Nie można tak jednoznacznie stwierdzić, że jeden film jest wyraźnie najlepszy, chociaż film Cuarona ostatnio nas totalnie ogrywa - mówi o "Romie", rywalu "Zimnej wojny", Paweł Pawlikowski kilka dni przed galą rozdania Oscarów. Reżyser w rozmowie z korespondentem "Faktów" TVN w USA opowiada też o spotkaniu ze Stevenem Spielbergiem i tym, jak tworzy swoje dzieła.
"Zimna Wojna" - najnowszy film Pawła Pawlikowskiego - jest nominowany w aż trzech kategoriach do tegorocznych Oscarów. Ma szansę na statuetki za najlepszy film zagraniczny, dla najlepszego reżysera i za najlepsze zdjęcia.
Spotkanie ze Spielbergiem
Reżyser w rozmowie z korespondentem "Faktów" TVN Marcinem Wroną mówił, że kilka dni przed ceremonią rozdania nagród filmu "nie trzeba już tak popychać" (promować), bo głosowanie członków amerykańskiej akademii się zakończyło. Przyznał, że "cały czas są jakieś obowiązki, przyjęcia", a na tym etapie - po wielu miesiącach szumu wokół filmu, który zdobył nagrody i wyróżnienia na całym świecie - jest "zmęczony" i chciałby się zająć innymi rzeczami.
Pawlikowski mówił, że w ostatnich dniach pojawił się m.in. na kolacji wydanej dla nominowanych do Oscarów reżyserów i spotkał się tam ze Stevenem Spielbergiem. - To była wielka przyjemność - stwierdził.
Oscary "zdobywają monopol"
Polski reżyser zwierzył się, że dla niego wyjątkowo ważny był zawsze festiwal w Cannes, a "Oscary to był trochę obciach". - Zresztą moje ulubione filmy Oscarów nie dostawały, więc tak już miałem w głowie, że to nie jest takie ważne - powiedział. - Ale wiem, że cała nasza cywilizacja jest bardzo "oscarocentryczna", więc z tym nie można walczyć - dodał.
Zdaniem Pawlikowskiego nagrody amerykańskiej akademii mają "coraz większy monopol nad naszą fantazją", a "cały sezon nagród" układa się pod dyktando Oscarów.
Reżyser zwrócił uwagę m.in. na to, że jakiś czas temu zmieniono termin wręczania nagród Brytyjskiej Akademii Filmowej (BAFTA) i francuskich Cezarów.
Tworząc film "nie myślę o szerokiej publiczności"
W rozmowie z Marcinem Wroną twórca "Zimnej wojny" mówił, że "zamknięcia filmu" na szeroką widownię się nie bał i wybrał dla niego czarno-biały format nie myśląc o "szerokiej publiczności". Powiedział, że film robił "po omacku, krok po kroku", a tytuł przyszedł mu do głowy "już dawno temu".
- Ten tytuł dobrze działał na moją wyobraźnię i definiował ten film. Nie myślałem o amerykańskim widzu czy szerszym widzu, bo zobaczyłem, że im człowiek mniej myśli o tym abstrakcyjnym szerokim widzu, tym lepiej te filmy wychodzą - wyjaśnił.
- Jak ja robię film, staram się wszystko połączyć, żeby i dźwięk, i montaż, i dialog, i muzyka, i obraz, żeby to wszystko było spójną częścią - powiedział. - Staram się tego wszystkiego nie rozsupływać. To jest zawód reżysera, żeby nad wszystkim mieć kontrolę. Na wszystkich spotkaniach z widzami, kiedy każą mi to wszystko rozsupływać, to jest trochę męczące, bo robię wszystko, żeby tych szwów nie było widać - dodał.
"Mocne, wielkie filmy"
Pawlikowski zwrócił uwagę na konkurencję "Zimnej wojny" w kategorii filmu nieanglojęzycznego - obrazy Hirokazu Koreedy "Złodziejaszki", Nadine Labaki "Kafarnaum" czy Alfonso Cuarona "Roma". - To są wszystko mocne, wielkie filmy. Nie można tak jednoznacznie stwierdzić, że jeden film jest wyraźnie najlepszy, chociaż film Cuarona ostatnio nas totalnie ogrywa - powiedział. - Ale to jest jak porównywanie pomarańczy do jabłka. Są różne filmy, które przemawiają do różnych ludzi - zaznaczył.
Cuaron i Pawlikowski się dobrze znają i oglądali swoje filmy "zanim świat je zobaczył". - Film "Roma" bardzo mi się podobał. Przede wszystkim poczułem ulgę, że mu wyszedł. Zawsze jest taki problem, że jak się idzie obejrzeć film przyjaciela, człowiek ma nadzieję, że będzie mógł coś pozytywnego powiedzieć, ale w przypadku "Romy" wiedziałem, że to jest wielki film - tłumaczył.
- W tej historii jest drugie dno. To jest film, który dystrybuuje Netflix, to jest taki trochę "Koń trojański", bo oni tym filmem chcą udowodnić, że najlepsze kino artystyczne w tym roku jest strimmingowe - dodał.
"Cienko to widzę"
Paweł Pawlikowski ocenił, że w tym roku jego film i jego ekipa "nie mają zbyt wielkich szans" na Oscary. - Może za zdjęcia Łukasz (Żal - red.) się przebije, ale nie wiem, cienko to widzę - przyznał reżyser.
Zapytany o karierę Joanny Kulig stwierdził, że aktorka "wróci do Polski". - Ma teraz dziecko. Kocha Polskę, tam będzie mieszkać i żyć ale jakąś pracę tutaj (w USA - red.) na pewno dostanie - stwierdził.
- Fajnie, że ją świat odkrył. Trochę żałuję, że nie ma nominacji, bo była fantastyczna i kompletnie pasowała w tej kategorii, ale też jest problem z filmami nieanglojęzycznymi, że jednak ludzi to trzyma na odległość - dodał. - Z drugiej strony aktorka z "Romy", która też nie mówi po angielsku, dostała nominację, więc cholera wie. To wszystko są spekulacje - skwitował reżyser.
Autor: asty/adso / Źródło: TVN24, "Fakty" TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Fakty" TVN