Koronawirus od początku dawał się we znaki fabryce snów. Wraz z zamknięciem kin, tylko do końca maja Hollywood może stracić około 20 miliardów dolarów. Kryzys poważnie odbije się też na życiu prawie 450 tysięcy pracowników przemysłu filmowego. A co, jeśli potrwa znacznie dłużej?
Takiej sytuacji w Hollywood nie było od początku jego istnienia, a co gorsza nikt nie może przewidzieć, ile ten stan potrwa. Jeszcze przed zamknięciem kin w większości amerykańskich stanów świeciły one pustkami za sprawą wybuchu epidemii.
W Los Angeles, podobnie jak w całej Kalifornii, obostrzenia są nawet dotkliwsze niż w pozostałych stanach. 20 marca gubernator Kalifornii Gavin Newsom i burmistrz Los Angeles Eric Garcetti ogłosili zakaz wychodzenia z domów i spotykania się. Otwarte są tylko sklepy spożywcze, apteki i stacje benzynowe, ale ustanowiono już nawet tzw. godziny zakupowe.
Zamknięte kina witają przechodniów napisem: "Zostań w domu" w miejscach, gdzie zwykle zachęcały tytułami premier. Zdaniem analityków straty z powodu zamknięcia kin i wstrzymania realizacji nowych produkcji - optymistycznie licząc, że taka sytuacja potrwa tylko do końca maja - sięgną w Hollywood 20 miliardów dolarów.
Przełożenie dat premier najbardziej oczekiwanych tytułów to wielki problem w przypadku każdej wytwórni. I tak producenci Bonda przyznają, że 200 mln dolarów wydane na jego gigantyczną reklamę, w związku z przełożeniem premiery obrazu z kwietnia na listopad, wylądowało w błocie. Oblicza się, że na przesunięciu terminu wejścia filmu do kin MGM straci kolejne 50 mln, a Disney, który 1 maja miał wypuścić marvelowską "Czarną wdowę", około 30 milionów.
Około 20 mln dolarów stracić ma Paramount Pictures na "Cichym miejscu 2", którego nowej daty premiery, podobnie jak "Czarnej wdowy", jeszcze nie znamy.
Jak więc fabryka snów próbuje ograniczyć nieuniknione straty spowodowane zamknięciem kin? Z pomocą przychodzi internet.
Złote czasy platform streamingowych
W obszernym artykule o wpływie koronawirusa na amerykańską branżę filmową magazyn "Variety" donosi, że już w ostatni weekend przed zamknięciem kin, sprzedaż biletów w USA była na najniższym od 20 lat poziomie. We wspomniany weekend wpływy z kin wyniosły tam jedynie 55,3 mln dolarów. Ostateczne ich zamknięcie tylko postawiło kropkę nad i.
W ten właśnie sposób po latach zaciętej walki z Netflixem - Hollywood robiło dotąd wiele, by żaden ważny Oscar nie trafił w jego ręce, choćby lekceważąc ostentacyjnie zarówno "Irlandczyka", jak i "Historię małżeńską" - fabryka snów musiała się z platformą przeprosić. To bowiem przede wszystkim Netflix oraz inne płatne serwisy VOD okazały się ratunkiem zarówno dla filmów, które do kin trafiły krótko przed ich zamknięciem, jak i dla niedoszłych premier. Bo przecież nawet gdy skończy się pandemia, wpuszczenie do kin wszystkich zaległych tytułów nie będzie fizycznie możliwe.
Dlatego właśnie wytwórnia Paramount zrezygnowała z kinowej dystrybucji oczekiwanego filmu "The Lovebirds", którego amerykańska premiera planowana była na 3 kwietnia. Przejął go Netflix. Niepotwierdzona jeszcze plotka głosi, że na platformę trafić ma też potencjalny hit kinowy Disneya "Mulan" - oparty na filmie animowanym sprzed 20 lat, zrealizowany w technice CGI.
Wytwórnią, która zdecydowała się udostępnić w sieci za opłatą w dniu planowanej kinowej premiery filmu jest Universal - mowa o animacji "Trolle 2". Wcześniej Universal udostępnił już na żądanie w sklepie Sky Store tytuły, które miały szanse trafić na szczyty box office'ów: przede wszystkim świetnego "Niewidzialnego człowieka" Leigha Whannella z Elizabeth Moss oraz kostiumową "Emmę" Autumna de Wilde. Oba filmy weszły do kin za oceanem w końcu lutego. Trafił tam także thriller "The Hunt", który w ogóle nie miał swojej kinowej premiery.
Podobnie postąpił Warner Bros. , decydując się na internetową dystrybucję filmu "The Way Back", który do amerykańskich kin trafił 6 marca. W Stanach jest dostępny na VOD od 24 marca. Zapewne lista tytułów, które trafią na portale streamingowe i na VOD wydłużać się będzie z każdym dniem. Oczywiście, zyski producentów będą mniejsze niż w przypadku kin, ale jak słusznie zauważa krytyk "Time'a" "lepsze jakieś dochody, niźli żadne".
W Polsce w ślady amerykańskich wytwórni poszli Jan Komasa z filmem "Sala samobójców. Hejter", który zaledwie tydzień gościł w kinach oraz Bartosz M. Kowalski z pierwszym polskim slasherem "W lesie dziś nie zaśnie nikt" (film Komasy trafił na player.pl, Kowalskiego od razu do Netflixa).
Odwołane premiery, przerwane produkcje
Liczba już odwołanych premier kinowych jest tak długa, że wymienianie wszystkich mija się z celem, zwłaszcza, że rośnie z każdym tygodniem. Prócz tych najgłośniejszych, jak nowy Bond, "Czarna wdowa" i "Mulan", (tu gigantyczne straty związane są głównie z zamkniętym już dwa miesiące chińskim rynkiem, w "Mulan" bowiem grają głównie chińscy aktorzy), warto wspomnieć jeszcze o już przełożonej na rok 2021 premierze kolejnej części "Szybkich i wściekłych 9".
Analitycy rynku amerykańskiego podkreślają, że w najgorszej sytuacji wśród wielkich wytwórni znalazł się Disney, który musiał również wstrzymać premiery "The Personal History of David Copperfield" oraz zapowiadanego jako wielki hit thrillera Joe Wrighta z Amy Adams, Julianne Moore i Garym Oldmanem. Ponadto musiał wstrzymać produkcję na planach kolejnych, pewnych hitów: m.in. "Małej syrenki" (aktorskiej wersji animacji z 1989 roku) i serialowego co prawda, ale niezwykle kosztownego i zapowiadającego się na przebój "Kevina samego w domu".
Z kolei Warner Bros przerwał nie tylko prace nad kolejnym "Batmanem", ale z uwagi na zarażenie się koronawirusem Toma Hanksa także nad kręconym w Australii filmem o Elvisie Presleyu, w którym Hanks grał menedżera piosenkarza.
A skoro mowa o zarażonych gwiazdach. Prócz Hanksa i jego żony Rity Wilson, złapali go m.in. ukraińska dziewczyna Bonda Olga Kurylenko, czarnoskóry, brytyjski gwiazdor Idris Elba i Kristofer Hivju znany z serialu "Gra o Tron".
Na szczęście Hanks z żoną opuścili szpital i mają się coraz lepiej, zaś piękna Ukrainka jest już zupełnie zdrowa, co właśnie obwieściła w mediach społecznościowych.
Co z Oscarami?
Następna kwestia, z jaką będzie musiała się uporać branża filmowa w Ameryce, a dokładniej Akademia Filmowa, to odpowiedź na pytanie: "Co z tytułami, które w ogóle nie pojawią w kinach?". Wedle obowiązującego regulaminu, film musi być obecny co najmniej 7 dni na ekranach kin, by uczestniczyć w oscarowym wyścigu. Co jednak w sytuacji, gdy kiną są zamknięte i nie wszystkie tytuły będą miały na to szanse?
Akademia wydała już w tej sprawie pierwszy komunikat, choć na razie tylko poinformowała, że "instytucja jest świadoma problemów, jakie wynikają z pandemii koronawirusa i zamierza zająć się sprawą".
Być może w obecnych warunkach niewzruszona dotąd Akademia zmieni zdanie. Zwłaszcza w sytuacji, gdy platformy streamingowe, traktowane przez nią dotychczas lekceważąco, przychodzą biznesowi filmowemu na ratunek. Oczywiście, także czerpiąc z tego korzyści.
Źródło: "Time" , "Telegraph", "The Hollywood Reporter", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock