Zostaliśmy osieroceni w pół zdania - wspominała Piotra Machalicę jego przyjaciółka i długoletnia partnerka z teatralnej sceny Krystyna Janda. - On zasługuje na poważne opracowanie całej jego kariery, ponieważ moim zdaniem nie do końca był doceniony - mówiła.
Piotr Machalica, jeden z najsłynniejszych polskich aktorów teatralnych i telewizyjnych, nie żyje. Zmarł w nocy w szpitalu MSWiA w Warszawie. Miał 65 lat.
- Myślę, że chciałby, żeby powiedzieć, że przez ostatnie lata był bardzo szczęśliwy i dzielił się z nami i z widzami swoją pogodą, spokojem - wspominała na antenie TVN24 Machalicę jego przyjaciółka i długoletnia partnerka z teatralnej sceny Krystyna Janda.
"Zostaliśmy osieroceni nagle, tak w pół zdania, w pół słowa"
- Zagrał u nas setki spektakli. Zostaliśmy osieroceni nagle, tak w pół zdania, w pół słowa. Nikt nie spodziewał się tego odejścia - przyznała. - Był wspaniałym człowiekiem, kochanym, pełnym uroku, o niewyczerpanych pokładach empatii do wszystkich - mówiła o Piotrze Machalicy
- On zasługuje na poważne opracowanie całej jego kariery, ponieważ moim zdaniem nie do końca był doceniony. My wiedzieliśmy, jakim był wspaniałym aktorem - my, którzy staliśmy z nim na scenie, ale Piotr - jego kariera, dorobek, płyty, śpiewanie - zasługuje na prawdziwą dokumentację, ponieważ to jest nieprawdopodobne bogactwo ten dorobek - tłumaczyła.
"To był mój główny partner teatralny"
- To był mój główny partner teatralny. To były godziny, tygodnie z kimś tak cudownym - mówiła dalej Krystyna Janda, wspominając ich wspólną karierę. - Mamy tyle anegdot o nim, tyle opowieści, tyle zabawnych sytuacji z nim i w pracy i na scenie. Był nieprawdopodobnie czułym człowiekiem. Pożegnaliśmy go i napisaliśmy "czuły książę", ponieważ on naprawdę był kimś tak ciepłym - opowiadała.
- Był beksą, taką cudowną. On płakał, jak widział nieszczęśliwego człowieka, zwierzę. I nie wstydził się tego. A poza tym był cudownym facetem (...). Jak ktoś potrzebował współczucia, Piotr był pierwszy - opisywała swojego przyjaciela.
- Byliśmy na jego ślubie przed chwilą. Pamiętam, że jak składał przysięgę małżeńską, myśmy wszyscy płakali, ponieważ to było tak pięknie powiedziane i takim głosem - wspominała.
"Leżał goły w wannie", nagle alarm o bombie
- Kiedyś mieliśmy grać "Kotkę na gorącym, blaszanym dachu" i tak zaczynał się spektakl, że on leżał goły w wannie pełnej wody z pianą i zadzwonił ktoś, że jest bomba w teatrze i wszystkich nas ewakuowali i nagle jak byliśmy ewakuowani, to przypomnieliśmy sobie, że go zostawiliśmy w tej wannie i on nic nie wie. Wszyscy zaczęliśmy biec do niego, żeby go ratować - opowiadała.
- Co my bez niego zrobimy? - zapytała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock