Orange Warsaw Festival 2022 za nami. Przez ostatnie dwa dni Tor Wyścigów Konnych w Warszawie wypełniały najróżniejsze muzyczne oblicza za sprawą 18 koncertów na dwóch scenach. Największe gwiazdy światowej muzyki jak Tyler, the Creator, Florence + the Machine, Nas i Stromzy, nie dość, że nie zawiodły, to nie raz zaskoczyły wielotysięczną publiczność.
13. edycja Orange Warsaw Festival nie była pechowa. Dwudniowy cykl koncertów i imprez powrócił na służewiecki Tor Wyścigów Konnych po dwuletniej przerwie spowodowanej pandemią COVID-19. Orange Warsaw Festival był pierwszym plenerowym festiwalem muzycznym w Polsce, który odbył się bez żadnych ograniczeń i restrykcji. Przez dwa dni zgromadził blisko 50-tysięczną publiczność. Zarazem stał się świetną inauguracją muzycznego lata w Polsce, które zapowiada się w tym roku wyśmienicie dla fanów wszelkich gatunków i estetyk muzycznych.
Organizatorzy mieli postawioną bardzo wysoko poprzeczkę. Dwuletnia przerwa od plenerowych festiwali sprawiała, że ci, którzy przed 2020 rokiem traktowali turystykę festiwalową jako formę odpoczynku, z ogromną tęsknotą wyczekiwali tego momentu. W końcu byli tacy, którzy bilety mieli kupione dwa lata temu. Natomiast organizatorzy od dwóch lat obiecywali, że do Warszawy przyjedzie Tyler, the Creator. Ponadto, ułożenie programu nie było łatwe, bo przecież wszyscy najwięksi artyści stali w progach startowych, by móc znowu spotkać się z publicznością, a wszystkie festiwale muzyczne zabiegały o to, by ściągnąć do siebie jak najlepsze gwiazdy. Ostateczny program warszawskiego festiwalu ułożył się tak, że z 18 koncertów połowa była występami przedstawicieli szeroko pojętego rapu i hip-hopu. Decyzja dość ryzykowna: bo chociaż w Polsce te gatunki świetnie się sprzedają, to jednak fani innych gatunków mogliby mieć problem, żeby się odnaleźć.
Orange Warsaw Festival 2022. Hip-hopowe odloty
Jako pierwszy na głównej scenie - Orange Stage - wystąpił nowojorski raper Joey Bada$$. O tym, że 27-latek wystąpi w Warszawie poinformowano 25 maja. Niestety, trudno zrozumieć tę decyzję, ponieważ na tle pozostałych koncertów tegorocznego OWF, Joey Bada$$ wypadł co najmniej średnio. Swój godzinny występ raper poświęcił przede wszystkim na rozmowie z publicznością. Można było odnieść wrażenie, że artysta wpadł na imprezę, na której dobrze się bawił sam ze sobą. Na szczęście, ten fatalny początek poszedł szybko w niepamięć, gdy na scenie pojawił się 49-letni Nas.
Klasyk rapu i hip-hopu pokazał, jak powinien wyglądać prawdziwy koncert na wysokim poziomie. Zaledwie godzinę po występie 27-letniego rapera przed sceną zgromadził się znacznie większy tłum, który od razu złapał niesamowity kontakt z Nasem. Nowojorczyk, który na koncie ma 14 krążków studyjnych i który jest uznawany za jednego z najbardziej wpływowych przedstawicieli hip-hopu w historii muzyki, przez nieco ponad godzinę ani na chwilę nie zwalniał tempa. Z łatwością i lekkością godną najlepszych artystów zaprezentował swój bogaty dorobek, który był pełen świetnych sampli, wciągających aranżacji i niecodziennej wyobraźni muzycznej. Ta niesamowita podróż do źródeł hip-hopu miała również moment wzruszający, gdy w tle pojawił się wokal Amy Winehouse, która nagrała z Nasem "Cherry Wine". Piosenka pojawiła się na jego albumie "Life Is Good" z 2012 roku, kilka miesięcy po śmierci legendarnej wokalistki.
Pierwszy dzień zamknął zapowiadany od dwóch lat Tyler, the Creator, który zgromadził największą publiczność podczas pierwszego dnia festiwalu. To, że jeden z najciekawszych przedstawicieli kalifornijskiej sceny hip-hopowej, ma w pseudonimie artystycznym "the Creator" (z ang. twórca, kreator) nie jest przesadą. Fani Tylera byli wniebowzięci przez cały jego występ, którego świetnie się słuchało i oglądało. Trudno było ustać w miejscu patrząc, jak Kalifornijczyk tańczy. To było po prostu zaraźliwe - prawdziwy zbiorowy odlot, gdzie liczyła się tylko muzyka i dobra zabawa. Tyler wykreował show, które nie wzbudzało żadnych "ale" i które było entuzjastycznie komentowane w tłumie kierującym się w stronę bramy głównej.
Równie charyzmatyczne widowisko stworzył brytyjski artysta Stormzy, który wystąpił w sobotę. 28-letni raper, muzyk i wokalista, obdarzony bardzo ciekawą barwą, zapisał się jako pierwszy brytyjski raper, który był jedną z głównych gwiazd festiwalu Glastonbury w 2019 roku. Nie bez powodu. Jego talent jest powalający. A przy okazji muzyka dla niego jest równie ważna jak aktywna walka z nierównościami społecznymi. Ufundował między innymi program stypendialny dla czarnoskórych studentek i studentów na University of Cambridge. Podczas warszawskiego występu Stormzy zabrał ogromną publiczność w podróż przez różnorodne inspiracje, które mu towarzyszą: było gospelowo, soulowo i pojawiły się elementy r'n'b. Ale przede wszystkim był to smakowita grime'owa uczta, na którą warto było czekać. Brytyjczyk wciągnął w swój artystyczny świat nawet tych, którzy na co dzień mają nie po drodze z hip-hopem, grimem czy rapem.
Orange Warsaw Festival 2022. Pandemiczna praca domowa odrobiona
To, że uczestnicy festiwalu muzycznych byli wygłodniali i z utęsknieniem czekali na prawdziwy kontakt ze swoimi idolami, jest dość oczywiste. Jednak trudno nie odnieść wrażenia, jak bardzo artyści tęsknili za festiwalowym graniem przed wielotysięcznym tłumem. Zresztą wielu z nich mówiło o tym ze sceny. Ale jeszcze jeden wniosek pojawia się po Orange Warsaw Festival. Większość muzycznych gwiazd, która pojawiła się na głównej scenie - ale nie tylko - wykorzystała ostatnie dwa lata, by wynagrodzić fanom tę pandemiczną rozłąkę. Twórcy przygotowali nowe wersje swoich znanych piosenek, których trudno szukać na albumach czy w serwisach udostepniających muzykę w sieci.
Jedną z takich gwiazd jest Charli XCX - chociaż w Polsce wydaje się być niedoceniana, to w Warszawie skupiła ogromną rzeszę fanek i fanów (można było ich rozpoznać po charakterystycznych stylizacjach, inspirowanych wizerunkiem artystycznym wokalistki). Brytyjska piosenkarka, kompozytorka i autorka tekstów znana jest z bardzo rozległego popowego repertuaru. Przez ostatnią dekadę eksperymentowała z bardzo różnymi brzmieniami, od elektroniki, przez punk pop, house po taneczną odsłonę popu. W marcu ukazał się jej piąty studyjny album "Crash", którym zachwyciła krytyków swoim eksperymentalnym podejściem. Koncert Charli XCX, która wystąpiła w piątek, był świetnym przerywnikiem między Nasem a Tylerem. Jej taneczne, pełne energii kawałki, budziły ogromny entuzjazm i wprawiały tysiące widzek i widzów w ruch.
W sobotę znacznie większą niż w piątek publiczność rozpalił do czerwoności brytyjski zespół Foals. Grupa znana z repertuaru określanego jako dance-punk występ rozpoczęła jednym z ostatnich swoich singli "Wake Me Up", który zapowiadał ich najnowszy, siódmy studyjny album "Life Is Yours". Każda kolejna piosenka była niczym kolejna dawka energii dla publiczności. Zespół, który przez ostatnią dekadę bardzo mocno eksperymentował z różnymi brzmieniami, zapowiedział, że wraca do swoich korzeni, stawiając na tak zwany math rock, czyli gitarowe, pełne radości kawałki. Co prawda w warstwie tekstowej te piosenki nie są już tak radosne, ale to celowy zabieg artystów. Ponad godzinny występ, podczas którego polska publiczność mogła po raz pierwszy na żywo usłyszeć trzy z czterech nowych kawałków, był też przeglądem najbardziej znanych numerów grupy, które nabrały nieco innego brzmienia. A to poniekąd spowodowane jest faktem, że w ostatnich latach Foals pożegnali się z dwoma muzykami, ale w trasie towarzyszą im dodatkowi muzycy sesyjni, co sprawia, że ich brzmienie jest pełniejsze, bogatsze. Występ zakończyli mocnym uderzeniem, wykonując kilka kawałków ocierających się o stary dobry punk czy nawet metal. Niezły kopniak na start drugiego dnia.
Orange Warsaw Festival 2022. Florence + the Machine nie przestaje zadziwiać
Największy tłum zgromadziła w tym roku jedna z najważniejszych grup indie-rockowych świata Florence + the Machine. Charyzmatyczna liderka grupy Florence Welch, która ma ogromną liczbę fanów w Polsce, przyjęta na scenie została ekstatycznie. I chociaż grupa wielokrotnie już w Polsce gościła - za każdym razem wypełniając po brzegi miejsca na widowni - to i tym razem dała występ składający się z bardzo ciekawej listy piosenek. Na długo przed festiwalem, gdy pojawiła się informacja, że zespół będzie jedną z najważniejszych gwiazd tegorocznego Orange Warsaw Festival, można było spotkać komentarze: "Florence? Znowu?" czy "Florence jest chyba rezydentką tego festiwalu". Grupa zaskoczyła nawet swoich najwierniejszych fanów.
Koncert zaczął się od jednego z singli zapowiadających "Dance Fever" piosenką "King". A kolejne półtorej godziny było wypełnione nie tylko nowym materiałem, ale też nowymi odsłonami znanych i bardzo popularnych piosenek zespołu. Jako jedyna gwiazda występująca na głównej scenie podczas dwudniowego wydarzenia na Torze Wyścigów Konnych zadedykowała jedną z piosenek narodowi ukraińskiemu. A był to numer o tytule "Free", pochodzący z nowego krążka. Piosenkarka przyznała w pewnym momencie, że warszawski koncert jest jej pierwszym festiwalowym występem od wybuchu pandemii i cieszy się, że nową festiwalową przygodę zaczyna w Polsce.
Gdy grupa zeszła ze sceny, publiczność nie dawała za wygraną, owacją wywołując ich na bis. Zespół zagrał jeszcze dwie piosenki, w tym jeden z największych swoich hitów "Dog Days Are Over".
Orange Warsaw Festival 2022. Klasyka nigdy się nie nudzi
Orange Warsaw Festival 2022 oficjalnie otworzył sezon polskich festiwali muzycznych. Była to świetna okazja, aby sobie przypomnieć, że energia, jaka się pojawia w tak różnorodnej publiczności, jest doświadczeniem, którego nie da się niczym zastąpić.
Słuchając młodych polskich artystów, których przecież nie brakowało na tej imprezie, można było dojść do wniosku, że sporo z nich nie odrobiło lekcji z artykulacji. W wielu momentach nie było słychać słów piosenek, w niektórych zaś słychać było, że "zjadali końcówki". I raczej nie była to wina złego nagłośnienia, bo na tych samych scenach występowali zagraniczni twórcy, w przypadku których tego problemu nie było.
Prawdopodobnie krytycy tej imprezy stwierdzą, że organizatorzy poszli na łatwiznę, wybierając gwiazdy, które były koncertowymi "pewniakami" albo że od strony organizacyjnej nie wszystko było przygotowane, jak być powinno. Być może. Jednak podczas Orange Warsaw Festival 2022 można było się przekonać, że klasyki nigdy się nie nudzą, że koncerty plenerowe mają swój niepowtarzalny klimat i są świetną okazją, by dać się porwać do tańca tym, od których wcześniej się stroniło.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fot. Joanna Gałuszka/Orange Warsaw Festival