"Diuna: Część druga" Denisa Villeneuve'a wciąga totalnie. Nawet tych, którzy do kina sci-fi podchodzą sceptycznie. Kanadyjczyk udowodnił, że z literatury sci-fi można stworzyć fenomenalne widowisko, skłaniające do głębszej refleksji. W prawie trzygodzinnej opowieści jest wszystko, co najlepsze we współczesnym kinie. Mało tego: film pozostawia poczucie niedosytu, budząc apetyt na to, co wydarzy się dalej. Niedosytu, jaki towarzyszy oczekiwaniu kolejnego sezonu najlepszych seriali. O filmie pisze Tomasz-Marcin Wrona w cyklu "Wybór Wrony".
"Diuna" Franka Herberta początkiem lat 60. stała się jedną z najsłynniejszych powieści sci-fi wszech czasów. Jej ekranizacja w reżyserii Davida Lyncha z 1984 roku, stała się już klasyką kina. I nagle pojawił się on, Denis Villeneuve, który w 2018 roku podpisał kontrakt z wytwórnią Warner Bros. Pictures (jej właścicielem jest Warner Bros. Discovery, do której należy między innymi TVN24 i tvn24.pl) na dwuczęściową ekranizację powieści Herberta. Kanadyjski filmowiec przekonywał, że nie da się w jednym filmie fabularnym zmieścić tak skomplikowanej historii. Jak się okazuje po latach, lepszej decyzji Villeneuve i studio filmowe nie mogli podjąć.
Pierwsza odsłona "Diuny" w reżyserii Villeneuve'a miała trafić do kin w listopadzie 2020 roku, ale w związku z wybuchem pandemii COVID-19 dystrybucję kinową przesunięto o blisko rok. Światowa premiera "Diuny", obejmującej pierwszą część książki Herberta, odbyła się w sekcji Poza Konkursem 78. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji 3 września 2021 roku. Chociaż wykorzystano hybrydowy model dystrybucji - film trafił jednocześnie do kin i na platformę HBO Max - odniósł wielki sukces komercyjny i artystyczny, budząc bardzo pozytywne reakcje międzynarodowej krytyki. 11 nominacji do nagród BAFTA i wygrana w pięciu kategoriach, 10 nominacji do Oscarów i ostatecznie wygrana w sześciu kategoriach - nie są częstym wynikiem w przypadku kina sci-fi. Pierwsza część "Diuny" zarobiła ponad 400 milionów dolarów na świecie. To nie koniec, bo w związku z premierą drugiej części epickiego dzieła Villeneuve'a część amerykańskich i kanadyjskich kin wprowadziła do repertuaru pierwszą część, która znowu przynosi wielomilionowe zyski.
Premiera filmu "Diuna: Część druga" też została opóźniona. Pierwotnie widzowie mieli go zobaczyć jesienią ubiegłego roku. Jednak w związku z przedłużającymi się strajkami scenarzystów i aktorów hollywoodzkich zapadła decyzja, że film do kin trafi w marcu bieżącego roku. Ostatecznie "Diunę: Część drugą" można zobaczyć na ekranach polskich kin od 29 lutego.
Villeneuve: "Diuna: Część druga" jest bardziej muskularna
Na takie kino warto czekać, nawet jeśli nie jest się fanem stylistyki sci-fi. "Diuna: Część druga" jest dziełem pełnym, świadomie wymyślonym i konsekwentnie zrealizowanym. W niedawnym wywiadzie dla "Total Film Magazine" Villeneuve zapewnił, że druga część "Diuny" jest "bardziej muskularna". - Pierwsza część była bardziej refleksyjna, kontemplacyjna. Podążaliśmy za młodym mężczyzną, który odkrywa nową planetę, nową kulturę - wyjaśniał Villeneuve w "Total Film". - Druga część... jest przede wszystkim kinem akcji - dodał.
W rzeczywistości najnowszy projekt Kanadyjczyka odważnie przekracza typowe ramy gatunkowe. W drugiej części historii Paula Atrydy faktycznie jest coś z kina akcji, ciągle jest to sci-fi, natomiast ma też w sobie wiele z najlepszego kina obyczajowego, kina drogi, dramatu wojennego czy pogłębionego portretu psychologiczno-filozoficznego. To wszystko uzupełnione świetnym, zniuansowanym poczuciem humoru, dzięki któremu nikt tu się "nie nadyma". Być może dla wielu "Diuna: Cześć druga" będzie arcydziełem na poziomie wizualnym, genialnym widowiskiem, łączącym najlepsze zdobycze technologiczne w obrazie i dźwięku. Oczywiście, że tak jest. Ale jednocześnie trzeba być wybitnym reżyserem, żeby utrzymać uwagę publiczności przez blisko trzy godziny. A to - szczególnie w przypadku ekranizacji i w kinie sci-fi - jest karkołomne wyzwanie, które udaje się naprawdę nielicznym. Po seansie uporczywie powraca we mnie pytanie: czy da się z kina sci-fi zrobić spektakl na miarę "Sukcesji"? Niech to pytanie na razie pozostanie bez odpowiedzi.
"Diuna: Część druga" jako epicki powrót na Arrakis
Kilka słów wyjaśnienia należy się tym, którym uniwersum "Diuny" jest obce. W bardzo dalekiej przyszłości - ponad 10 tysięcy lat po zakończonej 100-letniej wojnie między ludźmi a myślącymi maszynami (Dżihadzie Butleriańskim) - ludzkość rozsiana jest po niezliczonych planetach. Całym znanym wszechświatem włada Imperator. Podlega on jedynie kontroli Landsraadu - organizacji, skupiającej przedstawicieli poszczególnych rodów. Te zaś dzieliły się na rody niskie oraz rody wysokie, które w imieniu Imperatora zarządzały poszczególnymi lennami. Landsraad stał też na straży kodeksu reguł, przyjętym po zakończonym Dżihadzie Butleriańskim. W tej kosmicznej układance ważną rolę odgrywały jeszcze: KHOAM - kompania wydobywcza, zajmująca się eksploatacją przyprawy; Gildia Kosmiczna - monopolista w podróżach kosmicznych oraz żeński zakon Bene Gesserit.
W centrum tak zwanego wszechświata była planeta Arrakis - jedyna znana planeta, zamieszkiwana przez czerwie pustyni, olbrzymie istoty, żyjące w piaskach. Produktem pobocznym ich cyklu rozwojowego była przyprawa - substancja przedłużająca życie. Przyprawa pozwalała na jasnowidzenie, dzięki któremu można było uniknąć niebezpieczeństw ponadwymiarowych podróży kosmicznych. Wszechświat znany z "Diuny" rządził się zasadą "kto ma przyprawę, ten ma władzę". Jednocześnie urządzony był tak, żeby przepływ przyprawy był niezakłócony.
Arrakis staje się lennem rodu Atrydów i na planetę przybywa książę Leto I Atryda. Wraz z nim na nowej planecie zamieszkuje jego konkubina lady Jessica oraz ich syn książę Paul. Na Arrakis pojawia się również armia wierna Atrydom. To, że Arrakis znalazło się w kurateli Atrydów, nie podoba się baronowi Vladimirowi Harkonnenowi - wywodzącemu się ze zhańbionego tchórzostwem rodu. Atrydowie i Harkonnenowie walczyli ze sobą od wieków. W niedługim czasie po przybyciu księcia Leto na Arrakis baron Harkonnen w spisku z Imperatorem dokonuje przewrotu na planecie i przejmuje na niej władze. Z życiem uchodzą jedynie książę Paul i lady Jessica. Tak kończy się pierwsza część filmu Villeneuve'a.
"Diuna: Część druga" rozpoczyna się kilka godzin po krwawym przewrocie dokonanym przez Harkonnena. Książę Paul i lady Jessica uciekają pod opieką Fremenów - koczowniczych wojowników, zamieszkujących Arrakis, którym przewodzi Stilgar. Chociaż Fremenowie są wrogo nastawieni do Atrydów, Stilgar przekonuje pozostałych, żeby ochronić księcia i lady, ponieważ "widzi znaki". Co dalej? Nie zdradzę.
"Diuna: Część druga". Wizjonerski popis kanadyjskiego mistrza
Byłoby nie w porządku zdradzać to, co przygotował Denis Villeneuve, który od ponad ćwierć wieku potwierdza swój niezwykły talent. Kanadyjczyk zachwycił świat filmowy swoim pełnometrażowym debiutem fabularnym z 1998 roku "32 sierpnia na Ziemi", który znalazł się w prestiżowej sekcji Un Certain Regard Festiwalu Filmowego w Cannes. Międzynarodowy rozgłos i uznanie zdobył klasycznym już dramatem wojennym "Pogorzelisko" z 2010 roku. Film znalazł się w sekcji Giornati degli Autori - sekcji towarzyszącej Międzynarodowemu Festiwalowi Filmowemu w Wenecji. "Pogorzelisko" stał się oficjalnym kandydatem Kanady do Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy 2011 i otrzymał nominację. Uległ wówczas duńskiemu "W lepszym świecie" Susanne Bier. W 2015 roku w Konkursie Głównym Festiwalu Filmowego w Cannes znalazł się thriller Villeneuve'a "Sicario" z Emily Blunt, Beniciem del Toro, Danielem Kaluuya i Joshem Brolinem. Nominowany do trzech Oscarów "Sicario" był również sukcesem komercyjnym. W końcu w 2016 roku w Konkursie Głównym festiwalu weneckiego pojawił się jego "Nowy początek" z Amy Adams w roli głównej. Film zarobił ponad 200 milionów dolarów, otrzymał blisko 70 nagród i 268 nominacji. "Nowy początek" był również "nowym początkiem" dla Villeneuve'a, który zdobył swoją pierwszą nominację do Oscara (za reżyserię). Z perspektywy czasu nasuwa się wniosek, że film ten był tylko przedsmakiem, zapowiedzią tego, na jaki poziom artystyczny Kanadyjczyk jest w stanie wynieść kino sci-fi.
Bez wątpliwości w części drugiej "Diuny" Villeneuve rozpościera skrzydła swojej wyobraźni i talentu. Z ostrożnością jednak dochodzę do wniosku, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i w kolejnych projektach będzie próbować jeszcze zaskoczyć. Co nie zmienia faktu, że "Diuna: Część druga" będzie punktem odniesienia dla porównań jego następnych filmów. Skąd to przekonanie? Śledząc jego karierę, łatwo dojść do przekonania, że jest ambitnym, ciężko pracującym twórcą, nieodcinającym kuponów od sukcesu. Przy okazji bardzo świadomym tego, że ostateczny sukces filmu jest efektem pracy zespołowej.
Villeneuve pracował nad "Diuną: Częścią drugą" wspólnie z większością tych, którzy znaleźli się na planie pierwszej części. Scenariusz napisał wspólnie z Jonem Spaihtsem (tym razem bez Erica Rotha), scenarzystą między innymi "Prometeusza", "Pasażerów" czy "Doktora Strange'a". Nad "Diuną: Częścią drugą" pracowali wszyscy ci, którym pierwsza część przyniosła Oscara bądź samą nominację. Za efekty specjalne odpowiada zespół nadzorowany przez Paula Lamberta (zdobywca Oscara za "Diunę" oraz za "Blade Runner 2049" - również w reżyserii Villeneuve'a). Scenografię przygotował Patrice Vermette, który z kanadyjskim reżyserem pracuje regularnie od czasów "Labiryntu" z 2013 roku (poza "Blade Runnerem 2049"). Za montaż odpowiada Joe Walker, nagrodzony Oscarem za "Diunę" oraz nominowany za "Nowy początek". Autorem zdjęć jest nagrodzony Oscarem za "Diunę" Greig Fraser. Muzykę i tym razem skomponował legendarny Hans Zimmer. Warto zapamiętać te nazwiska, bo z wielkim prawdopodobieństwem pojawią się na liście nominowanych do Oscarów 2025. Jednocześnie ci twórcy dali z siebie jeszcze więcej niż w pierwszej części, podnosząc jakościową poprzeczkę.
Fenomenalne widowisko z dalekiej przyszłości, skłaniające do refleksji nad współczesnością
"Diuna: Część druga" to nie tylko trzy godziny świetnej rozrywki, nie tylko fenomenalne wizualne widowisko. Jego ogromną siłą jest warstwa fabularna. Oczywiście to zasługa skrupulatnie przygotowanego scenariusza, ale również precyzyjnie poprowadzonej obsady. Po raz kolejny na ekranie pojawiają się: Timothee Chalamet, Zendaya, Rebecca Ferguson, Josh Brolin, Stellan Skarsgard, Dave Bautista, Charlotte Rampling oraz Javier Bardem. Do tego grona dołączyli również: Christopher Walken, Austin Butler, Florence Pugh oraz Léa Seydoux. Nie zaskakuje to, że Chalamet i Zendaya kolejny raz zachwycają. Słowa uznania należą się również Bardemowi, Butlerowi, Skarsgardowi i Rebecce Ferguson. Szczególnie wciągające i budzące najróżniejsze emocje są Butler (który wreszcie pozbywa się "elvisowskiej" maniery) i Ferguson.
Podobnie jak w wielu poprzednich swoich filmach, Villeneuve szuka głębi opowiadanej historii. Część druga losów Paula Atrydy staje się historią pełną intryg, niejednoznacznych postaw i decyzji. "Diuna" w wydaniu Villeneuve'a staje się przede wszystkim pogłębionym, filozoficznie przystępnym studium dążenia do władzy, próbą uchwycenia idei mesjańskich. Kanadyjczyk zastanawia się nad fundamentalizmem religijnym, populistyczną perswazją. To wszystko zostawia ocenie publiczności i skłania do głębszej refleksji. Sprawnie bawi się motywami szekspirowskimi. Bo chociaż tworzy świat w bardzo dalekiej przyszłości, to bez trudu można znaleźć współczesne nam analogie.
Co dalej? Niedawno Villeneuve wyznał, że ma gotowy scenariusz do trzeciej odsłony "Diuny", a jego realizacja uzależniona jest od przyjęcia "Diuny: Części drugiej". Wiele jednak wskazuje, że "Diuna: Część trzecia" powstanie. Oby szybko.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: fot. Niko Tavernise/Warner Bros. Pictures