Skończył się festiwal muzyki współczesnej Warszawska Jesień. Przez kilka, bardzo intensywnych dni usłyszeliśmy to, co w światowej muzyce najświeższe.
To była wyjątkowa, jubileuszowa edycja. Po raz 50. w Warszawie zabrzmiały zupełnie nowe dźwięki. Często jedyny raz.
A festiwal zakończył się z wielkim rozmachem w Filharmonii Narodowej, gdzie przedstawiono „Siedem czar gniewu” (nr 11 z Pasji wg św. Jana) Sofii Gubajduliny (polska premiera) oraz Jutrznię II Krzysztofa Pendereckiego. Ten niesamowity koncert symfoniczny, gdzie orkiestrę wspomagały trzy chóry był jednym z wielu wydarzeń tych kilku dni, które miały przybliżyć melomanom to, co w muzyce najaktualniejsze.
Nowe miały być nie tylko utwory (wiele światowych i polskich premier), ale także podejście do muzyki. Muzyka już dawno wyszła z filharmonii szukając dla siebie miejsca w halach i miejscach charakterystycznych dla różnych dziedzin sztuki – jak Centrum Sztuki Współczesnej, czy klub M-25.
Oczywiście największe koncerty odbywały się w Filharmonii Narodowej, ale widzowie, którzy wybrali się do byłej Fabryki Wódek „Koneser” na warszawskiej Pradze byli niezwykle zadowoleni z takiej przeprowadzki. – Tak właśnie słucha się muzyki na świecie. W takich przestrzeniach. To wspaniale miejsce i atmosfera – mówiła jedna ze słuchaczek bardzo późnych koncertów.
Zresztą widownia w tym roku dopisała. Warszawska Jesień ma grono wiernych odbiorców, którzy co roku starają się nie przegapić najważniejszych wydarzeń. Ale właśnie te najpóźniejsze koncerty przyciągały przede wszystkim ludzi młodych. Słuchanie takiej muzyki jest często trudne, ale pokazy często zostają w pamięci. Tak jak zaproponował konferansjer przed jednym z odbywających się w ciemności koncertów - proponuje czasem zamknąć oczy i po prostu słuchać.
Koncerty, w zupełnie ciemnej sali, gdzie słuchacz styka się z samym dźwiękiem przeplatały się w tym roku z takimi, które wychodziły ponad muzykę. Połączone ze światłem, tańcem, obrazem. Muzyka lubi łączyć się z innymi sztukami. Ta edycja udowodniła to po raz kolejny,
Przypadkowemu widzowi pewnie trudno zrozumieć zrównanie, jakie na tym festiwalu niewątpliwie zachodzi między pianistą, a obsługującym konsolę reżyserem dźwięku. Ale taka właśnie jest chyba przyszłość muzyki.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl