Uczestnicy rekolekcji w Tylmanowej musieli oddać telefony opiekunom, a w pierwszy dzień przez około pół godziny mieli związane ręce. Biuro Obrony Praw Dziecka zawiadomiło prokuraturę, widząc w tym znęcanie się psychiczne i fizyczne. Ksiądz z archidiecezji łódzkiej wyjaśnia, że o korzystaniu z telefonów mówi regulamin oazy, a wiązanie rąk było dobrowolne.
Jak informuje Karolina Krupa-Gaweł, prezes Biura Obrony Praw Dziecka, w poniedziałek zawiadomiła prokuraturę okręgową w Łodzi o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez opiekunów kolonijnych na obozie wakacyjnym "Oaza Nowego Życia" w Tylmanowej. Według jej ustaleń, poszkodowane dzieci pochodzą z Łodzi i okolic, a organizatorem obozu jest Ruch Światło - Życie Archidiecezji Łódzkiej.
Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury potwierdza, że takie zawiadomienie wpłynęło do nich drogą mailową. – Nie czekając na zawiadomienie pocztą tradycyjną, przesłaliśmy je do prokuratury rejonowej w Nowym Targu, ponieważ opisywane wydarzenia miały miejsce na terenie właściwym dla tej jednostki – mówi Kopania. Tylmanowa to małopolska wieś w powiecie nowotarskim.
Wiązanie rąk, odbieranie telefonów
O wydarzeniach na oazie w Tylmanowej BOPD poinformowało opinię publiczną już w niedzielę 7 sierpnia w mediach społecznościowych, opatrując post zdjęciem dziewczyny ze skrępowanymi z przodu rękoma. W zawiadomieniu do prokuratury Krupa-Gaweł opisała, że tego dnia ujawniła "w sieci internetowej informację autorstwa anonimowych osób, podających się za uczestników obozu Oaza w Tylmanowej, z których wynikało że opiekunowie znęcali się nad nimi, w ten sposób, że wiązali dzieciom sznurkiem ręce, uniemożliwiając swobodne poruszanie się, picie, spożywanie pokarmów i korzystanie z toalety".
- Dzieci miały być związane raz przez około godzinę – uściśla w rozmowie z nami prezeska. W zawiadomieniu opisuje, że dzieci "były zmuszone do poruszania się po terenie szkoły, w której były zakwaterowane. Chodziły w ten sposób po korytarzach i schodach. W mojej opinii narażało je to na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia (art. 160 kk). W przypadku potknięcia się lub upadku dziecko ze związanymi rękoma nie mogłoby zamortyzować uderzenia o podłogę lub inne przedmioty"..
W poście poruszyła sprawę korzystania z toalety. "Ograniczanie kilkunastoletniemu dziecku możliwości samodzielnego skorzystania z toalety i proponowanie mu przez dorosłego mężczyznę "pomocy" w tej czynności jest czymś niedopuszczalnym i może być interpretowane jako bardzo poważne naruszenie kodeksu karnego” - czytamy. - Jedna z dziewczynek z powodu związanych rąk miała problem w korzystaniu z toalety. Jeden z opiekunów zażartował, że jej pomoże – wyjaśnia nam Krupa-Gaweł.
Krępowanie uczestników to pierwsza z poruszanych w zawiadomieniu kwestii. Druga to odbieranie dzieciom telefonów komórkowych wbrew ich woli. Opiekunowie mieli pozwalać dzieciom korzystać z telefonów przez 15 minut dziennie.
"Wiązanie dziecka i zmuszanie go do przebywania w takim stanie oraz uniemożliwianie kontaktu z rodzicami i bliskimi poprzez odbieranie telefonu komórkowego oraz zmuszanie do powstrzymywania czynności fizjologicznych - są w mojej opinii formą fizycznego oraz psychicznego znęcania się nad dzieckiem przez osoby pozostające z dziećmi w stosunku zależności, w postaci relacji i opiekun-dziecko" – czytamy w zawiadomieniu.
W regulaminie jest napisane, że telefony będą odbierane
Moderator diecezjalny Ruchu Światło - Życie Archidiecezji Łódzkiej ksiądz Marcin Majsik w rozmowie z naszym portalem potwierdza, że ta wspólnota jest organizatorem rekolekcji w Tylmanowej. Jak przekazuje, to jeden z wielu turnusów, drugiego stopnia. – Pierwszy stopień mówi o tym, że Bóg nas kocha, drugi – że odrzucamy miłość, wybierając grzech, który nas ogranicza, przez który wchodzimy w niewolę. Ten stopień bazuje na historii narodu żydowskiego, który był w niewoli egipskiej przez kilka wieków i którego Mojżesz miał wyprowadzić do ziemi obiecanej. Ludzie, którzy uczestniczą w tych rekolekcjach, mają zrozumieć, że większą niewolą niż przebywanie w Egipcie są własne grzechy, że wybieranie grzechu jest sprowadzaniem ograniczenia, a Jezus to nowy Mojżesz, który nas wyzwala, daje nam wolność – twierdzi ksiądz.
Rekolekcje trwają od 1 do 17 sierpnia w tylmanowskiej szkole. Wśród sześciu opiekunów jest tylko jeden kapłan, pozostali to osoby świeckie. Uczestników jest 30, w większości mają po 17 i 18 lat, jedna osoba jest 16-letnia, a dwie 15-letnie.
Na stronie Ruchu Światło - Życie nie ma szczegółowego przebiegu rekolekcji. Przed wyjazdem jest obowiązkowe spotkanie dla uczestników i ich rodziców. – Każdy wypełnia kartę uczestnika wyjazdu, pobraną ze strony kuratorium oświaty, do której dodajemy nasz regulamin. W tym regulaminie jest zaznaczone, że uczestnicy przekazują animatorom swoje telefony, które są im oddawane każdego dnia na jakiś czas, by mogli porozmawiać z rodzicami. Rodzice i uczestnicy podpisują się pod tym regulaminem – opisuje moderator.
W regulaminie nie jest zaznaczone, ile czasu dziennie można korzystać z telefonu. – Z rozmowy z uczestnikami wynika, że na tej oazie jest to pół godziny, ale oni dobrze wiedzą, i wychowawcy też, że mogą dostać telefon zawsze, kiedy jest taka potrzeba, co także jest zaznaczone w regulaminie – zapewnia Majsik, który w poniedziałek, po pierwszych doniesieniach medialnych o rekolekcjach w Tylmanowej, pojechał tam rozeznać, co się dzieje.
Wiązanie rąk to pomysł kadry
Moderator potwierdza, że w Tylmanowej wiązano ręce uczestnikom rekolekcji. Przyznaje, że nie wie, czy uczestnicy i ich rodzice zostali poinformowani o tej praktyce przed wyjazdem. Jak mówi, nie jest to punkt programu rekolekcji. Wychowawcy mają pokazać, jak zniewala grzech, i sami wymyślają na to sposób.
- W prowadzeniu rekolekcji dla młodzieży w Polsce i za granicą od dawna wykorzystywany jest symbol związanych rąk. Obrazuje on właśnie zniewolenie grzechem. Dotyczy to nie tylko kościoła katolickiego ale i innych kościołów. Ten symbol jest wyraźny w bardzo popularnej pantomimie "Set me free", którą możemy zobaczyć na kanale YouTube - powołuje się Majsik.
Równocześnie podkreśla, że w Tylmanowej nikt nie musiał brać w tym udziału.
- Pierwszego dnia pobytu, po kolacji o 18.30, kadra poprosiła, by sposród uczestników zostali chętni, którzy chcą wziąć udział w działaniu symbolicznym – opisuje ksiądz. Przekonuje, że podobnych działań w Biblii i w Kościele katolickim jest wiele, chociażby w trakcie ślubu, kiedy nowożeńcom wiąże się dłonie stułą.
- Uczestnikom zawiązano zwykły sznurek, który był zdejmowany podczas nabożeństwa o godzinie 19. Nie zapytałem, czy wszyscy wzięli w tym udział, skupiłem się na tym, czy musieli to robić. Młodzież mówiła, że było to dla chętnych, trwało maksymalnie pół godziny. Jedna z uczestniczek relacjonowała, że opiekunka zachęciła ją , by nie tylko siedziała, ale by wykonywała różne czynności, aby poczuła, jakim ograniczeniem są więzy. Młodzież podkreślała, że nie naruszało to ich swobody poruszania się, że mogli wyciągnąć ręce ze sznurka lub poprosić kogoś, by go rozwiązał. I niektórzy zdjęli sznurek samodzielnie przed nabożeństwem – relacjonuje ksiądz.
- Uczestnicy są zdziwieni tym, jak Biuro Obrony Praw Dzieci opisało rekolekcje. Uważają, że zostało to przedstawione odwrotnie do tego, jak czują. Nie czuli, że wiązanie rąk było dla nich upokarzające. Mamy kontakt także z ich rodzicami, którzy piszą do nas, że wspierają swoje dzieci i prowadzących – zapewnia Majsik.
Kto zatem powiadomił BOPD? – Kiedy dzieci miały związane ręce, miały przy sobie telefony. Jedna z dziewczyn - pełnoletnia, nagrała siebie, kiedy śpiewała i tańczyła ze zawiązanymi rękoma. To nagranie wrzuciła na tik-toka.. Filmik został wrzucony na Tik-Toka. Ktoś wyciął kadr, twarz dziewczyny została zamazana i takie zdjęci trafiło do internetu. Ja widziałem ten filmik, dziewczyna jest na nim radosna – zapewnia Majsik.
A co z dziewczyną, która – według opisu Biura – nie mogła samodzielnie skorzystać z toalety? – Po spotkaniu z młodzieżą została jedna dziewczyna. Powiedziała, że to może chodzić o nią. Może dzieliła się z kimś przeżyciami z oazy i została źle zrozumiana? W każdym razie zaprzeczyła, że prosiła kogoś o pomoc w skorzystaniu z toalety i że ktoś jej proponował pomoc – mówi ksiądz.
Majsik mówi, że w Kościele jest wiele czynności, które mogą uchodzić za niebezpieczne: obmywanie nóg, noszenie gorącego kadzidła.
- Rzeczywiście, można było zrobić tak, że młodzież siedziałaby ze skrępowanymi rękoma i można im było wytłumaczyć, jak to ogranicza naszą swobodę. Pewnie by to wystarczyło, chociaż młodzież lubi posługiwać się obrazem i samo słowo to mało. Ale w budynku, który ma schody, ktoś ze skrępowanymi rękoma może się potknąć. Kadra mogłaby mieć tutaj więcej wyobraźni. Zwróciłem im na to uwagę - przyznaje Majsik.
"Dzieci, znajdując się pod wpływem autorytetu, nie są w stanie rozpoznać zagrożeń"
Karolinę Krupę-Gaweł nie przekonuje wyjaśnienie księdza moderatora. - Wykorzystywanie relacji zależności opiekun-dziecko, aby nakłonić do uczestnictwa w "zabawie" , mającej jak to podkreśla ks. Majsik, charakter symboliczny, jest nieakceptowalne i oburzające. Idąc tym tokiem myślenia, kolejną "zabawą" mogłoby być samobiczowanie, ale rozumiem, że jeśli dzieci chętnie brałyby w tym udział, to z punktu widzenia księdza, nie byłoby żadnego problemu? Fakt, że część uczestników również bagatelizuje tę sytuację i określa jako zabawę, nie oznacza, że nie występuje tutaj problem. Dzieci, ze swojej pozycji, znajdując się pod wpływem autorytetu osób dorosłych, nie są w stanie realnie rozpoznać swojej sytuacji i zagrożeń - twierdzi prezeska BOPD.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24