"Anora" Seana Bakera okazała się spektakularnym zwycięzcą najważniejszych nagród przedoscarowego sezonu 2025. Jej twórca Sean Baker najpierw tego samego dnia odebrał nagrodę Amerykańskiej Gildii Producentów Filmowych (PGA) dla najlepszego filmu, a tuż po niej nagrodę Amerykańskiej Gildii Reżyserów Filmowych (DGA). Oba wyróżnienia uchodzą za najpewniejsze prognostyki Oscarów.
Ten weekend w Hollywood należał do filmu "Anora" i jego twórców. Nagrodzony w minionym roku Złotą Palmą w Cannes obraz Seana Bakera zdobył najważniejszą w przedoscarowym sezonie nagrodę wieczoru im. Darryla F. Zanucka, przyznawaną przez Amerykańską Gildię Producentów Filmowych (PGA). Wręczone już po raz 36. prestiżowe wyróżnienie, zapracowało sobie bowiem przez niemal cztery dekady na status najpewniejszego oscarowego prognostyka. W większości przypadków laureaci nagrody producentów zdobywali potem tego najważniejszego Oscara - dla Najlepszego filmu. PGA trafnie nagradzała przyszłych właścicieli złotych statuetek aż 27 razy.
Podobnie jest w przypadku znacznie starszej, bo przyznawanej już po raz 77. nagrody Amerykańskiej Gildii Reżyserów Filmowych (DGA) - w ciągu 76 lat tylko osiem razy nie udało się gildii nagrodzić przyszłego zwycięzcy w kategorii "najlepszy reżyser".
Wszystko wskazuje na to, że tym razem powtórzy się sytuacja z ubiegłego roku, gdzie uhonorowany wcześniej przez obie gildie za "Oppenheimera" Christopher Nolan, podczas gali zgarnął obie najważniejsze złote statuetki.
Nieoczekiwany faworyt?
Ci, którzy nie śledzą bacznie oscarowego wyścigu, mogą być takim obrotem sprawy zaskoczeni.
Po ogłoszeniu nominacji - 23 stycznia tego roku mówiło się i pisało przecież głównie o 13 nominacjach dla "Emilii Perez" Jacquesa Audiarda, wróżąc właśnie temu francuskiemu filmowi zwycięstwo w głównych kategoriach. Bo wypada przypomnieć, że obraz Audiarda ustanowił rekord, gdy mowa o liczbie nominacji dla filmu nieanglojęzycznego. Mało tego, nominowana za główną i zarazem tytułową rolę Karla Sofia Gascón, przeszła do historii jako pierwsza transpłciowa aktorka doceniona przez Akademię i momentalnie stała się faworytką. Akademicy uwielbiają bowiem udowadniać ostatnimi laty, że zależy im na "przełamywaniu barier".
Prognozowano więc, że "Emilia Perez" będzie kolejnym po "Parasite" tytułem "międzynarodowym", który ma realne szanse na statuetki zarówno w głównej kategorii oraz w tej najbardziej nas interesującej: "film międzynarodowy".
Ale w ciągu ostatnich dwóch tygodni wokół Gascon rozpętał się skandal, który ją samą skutecznie pozbawił szans na wygraną, a do tego jeszcze zaszkodził filmowi. Wszystko za sprawą wpisów aktorki sprzed lat - niektórych jawnie rasistowskich, innych szydzących z grup wyznaniowych, a wreszcie wyśmiewających także Akademików, którzy wedle jej słów zamienili oscarową galę "w afro-koreański festiwal". Jako przedstawicielka mniejszości, o ironio, sama Gascon okazała się osobą gardzącą wszelką odmiennością. Sprawy zaszły tak daleko, że Netflix, mający prawa do "Emilii Perez" w USA, odciął się od aktorki i wykluczył ją z promocyjnych spotkań za oceanem. Odciął się od niej także reżyser filmu i nominowana za rolę Zoe Saldana (mająca wielkie szanse na statuetkę). Wszystko to działo się w samym środku głosowania na nominowanych, które zakończy się 18 lutego.
Temat nie schodził z czołówek branżowej prasy w Hollywood przez ostatni tydzień, a jednym z beneficjentów całego skandalu stała się właśnie "Anora" Bakera. Jeśli na początku Gascon uchodziła za najgroźniejszą faworytkę Demi Moore, to dziś gwiazda "Substancji" może już o niej zapomnieć. Na forach internetowych zaś znajdziemy nawoływania do rezygnacji z ubiegania się o statuetkę "zhańbionej" Gascon.
Nie wiadomo, czy skandal zaszkodzi też kategorii "film międzynarodowy", w której "Emilia Perez" biła na głowę konkurencję, ale w najnowszych typowaniach bukmacherów coraz częściej możemy zobaczyć w roli faworyta brazylijski obraz "I'm Still Here". Pozostaje więc poczekać do 2 marca, do oscarowej gali.
Jedno wydaje się pewne: tylko cud mógłby odebrać "Anorze" dwie najważniejsze statuetki. Inna sprawa, że ostatnimi laty (gdy na przykład niespodziewanie wygrała "CODA"), cuda się na gali zdarzały...
O czym opowiada "Anora"?
Kto zna wcześniejsze produkcje Bakera, jak choćby "Gwiazdeczka" czy "Red Rocket", wie doskonale, że reżyser najchętniej wybiera bohaterów ze społecznych nizin. W obu tytułach - podobnie jak w "Anorze" - są nimi pracownicy seksualni, tzw. seksworkerzy, których szczególnie sobie upodobał.
Baker od początku walczył ze stereotypem pracowników seksualnych jako "upadłego środowiska", próbuje zdjąć z nich odium ludzi niemoralnych, a nade wszystko mówi głośno o konieczności ich dekryminalizacji. Po premierze "Anory" w Cannes poświęcił nawet tej kwestii znaczną część swojej konferencji prasowej, gdzie tłumaczył, że "praca seksualna to także praca". W "Anorze" robi wszystko, by tytułową bohaterkę upodmiotowić. W każdym wywiadzie podkreśla też, że definiuje ją znacznie więcej niż usługi seksualne. "O wiele ważniejsze jest to, jakim człowiekiem okazuje się dla innych" - podkreśla. Bohaterce Ani zaś trudno odmówić wrażliwości i dobrego serca.
Akcja "Anory" rozgrywa się w nowojorskim Brighton Beach na Brooklynie, w dzielnicy zamieszkałej głównie przez imigrantów z byłego Związku Radzieckiego. Tam właśnie żyje i pracuje w klubie ze striptizem jako tancerka erotyczna tytułowa Anora - Ani. To dlatego film zaczyna się od scen zmysłowo kołyszących się kobiecych ciał tancerek topless. Ani nie ma problemów z dogadzaniem klientom w prywatnych pokojach, gdzie daje im znacznie więcej niż taniec. Gdy pewnej nocy do klubu trafia młody Rosjanin, z racji znajomości języka (jej babcia była Rosjanką), szef wysyła właśnie ją.
Ani oczarowuje Rosjanina - młodego Iwana, który okazuje się synem oligarchy. Proponuje jej - jak kiedyś Richard Gere Julii Roberts w "Pretty Woman" - tydzień "na wyłączność" za okrągłe 15 tysięcy dolarów. Ani spędzi go najpierw w luksusowej, choć kiczowatej willi Iwana, a potem w drogich hotelach, zaznając luksusu, o jakim nie marzyła. Gdy Iwan zaproponuje jej szybki ślub w Las Vegas, powie "tak".
Dzięki naturalności i niesamowitej energii Mikey Madison (także nominowanej do Oscara), chcemy wierzyć w szczęśliwy los, który Ani wygrała na loterii. Cała fabuła zresztą podąża tropem jej naiwnej wiary. Nie przypadkiem ulubiona bajka Ani to "Kopciuszek", a Iwan przypomina księcia. Do czasu gdy rodzina dowie się o wszystkim i z pomocą wiernych goryli, postanowi uwolnić synka od małżonki. Wtedy książę da dyla. Nie ma pojęcia, jakim żywiołem jest Ani. Zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki, a ekran opanowują absurd i slapstick. Narracja płynie niczym woda w rzece, a Baker po mistrzowsku radzi sobie ze zmianami stylu opowieści, a nawet gatunku.
Pogardzający Ani rodzice Iwana okazują się prostakami niedorastającymi jej do pięt. Bez moralizatorstwa i bez cienia czułostkowości Baker robi wszystko, byśmy zrozumieli, że "Anora" to film o dziewczynie, która nie da sobie odebrać godności i o nuworyszach, którzy nigdy jej nie mieli. Finał, którego się nie spodziewamy, jest już wybitnie gorzki. Jak to u Bakera.
"Anora" to niewątpliwie kawał po mistrzowsku skrojonego kina. Osobiście mam jednak spory problem z filmem Bakera. Czy naprawdę nieprzyzwoicie bogaci Rosjanie są właśnie tymi bohaterami, których chcemy oglądać, gdy w Ukrainie toczy się pełnoskalowa wojna? Dodam, że rosyjscy aktorzy zatrudnieni w "Anorze" regularnie grają w filmach w kraju, tych mainstreamowych. Nie przeszkadzało to jednak ani jury w Cannes ani Akademikom.
Nie tylko filmy kinowe
Choć Oscary, jak wiadomo, dotyczą wyłącznie filmów kinowych, DGA i PGA przyznają również - podobnie jak Złote Globy - nagrody serialom.
W tym roku w kategorii "serial dramatyczny" zwyciężył "Szogun", zaś pośród komediowych znowu dominował "Hacks", dostępny na platformie MAX. Nagrody odebrali także za ich reżyserię Frederick E.O. Toye (Szogun) i Lucia Aniello (Hacks).
Za debiut reżyserski nagrodzono nominowany do Oscara obraz "Nickel Boys" Ramella Rossa, a za najlepszy dokument uznano "Super/Man: Historia Christophera Reeve'a". Wśród filmów animowanych za najlepszy gildia producentów uznała "Dzikiego robota", którego oscarowe szanse poszybowały od razu na sam szczyt. Cieszy nagroda za reżyserię dla "Ripleya" Stevena Zailliana (serial limitowany) pominiętego przez Złote Globy.
Przed nami jeszcze bardzo oczekiwane nagrody aktorskiej gildii, które prawdopodobnie i tym razem wskażą przyszłych zdobywców Oscarów. Przyjdzie nam jeszcze poczekać na nie do 23 lutego.
Laureaci nagród Amerykańskiej Gildii Producentów Filmowych
FILM KINOWY
"Anora"
FILM ANIMOWANY
"Dziki robot"
SERIAL DRAMATYCZNY
"Szōgun"
SERIAL KOMEDIOWY
"Hacks"
SERIAL LIMITOWANY LUB ANTOLOGIA
"Reniferek"
FILM TELEWIZYJNY LUB STREAMINGOWY
"Najwspanialsza noc w historii popu"
FILM DOKUMENTALNY
"Super/Man: Historia Christophera Reeve'a"
Nagrody Amerykańskiej Gildii Reżyserów 2025 - laureaci
REŻYSERIA FILMU KINOWEGO
Sean Baker - "Anora"
DEBIUT REŻYSERSKI
Ramell Ross - "Nickel Boys"
REŻYSERIA SERIALU DRAMATYCZNEGO
Frederick E.O. Toye - "Szōgun" odc. Crimson Sky
REŻYSERIA SERIALU KOMEDIOWEGO
Lucia Aniello - "Hacks" odc. Bulletproof
REŻYSERIA FILMU TELEWIZYJNEGO LUB SERIALU LIMITOWANEGO
Steven Zaillian - "Ripley"
REŻYSERIA FILMU DOKUMENTALNEGO
Brendan Bellomo, Slava Leontyev - "Wojna porcelanowa"
Źródło: "Variety", Deadline, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: UIP