"Kos" Pawła Maślony zgarnął zgodnie z przewidywaniami większość nagród pozaregulaminowych podczas tak zwanej Młodej Gali w piątkowy wieczór, w tym Nagrodę Dziennikarzy. Tym samym umocnił się na pozycji faworyta do Złotych Lwów 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Pamiętając jednak o niespodziankach, jakie funduje nam od lat gdyńskie jury, niczego nie można być pewnym.
Tegoroczny 48. FPFF w Gdyni doczekał się hasła, które mówi wszystko o faworycie imprezy. '"Kos" to sztos" - powtarzają dziennikarze pół żartem, pół serio w telegraficznych relacjach z festiwalu w mediach społecznościowych, a że to opinia prawdziwa, świadczy przyznana filmowi w piątkowy wieczór Nagroda Dziennikarzy.
Podczas tzw. Młodej Gali, gdzie przyznawane są wszystkie nagrody pozaregulaminowe obraz Maślony zgarnął obok lauru od dziennikarzy, również niemal wszystkie pozostałe wyróżnienia: Nadia Lebik odebrała nagrodę za reżyserię obsady, a sam film uhonorowano nagrodą Stowarzyszenia Kin Studyjnych, nagrodą festiwali i przeglądów filmu polskiego za granicą, oraz niezwykle ważną dla twórców Nagrodą Jury Młodych.
I gdyby nie zaskakujące wybory gdyńskich jurorów ostatnimi laty, można by uznać, że faworyt 48. edycji gdyńskiej imprezy jest jeden, a werdykt jury Konkursu Głównego łatwy do przewidzenia. Czy jednak i tym razem gremium przyznające Złote Lwy ponownie nie szykuje niespodzianki, dowiemy się dopiero w sobotni wieczór.
Tarantino po polsku? Nie, Maślona!
Obszerną recenzję filmu Pawła Maślony "Kos", który szturmem podbił serca gdyńskiej publiczności, zamieściliśmy TUTAJ.
W większości relacji z projekcji filmu nazwisko Tarantino odmieniane było przez wszystkie przypadki. I faktycznie film polskiego reżysera przywołuje skojarzenia zarówno z obrazem "Django" jak i z "Nienawistna ósemką" amerykańskiego twórcy. Ale wyłącznie skojarzenia, bo Maślona podąża własną ścieżką, bawiąc się gatunkami i postaciami.
Opowieść o Tadeuszu Kościuszce osadzona w dobrze znanym momencie polskiej historii (tuż przed Insurekcją), dość szybko odbija się od kina historycznego, jakim zdaje się być na początku i skręca w stronę opowieści łotrzykowskiej. Z czasem okazuje się także kapitalną tragifarsą. Prawdziwe postacie zderzają się z fikcyjnymi, a całość staje się pretekstem do rozprawienia się z narodowymi mitami i obsesjami. Brawurowe kreacje Roberta Więckiewicza w roli rosyjskiego rotmistrza podążającego tropem Kościuszki i Agnieszki Grochowskiej jako wdowy zaangażowanej w narodową sprawę, również zasługują na nagrody, podobnie jak reżyser i autor scenariusza - debiutant Michał A. Zieliński.
Jeśli jurorzy jakimś cudem nie wskażą jednak na "Kosa", w drodze do Złotych Lwów zagrozić może mu wyłącznie jeden tytuł - są nim "Chłopi" duetu Welchmanów.
Film, który dzieli
Druga po "Moim Vincencie" animacja malarska małżeństwa DK (dawniej Dorota Kobiela) i Hugh Welchmanów była najbardziej oczekiwanym filmem festiwalu. To z pewnością obraz znacznie lepszy od tego pierwszego, pozbawionego wiarygodnego scenariusza, choć chyba nie tak zachwycający wizualnie. Film po pierwszej projekcji podzielił widzów i spory trwały przez cały festiwal. Jedni zarzucali mu nazbyt cepeliowskie klimaty, inni zachłystywali się malarskością obrazów.
Wydaje się też, że nie do końca wybrzmiał w filmie dramat psychologiczny bohaterów, jaki Reymont dobitnie nakreślił w powieści. Nie pozwoliła na to animacyjna konwencja, która mimo świetnych kreacji aktorskich - (Mirosław Baka -Boryna, Kamila Urzędowska-Jagna, Robert Gulaczyk-Antek), nie wypadła w pełni przekonująco. I właśnie o tym - dlaczego nie "zwykły" film z aktorami, ale ręcznie wykonana malarska animacja być adaptacją noblowskiego dzieła Reymonta, dyskutowano najżarliwiej.
Sami twórcy wyjaśniali, że to dzieło ich zdaniem, tak niezwykle malarskie, że wydawało im się wręcz stworzone do zobrazowania w najbliższy im sposób. Kto wie, czy jurorzy nie pójdą tropem "przetartej ścieżki", jaką twórcom zapewniła oscarowa nominacja "Vincenta..." i właśnie z jej powodu, wybiorą do nagrody głównej ten film. Zwłaszcza, że obraz ubiega się o bycie polskim kandydatem do Oscara 2024.
Dla kogo nagrody aktorskie?
W porównaniu do ostatnich kilku lat , był to festiwal średni. Filmów naprawdę dobrych nie było w br. w Konkursie Głównym wiele. W kuluarowych rozmowach doliczyliśmy się góra 5 tytułów. To niespełna 1//3 rywalizujących o Złote Lwy produkcji.
Za to ról aktorskich naprawdę świetnych, było mnóstwo. Poczynając od wspomnianego duetu Więckiewicz-Grochowska w "Kosie", poprzez kreację Leny Góry w nie do końca udanym "Imago" Olgi Chajdas czy Maciej Musiałowski we "Freestyle" Macieja Bochniaka. Ale takiego duetu aktorskiego jak Magdalena Cielecka i Marta Nieradkiewicz w "Lęku" Sławomira Fabickiego nie mieliśmy w polskim kinie od lat. Idealnym jego zwieńczeniem byłyby przyznane ex aequo dwie równorzędne nagrody za kreacje pierwszoplanowe.
"Lęk" to bardzo mocne, przejmujące kino - opowieść o eutanazji, na którą decyduje się umierająca na raka starsza z sióstr (Cielecka), wybitna prawniczka, świetnie sytuowana, choć samotna. Druga, młodsza z sióstr (Nieradkiewicz), mężatka z dwójką dzieci, podejmuje się zawiezienia jej do Szwajcarii, gdzie owa procedura ma nastąpić. Wybór konwencji kina drogi świetnie nadaje się do pokazania narastających, to znów opadających fal strachu u obu kobiet, wynikających z podjętej przez chorą decyzji. Do tej pory to starsza, apodyktyczna i silna opiekowała się tą młodszą, teraz następuje zamiana ról.
Obie aktorki tworzą mistrzowskie kreacje, ani odrobinę nie szarżując, o co nietrudno w przypadku tak trudnego tematu. Siostry nie umieją z sobą rozmawiać o tym, co ma nastąpić. Wybuchy agresji ukrywają przerażenie i świadomość nieodwracalności tego, co ma się stać. Choć po drodze sporo się dzieje, wszystko to jest bez znaczenia-liczy sie jedynie to, co dzieje się między siostrami.
- To nie jest film o umieraniu. Nakręciłem film o miłości. Siostrzanej miłości - powiedział mi w rozmowie Sławomir Fabicki. Dawno nie było tak zniuansowanych i wybitnych ról kobiecych w polskim filmie. Pozostaje mieć nadzieje, że doceni je je również jury.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: FPFF w Gdyni