- Prosiłem go, żeby został, ale czuł się zakłopotany i już nie wrócił - powiedział w rozmowie z TVN24 pastor Jesse Jackson, pytany o wyproszenie byłego męża Whitney Houston Bobby'ego Browna z uroczystości pogrzebowych.
Pastor tak relacjonował całe wydarzenie: - Był tam, z czterema, pięcioma osobami. Ktoś poprosił go, by zmienił miejsce. On chyba nie chciał tego zrobić i poproszono go, aby wyszedł. Mama Whitney i córka Bobbi Kristina nie wiedziały co się dzieje, więc próbowaliśmy jakoś to rozwiązać - opowiadał Jackson.
I przekonywał, że wolałby, żeby Brown był na uroczystości. - On powinien tam być, bo mimo wszystko jest ojcem Bobbi Kristiny, a mężem Whitney był przez 11 lat - powiedział pastor.
Wyproszony
Były mąż Whitney Houston, raper Bobby Brown niespodziewanie opuścił w sobotę uroczystości pogrzebowe, skarżąc się, że ochroniarze wielokrotnie polecali mu, aby przeszedł w inne miejsce i uniemożliwili mu kontakt z córką, Bobbi Kristiną. - Nie sądzę, żeby Whitney chciała, aby to się stało - powiedział raper.
Jak podawał portal TMZ, Brown został poproszony o opuszczenie pogrzebu artystki po kłótni z jej rodziną. Piosenkarz chciał bowiem, aby do kościoła weszło razem z nim dziewięć osób, choć był zaproszony z dwiema. Ponadto, jak się okazało, rodzina nie przygotowała dla niego krzesła podczas ceremonii.
W okresie małżeństwa z Brownem, Whitney Houston zaczęła zaniedbywać karierę. Rzadziej nagrywała nowe utwory, a ich poziom obniżył się. Przyznała się też wówczas publicznie do uzależnienia od narkotyków i alkoholu. Fani Houston od dawna obarczali Browna winą za zrujnowanie jej kariery i zdrowia.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Reuters