Ten nominowany do Oscara film jest zakazany w Indonezji, a jego twórcy otrzymują pogróżki. Mowa o dokumencie "The Act of Killing", którego bohaterami są indonezyjscy mordercy. O ludobójstwie, jakiego dokonali w latach 60., opowiadają z dumą, a ulubione metody zabijania prezentują z uśmiechem na twarzy. Większość z nich do dziś nie została ukarana, a niektórzy stali się wręcz bohaterami.
"Zabijanie jest zabronione. Dlatego wszyscy mordercy podlegają karze - chyba że zabijają na wielką skalę i przy dźwiękach trąb" - tym cytatem z Voltaire’a rozpoczyna się opowiadający o ludobójstwie w Indonezji dokument "The Act of Killing" ("Scena zbrodni", w wersji indonezyjskiej "Rzeźnik"), który ma szansę dostać Oscara dla najlepszego filmu dokumentalnego.
Jego twórcą jest reżyser Joshua Oppenheimer, 40-letni Amerykanin mieszkający w Danii. Pracując nad filmem, siedem lat spędził z "emerytowanymi" dowódcami brygad śmierci w Indonezji. To oni w latach 1965-1966, przy pomocy paramilitarnych bojówek i przy wsparciu władz przeprowadzali w Indonezji masowe morderstwa.
Mordercy żyją jak bohaterowie
Wydarzenia te na Zachodzie nie są zbyt dobrze znane, choć w wyniku krwawych czystek w latach 60. zginęło od pół miliona do dwóch milionów osób (dokładna liczba nie jest znana, masowe groby są wciąż w Indonezji odkrywane). Mordy zaczęły się po nieudanym zamachu stanu przeprowadzonym przez organizację "Ruch 30. Września". Jej członkowie kilka godzin po przejęciu władzy zostali aresztowani. Ogłoszono, że za zamachem stoi Komunistyczna Partia Indonezji. W ramach czystek tracono wszystkich, którzy mieli jakiekolwiek powiązania z komunistami lub byli o nie podejrzewani.
Metody morderstw były nadzwyczaj brutalne - palono całe wioski, ludziom obcinano ręce, nogi, czasami głowy. Ciała zostawiano w lasach albo wrzucano do rzek. Zdarzało się, że szczątki w złowionych rybach odnajdowali rybacy (właśnie te wydarzenia przedstawia pierwsza scena w filmie, gdy nad brzegiem rzeki z wnętrza wielkiej ryby wychodzą ponętne tancerki).
Sprawcy tych, uważanych za ludobójstwo, mordów do dziś nie zostali ukarani. Żyją na wolności, a w Indonezji w lokalnych społecznościach są bohaterami i uprzywilejowanymi obywatelami.
Duma gangstera
Oppenheimerowi udało się zdobyć zaufanie morderców. Namówił ich nie tylko do szczegółowego opowiedzenia o zabójstwach, jakich dokonali, ale także do zrekonstruowania przed kamerą makabrycznych wydarzeń, w których brali udział.
- To jest historia, tym jesteśmy. Więc w przyszłości ludzie będą o nas pamiętać - tak tłumaczą, dlaczego zgodzili się na udział w filmie. Do pracy zabrali się z entuzjazmem - wymyślali kostiumy, charakteryzację, choreografię, przeprowadzali nawet castingi na aktorów-ofiary, by później, tańcząc i śpiewając, z uśmiechem na twarzy demonstrować swoje zbrodnie.
Reżyserowi zapewne pomogła słabość oprawców do kina. Przed 1965 rokiem wielu z nich było konikami, którzy sprzedawali przed kinami bilety na amerykańskie filmy gangsterskie. To na ich podstawie - jak tłumaczą - wzorowali stosowane przez siebie metody zabójstw. Gangsterami nazywają się z dumą, bo - jak zaznaczają - "gangster" w języku indonezyjskim oznacza tyle, co "wolny człowiek".
Ulubiona metoda zabijania
Jednym z tych "wolnych ludzi" jest Anwar Congo, główny bohater dokumentu Oppenheimera. Jak przyznaje w filmie, w czasie komunistycznych czystek własnymi rękoma zabił około tysiąca osób.
Dziś ma 72 lata i w Indonezji czczony jest jako jeden z ojców-założycieli organizacji paramilitarnej Pancasila, która wyrosła ze szwadronów śmierci (obecnie jej członkami są ministrowie rządu).
Anwar, który w kamerze wygląda jak uroczy staruszek, bez skrupułów opowiada o zbrodniach, których dokonał. Twórców filmów zaprowadza na dach domu, gdzie mordował ludzi.
- Początkowo biliśmy ich na śmierć. Ale było za dużo krwi. A gdy posprzątaliśmy, okropnie śmierdziało. By uniknąć krwi, używałem tej metody - relacjonuje i prezentuje swój ulubiony sposób zabijania: wokół szyi ofiar zawiązywał metalowy drut, za który mocno pociągał, aż się udusiły. Chwilę po tym pokazie zaczyna tańczyć cza-czę.
Film, po którym śnią się koszmary
Oppenheimer tłumaczy, że "The Act of Killing" w zasadzie nie jest o tym, co wydarzyło się w 1965 roku, ale "raczej o systemie, w którym ludobójstwo zostało zatarte". - Starałem się badać i ujawnić naturę bezkarności - mówi w jednym z wywiadów.
Podkreśla przy tym, że praca nad dokumentem nie była łatwa. - Były fragmenty, które naprawdę mnie wystraszyły, spowodowały nocne koszmary. Budziłem się w nocy i nie mogłem dalej spać. Były chwile, kiedy po prostu czułem nienawiść albo całkowite wyczerpanie. Najczęściej te dwie rzeczy razem - opowiada.
"Komercja. Nie dostaliśmy nic"
Anwar - główny bohater dokumentu - początkowo nie chciał obejrzeć ostatecznej wersji filmu. W końcu zdecydował się na to w listopadzie 2012 roku, jeszcze przed światową premierą. Później ze łzami w oczach miał powiedzieć reżyserowi, że "to film, jakiego oczekiwał - rzetelny i prawdziwy".
Ale gdy o dokumencie stało się głośno, Anwar zmienił stosunek do niego. Jak przekonywał, sądził, że gra rolę w fikcyjnym filmie, a nie dokumencie, a reżyser wprowadził go w błąd. Nie zaprzeczył jednak, że dokonywał morderstw.
Adi Zulkadry, inny z morderców występujących w filmie, na konferencji prasowej oświadczył z kolei, że wprawdzie nie żałuje, iż zabijał, ale film nie podoba mu się, ponieważ został "skomercjalizowany". - Oppenheimer zarobił pieniądze, ja nie dostałem nic - wyjaśnia.
Film nie spodobał się też władzom Indonezji. Po ogłoszeniu nominacji do Oscara, rzecznik prezydenta ds. zagranicznych Teuku Faizasyah oświadczył, że Indonezja została przedstawiona jako "okrutne państwo bezprawia". - To nie jest właściwie, to nie przystoi. Należy pamiętać, że Indonezja przeszła reformację. Wiele rzeczy się zmieniło - podkreślał.
W Indonezji dokument dostępny tylko w szarej strefie
"The Act of Killing" na swoim koncie ma już ponad 30 nagród (w tym BAFTA, Europejską Nagrodę Filmową, Nagrodę Publiczności na Berlinale oraz Planete+ Doc Film Festival w Polsce). Uznano go za "najbardziej przerażający dokument dekady" (magazyn Brytyjskiego Instytutu Filmowego "Sight & Sound") i "najbardziej przejrzysty obraz zła" (serwis "Vulture").
Mimo ogromnego sukcesu nigdy nie trafił i najprawdopodobniej nie trafi do indonezyjskich kin. By tak się stało, musiałby otrzymać zgodę od rządowej cenzury. Twórcy go nawet do niej nie zgłosili wiedząc, że nie ma szans na akceptację.
W Indonezji dystrybuowany jest więc tylko w szarej strefie - najczęściej na prywatnych pokazach. Organizatorom kilku z nich grożono śmiercią, a dyrektor lokalnej gazety, która promowała dokument, został pobity.
Pogróżki cały czas dostaje też sam Oppenheimer. W jednej z wiadomości otrzymanych niedługo po premierze mógł przeczytać: "Nie możemy się doczekać, aż zrobimy coś niezwykłego z twoją głową". Newsy, ciekawostki o aktorach i samych Oscarach możecie śledzić w naszym specjalnym magazynie Oscary 2014. Zapraszamy też na relację na żywo tvn24.pl z oscarowej gali w nocy z 2 na 3 marca.
Autor: Natalia Szewczak/jk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Drafthouse Films