Myślicie, że muzyka dzisiaj wciąż ma moc, aby realnie wpływać na rzeczywistość?
Piotr Rogucki: Tak. Mam takie doświadczenia – myślę, że nie tylko ja, bo wiem, że wielu artystów – gdy nasza praca, nasze piosenki bezpośrednio wpłynęły na czyjeś życie. Zazwyczaj dodając otuchy, ratując przed głupimi pomysłami czy sytuacjami. Oczywiście, nie są to masy, przynajmniej nie w moim przypadku, ale na pojedynczych ludzi na pewno.
Kuba Karaś: Też się spotkałem z takimi sytuacjami, ale wydaje mi się, że to są pojedyncze przypadki. Ludzie często piszą o tym, że jakiś kawałek zmienił lub pomógł w jakiejś sytuacji. Dla mnie to zaskakujące, bo kiedy tworzę muzykę, to nie myślę o tym, że ona może mieć aż taki wpływ na kogoś, a nagle się okazuje, że tak jest. To piękna strona tego, co robimy, o której czasami się zapomina.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Przemek Dzienis