Nasz świat staje się coraz bardziej podzielony, spolaryzowany, faszystowski. Ogromna część ludzi na tej planecie jest pozbawiona możliwości zabrania głosu we własnej sprawie. Branża muzyczna jest czarno-biała, podobnie zresztą jak większość świata rozrywki - mówi w rozmowie z tvn24.pl, artystka wizualna i raperka M.I.A. Podkreśla, że w debacie o przemocy seksualnej ciągle nie ma głosu najsłabszych kobiet.
Matangi "Maya" Arulpragasam, znana jako M.I.A., w 2005 roku podbiła listy przebojów, a debiutancki album "Arular" został nominowany do Mercury Prize. Kolejny krążek "Kala" stał się hitem po obu stronach Atlantyku, zdobywając uznanie nie tylko fanów i krytyków, ale gwiazd rapu i popu.
Jest córką Arula Pragasama, jednego z założycieli Eeleam Revolutionary Organisation of Students, bojówki tamilskiej kojarzonej z Tamilskimi Tygrysami - organizacji, która walczyła o niepodległość Tamilów w północnej Sri Lance.
M.I.A. z dumą opowiada o swoich korzeniach. W twórczości muzycznej, wideo oraz ubraniach, które projektuje, czerpie z tradycji tamilskich, sięga po motywy hinduistyczne, łącząc je z elementami kultury zachodniej. Na koncie ma nominacje do Oscara, nagród Grammy, Brit Award, Mercury Prize. Jest pierwszą artystką pochodzenia azjatyckiego, która w tym samym roku zdobyła nominacje do Oscara i Grammy.
W 2018 roku, podczas festiwalu Sundance, pokazano premierowo film dokumentalny Steve'a Loveridge'a "Matanghi Maya M.I.A". Loveridge, z którym M.I.A. przyjaźni się od ponad 20 lat, sięgnął po jej prywatne nagrania pochodzące jeszcze z lat 80. Film prezentuje różne odsłony życia raperki. Od jej życia jako Tamilki w Londynie, studentki słynnej Central St. Martins College of Art and Design, gdzie studiowała sztukę, film i wideo, po kulisy światowej sławy jako raperki.
M.I.A. była gościem 15. edycji festiwalu Millenium Docs Against Gravity w Warszawie. W sierpniu wystąpi podczas katowickiego Off Festival. Z M.I.A. rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl
Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: Przeczytałem, że wykorzystujesz film "Matangi Maya M.I.A." aby podzielić się swoim światopoglądem, społeczno-kulturowym przesłaniem. Czym ono jest?
M.I.A.: Gdy patrzę na ten film - i mam nadzieję, że tak spojrzą na niego też inni ludzie - jest to dla mnie inspirująca historia o wielu rzeczach. O kobietach, imigrantach, o tym, jak być popową gwiazdą i jednocześnie pozostać wiernym swoim ideałom, ciągle być częścią pewnej społeczności, o tym, jak mówić o naprawdę poważnym problemie, który cały czas ma miejsce, gdy ludzie traktują cię jak nieznaczącą i niewidzialną.
Kwestia imigracji jest teraz naprawdę dużą rzeczą, która dotyka wiele osób i wiele kultur.
Jednym z problemów, o którym wspomniałaś, jest bycie kobietą w przemyśle rozrywkowym. Po skandalu z udziałem Harveya Weinsteina, powstał ruch MeToo. Są ludzie - jak Roman Polański - którzy nazywają ten zryw społeczny "histerią". A co tym sądzisz?
Patrzę na to ze swojej perspektywy, w kontekście Sri Lanki. Jeszcze zaledwie dziewięć lat temu kobiety takie jak ja - czyli kobiety tamilskie na północy Sri Lanki - nosiły mundury i połykały cyjanek, żeby nie być gwałcone przez armię. Zachód przekonywał nas - Tamilów, żebyśmy złożyli broń, zakończyli powstanie. Nazywali nas wszystkich terrorystami.
400 tysięcy kobiet wciąż przebywa w obozach i więzieniach, gdzie są gwałcone. Po wyjściu z więzienia czy z obozu mogą zamieszkać w nie swoich domach, gdyż są one własnością rządu. Nie ma dla nich pracy, więc są zredukowane do niewolników bądź są sprzedawane do przemysłu seksualnego. Tak wygląda nasza przyszłość. To jest to, co Zachód dla nas wygrał.
Dziewięć lat po tych wydarzeniach rodzi się ruch MeToo. Rodzi się jednak pytanie: co z kobietami, które są na polu walki, będące mniejszością pod uciskiem aparatu państwowego. W jaki sposób włącza się je do ruchu MeToo? Ta cała debata nie poszerzyła się jeszcze o nas. W dużej mierze zasięg takich ruchów ogranicza się do branży filmowej i rozrywkowej. Nie każda kobieta na świecie ma szanse wziąć mikrofon do ręki. W tej kwestii interesuje mnie tylko to, w jaki sposób polityka wykorzysta tę kampanię. Moim zdaniem, MeToo może wpłynąć na dyskusję o gwałtach w Indiach w inny sposób niż o tym, jak się mówi o kobietach gwałconych w więzieniach na Sri Lance.
Obserwując to, co się dzieje wokół MeToo, nie do końca ma dla mnie znaczenie to, co się wydarzy w kontekście kina. Ważne jest to, jak poszerzyć tę debatę o takie kobiety, jak afgańskie czy syryjskie uchodźczynie w obozach. O to, jak zachowywana jest ich godność.
Byłaś pierwszą znaną osobą, która zabrała głos w sprawie Tamilów w północnej Sri Lance. Spotkały cię jakieś problemy?
Gdy zabierasz głos w takich sprawach, spotykają cię sankcje ekonomiczne. Dokładnie tak samo jak w polityce, gdy dwa kraje stosują wobec siebie sankcje.
Gdy pierwsza w świecie rozrywki mówiłaś głośno o sytuacji Tamilów na Sri Lance, w mediach żartowano, że jako bogata, znana gwiazda popu wypowiadałaś się w imieniu biednych. Co w tedy czułaś? Nieważne, co bym zrobiła, zawsze (ci dziennikarze - red.) będą niezadowoleni. Gdybym nagle z biednej osoby stała się bogatą, byłby problem z moim bogactwem. Gdybym nagle stała się biedna, mówiliby, że jestem gównianą gwiazdą pop, skoro nie jestem bogata, nie sprzedaję kolekcji sportowych ubrań albo lakieru do paznokci. Media znacznie częściej osądzają mnie obecnie za sukces, który osiągnęłam, za to, kim jestem, będąc sławną niż za to, kim byłam, gdy byłam biedna. Chodzi o to, że dotykają mnie pewne uprzedzenia ze strony opinii publicznej odnośnie tego, dlaczego nie jestem miliarderką, dlaczego nie wyprzedaję butów. I dzieje się to na znacznie większą skalę niż problemy, które spotykały mnie, gdy zarabiałam niewielką sumę pieniędzy. Ludzie mówią, że skoro nie jestem już biedna, to nie mam prawa mówić w imieniu biednych.
Później, gdy spotykają cię sankcje ekonomiczne i nie masz pieniędzy, to nagle znaczy, że jesteś beznadziejną gwiazdą pop, ponieważ nie masz miliardów i nie stajesz się prezesem firmy. Nic ich nie uszczęśliwi. Byłam w obu sytuacjach. Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że ludzie jako zbiorowość zawsze będą przeciwko tobie.
Gdybyś miała okazję jeszcze raz pokazać środkowy palec, zrobiłabyś to?
Po Super Bowl? Tak, zrobiłabym to. Do kogo byś go skierowała? Tym razem? (śmiech) Wiesz, nie wiem do końca, do kogo skierowałam ten gest za pierwszym razem. Zrobiłabym to, ponieważ myślę, że to jest chore i NFL od tego czasu ma znacznie więcej innych problemów. Może nie wzięliby mnie aż tak poważnie w 2018 roku, jak to zrobili w 2012 roku. Sądzę, że mają poważniejsze sprawy, z którymi muszą się uporać niż środkowy palec.
W filmie widziałem cię nie tylko jako waleczną artystkę, ale również jako delikatną, wrażliwą dziewczynę i kobietę. Może się mylę, ale która z tych wersji ciebie jest najprawdziwsza?
Bardzo chciałam, aby Steve zmienił tytuł filmu, ale został ostatecznie "Matangi Maya M.I.A.". Myślę, że wszystkie trzy tworzą mnie jako człowieka. Istoty ludzkie są właśnie takie. To zdrowe, gdy kochają, płaczą, krzyczą.
Zawsze zastanawiałem się, czy jest to możliwe, żeby być artystą o światowej sławie i wieść normalne życie, mieć pewną sferę prywatną. W ostatnim czasie odeszło wiele gwiazd, które nie wytrzymały presji związanej ze sławą i jednoczesnym poczuciem osamotnienia. O Boże, nie wiem. Próbuję to odkryć. Jednak moim głównym problemem jest to, że naród Tamilów w swojej historii nigdy nie miał tego rodzaju celebryty i muzyka w zachodnim świecie. Oczywiście są tamilscy celebryci, głównie w indyjskim przemyśle filmowym. Jest to dla Tamilów coś nowego i nie do końca wiedzą, o co chodzi. To coś w rodzaju wytyczania nowej drogi, która nigdy wcześniej nie istniała. Z drugiej strony - dla Zachodu - to też coś nowego, coś czego na Zachodzie wcześniej nie było. Tamilowie nie rozumieli nigdy zasad przemysłu muzycznego, a przemysł muzyczny nie miał nigdy wcześniej do czynienia z Tamilami.
W tym filmie ważną rzeczą było to, żeby pokazać obu stronom siebie nawzajem i połączyć je. To jest też sytuacja, która zdarza się dwóm światom po raz pierwszy. To, co robię, wiąże się często z brakiem zrozumienia, nieporozumieniami. Wynika z tego wiele zamieszania. Tamilowie nigdy by nie przypuszczali, że będą mieć gwiazdę pop, która wyjdzie na scenę podczas Grammy i zacznie mówić o ich problemach. Gdyby wiedzieli, że to zrobię, może pomogliby mi, nauczyliby mnie, w jaki sposób o tym mówić we właściwy sposób. Jednocześnie nie wierzyłam w to, że to się stanie, dlatego musiałam to zrobić. Było to też w czasie, gdy lada chwila miałam urodzić dziecko, nagle stałam się ich rzecznikiem. Było to trudne zarówno dla mnie, jak i dla nich. Było to też trudne dla przemysłu muzycznego.
W pewnym momencie mówisz, że gdybyś nie miała możliwości wygadania się czy zabrania głosu w jakieś sprawie, prawdopodobnie zwariowałabyś albo zaczęła brać narkotyki. Masz w sobie potrzebę wypowiadania się w ważnych sprawach - jak ostatnio w kwestii Rohindżów - żeby czuć się naprawdę sobą?
Nasz świat staje się coraz bardziej podzielony, spolaryzowany, faszystowski. Ogromna część ludzi na tej planecie jest pozbawiona możliwości zabrania głosu we własnej sprawie. Branża muzyczna jest czarno-biała, podobnie zresztą jak większość świata rozrywki.
Wszystkie platformy internetowe są w posiadaniu Amerykanów. Jeśli przestaniemy walczyć o to, żeby mówić o wszystkim i wszystkich, to prędzej czy później zostaną oni zapomniani. Ciągle powstają nowe pomysły, aby temu zapobiec. Weźmy na przykład dyskusję na temat "cultural appropriation" (przywłaszczanie kultur - red.), która jest uczciwa, jeśli chodzi o ludzi żyjących w Ameryce, ale nie jest fair w stosunku do ludzi z innych części świata.
O nas (o Tamilach) ludzie w zasadzie nie mówią, nie mamy żadnych swoich przedstawicieli w tych najgłośniejszych, najbardziej słyszalnych platformach. Moim zdaniem, to samo z sobie nie jest złe w Ameryce. Złe w moim odczuciu jest to, że Amerykanie są najgłośniejsi dlatego, że wszystkie platformy należą do nich. Są najbardziej krzykliwi i najbogatsi. Są mocarstwem, co czyni ich najbardziej uprzywilejowanymi. Wszystko sprowadza się zatem do podziału dóbr. W kwestii Rohindżów... rząd Sri Lanki po tym, jak zabijał Tamilów, uczył tego innych w sposób programowy. Wprowadzali ten program w innych krajach Azji. Uskuteczniali w ten sposób pewnego rodzaju faszyzm, zbudowany na ekstremistycznym myśleniu, w innych częściach świata, jak na przykład w Birmie. Dla mnie fakt, że rząd stworzył program, za pomocą którego uczy resztę świata, jak robić to, co zrobili (z Tamilami - red.), jest dla mnie szaleństwem. Dlatego mówienie o Rohindżach jest dla mnie ważne, jest po prostu związane z tym, co stało się Tamilom.
Autor: Tomasz-Marcin Wrona / Źródło: tvn24.pl