Oscar 2021 za najlepszą główną rolę kobiecą trafił do gwiazdy "Nomadland" Frances McDormand. To druga aktorka obok Meryl Streep będąca w posiadaniu trzech złotych statuetek. Lepsza od obu pań w całej historii była tylko jedna gwiazda - wielka Katharine Hepburn, którą Akademia honorowała Oscarem aż czterokrotnie.
Frances McDormand ma już na koncie trzy Oscary. Pierwszego zdobyła ćwierć wieku temu za rolę w "Fargo", który wyreżyserowali bracia Ethan i Joel Coen (prywatnie mąż Frances). Drugiego, za niezapomnianą kreację w "Trzech billboardach za Ebbing, Missouri" w reżyserii Martina McDonagha, Akademia przyznała jej przed trzema laty. Trzeciego odebrała w nocy z niedzieli na poniedziałek za rolę w "Nomadland".
Co prawda, Złotego Globa, najważniejszą z nagród poprzedzającą Oscary, zdobyła inna aktorka - debiutantka Andra Day za rolę Billie Holiday, ale ostatnimi czasy Złote Globy coraz bardziej rozmijają się z Oscarami. Wskazania bukmacherów i krytyków były zgodne - w opinii jednych i drugich reszta nominowanych pań mocno odstaje od McDormand.
Frances McDormand i "Nomadland"
Jest zaprzeczeniem gwiazdy. Podobno w Hollywood, którego nie znosi, boją się jej nie tylko mniej zdolni aktorzy, ale również niemal wszyscy reżyserzy. Wyjątkiem jest jej mąż - Joel Coen. On też zwykle podpowiada jej role, których odrzucać nie powinna, a robi to tak często.
W przypadku "Nomadland", którego jest główną producentką wraz z reżyserką filmu, nikt jej zachęcać nie musiał - kupiła prawa do filmu z myślą o sobie. "Nomadland" to adaptacja reportażowej prozy Jessiki Bruder, opisującej prawdziwą historię. Bohaterką filmu jest 60-letnia Fern (Frances McDormand), która opuszcza swoje miasteczko w Nevadzie po tym, jak zamknięto tamtejszą fabrykę płyt i nie ma pracy dla mieszkańców. Pakuje dobytek do starego vana i rusza w podróż po Ameryce, by utrzymywać się z dorywczych prac.
Otoczona starymi ubraniami i zdjęciami zmarłego męża, przenosi się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu pracy. Odwiedza kolejne stany, w których znajduje kolejne zajęcia: w przetwórni buraków cukrowych, sklepie z kamieniami czy centrum turystycznym w środku sezonu. Z czasem dołączy do wspólnoty współczesnych nomadów – ludzi żyjących "w drodze", bez stałego miejsca zamieszkania.
I stąd właśnie tytuł filmu. Warto podkreślić, że w rolach mentorów Fern, którzy pomogą odnaleźć się jej w nowym życiu, wystąpili prawdziwi nomadzi. Reżyserka włączyła ich po prostu do obsady, zacierając niejako granicę między fabularną narracją a dokumentem.
Filmowa Fern siłę czerpie z bycia częścią wspólnoty, do jakiej trafiła, ale i z piękna natury, z którą czuje się blisko związana. "Dom to coś, co nosisz w sobie" – głosi napis na ręce jednej z członkiń wspólnoty. Fern myśli podobnie.
Być może w jej pogodzenie się z takim życiem nie wierzylibyśmy do końca, gdyby nie wielka Frances. Jej rola warta była kolejnego Oscara.
"Chuda i brzydka" antygwiazda
Dla Hollywood od początku była zbyt mało urodziwa i za mało kobieca. Lekceważyła ten brak atutów, nie godząc się na jakiekolwiek próby upiększenia. Gdy stała się rozpoznawalna, dla wszystkich było jasne, jak wielki ma talent. Kiedy wytwórnia zaproponowała sfinansowanie jej operacji plastycznej, na zawsze zerwała z nią kontakty, a jej bunt osiągnął postać skrajną: do dziś nie godzi się nawet na makijaż i to nie tylko na planie.
Frances McDormand przyszła na świat w Gibson City w stanie Illinois, a po urodzeniu została porzucona przez matkę. Miała jednak szczęście, bo półtora roku później adoptowała ją para z Kanady: pielęgniarka i pastor McDormandowie, którzy nie mieli biologicznych dzieci. Frances McDormand ma też adoptowaną siostrę. Mówi, że miała szczęśliwe dzieciństwo, choć często się przeprowadzali, nim osiedli w Pensylwanii. Tam ukończyła college.
W 1982 roku uzyskała tytuł magistra sztuk pięknych na Yale, jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów na świecie, gdzie studiowała na wydziale dramatycznym. Mieszkała razem z Holly Hunter (również zdobywczyni Oscara), z którą wciąż się przyjaźni.
Obie były kilka lat później rozważane jako odtwórczynie głównych ról w niezapomnianym obrazie "Thelma i Louise" Ridleya Scotta. Ostatecznie producent zażądał "ładniejszych i seksowniejszych pań", a role przypadły Susan Sarandon i Geenie Davis. To wtedy właśnie Frances zaproponowano "korekty dla poprawienia urody". W odpowiedzi miała zawołać: "Może jestem chuda i brzydka, ale nie przeszkodzi mi to stać się najlepszą!".
I słowa dotrzymała.
Debiut, miłość i Oscar
Zadebiutowała dość szybko, bo już dwa lata po studiach pojawiła się w filmie, będącym zarazem debiutem słynnego duetu braci Coen "Prosta sprawa". Na planie Joel i Frances zakochali się w sobie, a dwa lata potem wzięli ślub. Młoda Frances grała niewierną żonę i nigdy później nie wyglądała na ekranie tak pięknie. Obraz był zapowiedzią kina, jakie wkrótce przyniosło sławę i Oscary braciom Coen, a które mistrzowski kształt uzyskało w takich obrazach jak "Fargo" czy w wersji mniej optymistycznej w filmie "To nie jest kraj dla starych ludzi".
Frances od razu zwróciła na siebie uwagę. Cztery lata później pojawiła się w swoim pierwszym ważnym filmie "Missisipi w ogniu" Alana Parkera i otrzymała pierwszą nominację do Oscara. Zagrała postać, która miała wyznaczyć kanon jej najwybitniejszych kreacji - jedyną sprawiedliwą, rozdartą między przyjaźnią z czarnymi a przynależnością do białej społeczności, która w obliczu brutalnego morderstwa przerywa milczenie.
Wydawało się, że jej kariera ruszy teraz z kopyta, a tymczasem, nie licząc udziału w filmie "Na skróty" Roberta Altmana, dostawała średnio interesujące rólki. To, na co naprawdę ją stać, miała jednak pokazać dopiero w 1996 roku, gdy pojawiła się w roli uważanej do czasu "Billboardów..." za najważniejszą jej kreację - mowa o postaci policjantki w "Fargo" Coenów.
W tej opowieści o sprzedawcy samochodów, który wynajmuje zbirów, by porwali jego żonę i żądali od bogatego teścia dużego okupu, Frances zmiata z planu wszystkich. Jako komendantka lokalnego posterunku policji uzależniona od hektolitrów kawy, mimo zaawansowanej ciąży rozwiązuje misterną intrygę, tworzy postać, jakiej dotąd nie widziało Hollywood. Jest zabawna, chwilami dramatyczna, by za moment znów rozśmieszać do łez.
To był mocny rok - Frances McDormand o Oscara rywalizowała m.in. z Emily Watson, nominowaną za rolę w "Przełamując fale", ale nikt nie miał wątpliwości, że statuetka należy się właśnie jej. Tak narodziła się gwiazda, o jaką od tej pory bić się mieli producenci, którzy wcześniej odrzucali jej kandydaturę z powodu "braku warunków".
Mimo że propozycje zaczęły płynąć szerokim strumieniem, Frances zdecydowała, że na pierwszym miejscu stawia rodzinę. Wraz z Joelem adoptowali dwóch porzuconych chłopców z Paragwaju (jeszcze jako dziewczynka Frances przyrzekła sobie, że pójdzie w ślady rodziców). Zamieszkali w Nowym Jorku, z dala od blichtru Hollywood. I choć bracia Coen szturmem zdobyli Fabrykę Snów, a kolejne Oscary przypieczętowały ich dorobek, Frances przez następnych kilka lat pojawiała się na ekranie sporadycznie.
Wróciła w 2000 roku wielkim stylu brawurową, choć drugoplanową kreacją w filmie "U progu sławy" Camerona Crowe'a, za którą zdobyła kolejną nominację. Wcieliła się w postać apodyktycznej matki, która robi wszystko, by przeszkodzić karierze syna marzącego o sławie dziennikarza muzycznego. Gdy chłopak wyrusza w trasę koncertową, by na zamówienie kultowego "Rolling Stone" napisać artykuł o modnym zespole, czeka go przeprawa z ekscentryczną rodzicielką, która widzi w rock and rollu źródło zła i zagrożenie moralności.
W tym samym roku pojawi się też w "Cudownych chłopcach" Curtisa Hansona u boku Michaela Douglasa. Ważną rolę gra również w filmie Niki Caro "Daleka północ" - w prawdziwej historii o kobietach pracujących w kopalni u boku mężczyzn, regularnie przez nich molestowanych. I znów dostaje nominację do Oscara, BAFTA i Złotego Globu. A wcześniej pojawia się w obrazach braci Coen. Najpierw w "Człowieku, którego nie było", a potem w filmie "Tajne przez poufne".
"Nie da się ukryć, że fakt, iż sypiam od 34 lat z połową reżyserskiego duetu Coenów miał wpływ na moją karierę" - zażartowała ostatnio w rozmowie z "Los Angeles Times".
"Trzy bilboardy..." i pozamiatane
W 2014 roku zagrała tytułową rolę w rewelacyjnej miniserii HBO "Olive Kitteridge". Pokazała tam ewolucję postaci, nauczycielki matematyki w prowincjonalnej szkole, na przestrzeni ćwierćwiecza. Olive ma cięty humor, surowe usposobienie i twarde zasady, za którymi skrywa dobre serce. Przypomina prawdziwą Frances. Serial koncentruje się na głównej bohaterce, jej relacjach z otoczeniem i ukochanym mężem. Odsłaniane są tajemnice i dramaty małej społeczności. To bez wątpienia jedna z najbardziej poruszających kreacji Frances, za którą zasłużenie dostała nagrodę Emmy.
Jeśli jako Olive okazała się wielka, to rolą Mildred w "Trzech bilboardach za Ebbing, Missouri" osiągnęła szczyt. Ją też zresztą chciała początkowo odrzucić - uważała, że jest do niej za stara. - Nie grymaś, tylko bierz, jak dają ci takie cudo - powiedział jednak mąż reżyser, i Frances wzięła.
Przed wejściem na plan obejrzała wszystkie filmy z Johnem Waynem, bo miała grać jego damskie wcielenia. Z całą pewnością okazała się lepsza. Bohaterką filmu jest samotna matka, której córka została zgwałcona i zamordowana przez nieznanych sprawców. Gdy w ciągu kolejnych miesięcy nie udaje się ich znaleźć, wynajmuje tytułowe billboardy za miastem, których treść układa się w zarzut pod adresem stróżów prawa. Mają wzbudzić w nich poczucie winy i zmusić do działania.
Efekt, jaki wywołają, nie do końca pokryje się z zamiarami bohaterki, ale wszyscy, których dotyczy, przejdą wielką przemianę. Włącznie z samą matką. Właśnie ta przemiana bohaterów stanowi o sile filmu. Cała ekipa aktorska stworzyła wybitne kreacje, ale z rolą Frances nikt nie mógł się równać. Było jasne, że Oscar może trafić tylko do niej.
To samo mówili krytycy i bukmacherzy zachwyceni wyciszoną, odmienioną Frances w "Nomadland". Dziś w nocy odebrała trzeciego Oscara. Meryl Streep straciła status jedynej żyjącej aktorki z trzema statuetkami rycerza na półce.
Frances w pełni na to zasłużyła.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Disney Polska