Ridley Scott zamierza nakręcić "Gladiatora 2" i to ponownie z Rusellem Crowem. Nie przeszkadza mu nawet fakt, że grany przez Crowe'a bohater w pierwszym filmie umiera. Na trwającym właśnie w amerykańskim Austin South by Southwest Film Festival reżyser przyznał, że rozmawiał z wytwórnią Universal i wie, w jaki sposób przywrócić do życia uśmierconego bohatera. Jak? Tego nie zdradził. W internecie trwa za to burzliwa dyskusja wśród fanów filmu.
"Gladiator" Ridleya Scotta to wielki hit 2000 roku. Ta opowieść o generale Maximusie (Russel Crowe) - szczęśliwym mężu i ojcu, który w jednej chwili traci wszystko i jako niewolnik-gladiator musi walczyć o przeżycie - zarobiła prawie 500 mln dolarów, co było wówczas historycznym rekordem. Zdobyła też pięć złotych statuetek Oscara, w tym dla najlepszego filmu i dla Crowe'a za aktorstwo. Sam Scott przegrał jednak wtedy oczekiwanego Oscara za reżyserię ze Steven Soderberghiem, nagrodzonym za film "Traffic".
"Gladiator" przywrócił Scottowi utracony na lata status kasowego twórcy, ale też zapoczątkował wyraźną zmianę. Z twórcy kina autorskiego Scott stopniowo zaczął zmieniać się w reżysera komercyjnego, realizującego kolejne filmy wedle typowo hollywoodzkich standardów. Dziś twórca takich arcydzieł jak "Łowca Androidów" czy "Thelma i Louise, nie stawia już na oryginalność. Odcina za to kupony od sukcesów sprzed lat, kręcąc filmy bądź to nawiązujące do swoich najgłośniejszych obrazów jak "Prometeusz" do serii o "Obcym", bądź będące ich kontynuacją, jak oczekiwany, produkowany przez niego "Łowca Androidów 2049".
Wiadomo również, że gotowy jest scenariusz filmu "Obcy: Przymierze 2", a Scott gotów jest rozszerzyć swoją słynną serię o kolejne kilka filmów.
Od sztuki do komercji
Pomysł nakręcenia "Gladiatora 2" udowadnia, że Ridley Scott ani myśli zboczyć z tej ścieżki i konsekwentnie sięga do swoich najgłośniejszych obrazów. Pierwszy "Gladiator" to jednak dowód na to, jak utalentowanym i gruntownie wykształconym artystą jest Scott.
Inspiracją dla powstania filmu był obraz "Pollice Verso" ("Kciuki w dół") XIX-wiecznego malarza Jean-Léona Gérôme'a, na którym widzimy walczących na arenie gladiatorów i tłum wykonujący gest skazujący pokonanego gladiatora na śmierć. Pierwowzorem postaci Maximusa był Marek Noniusz Makrinus, ulubiony generał Marka Aureliusza. Wychodząc od autentycznych postaci historycznych i sięgając do innych dziedzin sztuki, Scott stworzył jednak film pełen uproszczeń - historycy krzyczeli wprost o niedopuszczalnych przeinaczeniach - skrojony pod gusta hollywoodzkiego kina. Ale świetnej roboty reżyserskiej nie odmawia mu nikt.
"Gladiator" zaczyna się, gdy umierający cesarz Marek Aureliusz chce uczynić swoim następcą generała Maximusa. Jego prawowity dziedzic Kommodus (Joaquin Phoenix) postanawia jednak pozbyć się rywala i skazuje go na karę śmierci wraz z całą rodziną. Maximusowi udaje się uciec, ale trafia do niewoli, gdzie jest szkolony na gladiatora. Zyskuje popularność i z czasem, już jako wojownik, wraca do Rzymu, by pomścić bliskich. Tu zdobywa rozgłos i uznanie, a Kommodus odkrywa, kim jest naprawdę. Cesarz organizuje coraz trudniejsze walki, ale dawny generał wszystkie wygrywa i zostaje ulubieńcem tłumów. Ginie dopiero za sprawą zadanego podstępnie przez Kommodusa ciosu, choć zdąży jeszcze śmiertelnie ugodzić arcywroga..
Film Scotta, z wielkim 100-milionowym budżetem, ma wszystko, czego potrzebuje hollywoodzkie widowisko: wspaniałą scenografię i muzykę, świetne sceny walki i dobre aktorstwo. Są w nim także nawiązania do szekspirowskiego "Hamleta", a w tle portret starożytnego Rzymu przeżartego korupcją i spiskami. Jest też opowieść o niezłomnym żołnierskim etosie, który ucieleśnia tytułowy bohater. Film mógłby być dziełem wybitnym, gdyby nie wspomniane uproszczenia, nonszalancja w traktowaniu przez Scotta historii i nieznośny patos postaci Maximusa.
Mimo tych słabości "Gladiator" pozostaje świetnie zrealizowanym kinem rozrywkowym, choć może niekoniecznie zasługującym na głównego Oscara. Na liście najbardziej przecenionych tytułów przez Akademię , sporządzonej przed kilku laty, mieści się zresztą w pierwszej dziesiątce obok "Titanica", "Angielskiego pacjenta" czy "Zakochanego Szekspira".
"Gladiator 2" czyli wskrzeszenie Maximusa
Jak donoszą "Entertainment Weekly" i portal IMDB, ponoć producenci Universalu omal nie pospadali z krzeseł, gdy Scott poinformował ich o swoim projekcie kontynuacji "Gladiatora". Gdy przypomnieli dobiegającemu 80-tki twórcy, że przecież bohater grany przez Crowe'a ginie w ostatniej scenie, reżyser miał odpowiedzieć, że to żaden problem, bo ma genialny pomysł na przywrócenie go do życia. Rzecz jasna publicznie nie zdradził jaki.
Na South by Southwest Film Festival w Austin Scott oznajmił, że nie wyobraża sobie filmu bez Russella Crowe'a i zrobi wszystko, by gwiazdora pozyskać. Przyznał jednak, że martwi go fakt, iż Crowe przez 17 lat, jakie minęły od powstania filmu, bardzo się zmienił. Ale od czego są wielcy charakteryzatorzy w Hollywood.
Wyznanie reżysera okazało się wodą na młyn dla dość kpiarskich pomysłów internautów, co do dalszych losów Maximusa. Do najpopularniejszych należy ten, że drugi obraz kinowy o przygodach rzymskiego generała będzie po prostu filmem science-fiction i będzie nosił tytuł "Maximusa życie po życiu". Popularność zyskał też pomysł pojawienia się zaginionego brata-bliźniaka bohatera, który zapragnie go pomścić. Na razie reżyser nie odniósł się do tych komentarzy.
Pomysł Scotta nie jest jednak nowatorski. Pierwsze pomysły kontynuacji "Gladiatora" pojawiły się bowiem już w 2009 roku. Do pisania scenariusza został zaangażowany wtedy słynny muzyk, pisarz i poeta Nick Cave. Wówczas artysta mówił, że akcja filmu rozpoczynałaby się tuż po zakończeniu pierwszej części, po śmierci Maximusa. Bohater dostałby się do panteonu rzymskich bóstw, którzy mieli być niezadowoleni z... ziemskiej działalności Chrystusa i jego uczniów. Rzymskie bóstwa postanowiłyby więc wskrzesić generała i wysłać go na wojnę z pierwszymi chrześcijanami. W trakcie wojny Maximus przeszedłby głęboką, wewnętrzną przemianę i w finale stanąłby po właściwej stronie. Brzmi kuriozalnie? Owszem i Ridley Scott był tego samego zdania, bo tekst odrzucił.
Być może pomysł samego Scotta na wskrzeszenie Maximusa nie będzie aż tak dziwny, co nie zmienia faktu, że sam projekt sequela z uśmierconym wcześniej bohaterem pozostaje w zgodnej opinii kinomaniaków i krytyków kuriozalny.
Autor: Justyna Kobus\mtom / Źródło: "Entertainment Weekly", movieweb, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Imperial - Cinepix