Fotopułapki staną w okolicach rzeki Prądnik na północy Krakowa, w której aktywiści regularnie znajdują piętrzące się śmieci. Tamę z worków pozbierali ostatnio w lutym, a już w połowie marca planują wrócić po kolejne. Fotopułapki mają zniechęcić do dalszego zanieczyszczania rzeki, ale tylko w Krakowie, podczas gdy źródło problemu może leżeć w sąsiednich Zielonkach.
By walczyć ze śmieciami napływającymi rzeką Prądnik (na tym odcinku nazywaną Białuchą) w rejon użytku ekologicznego Dolina Prądnika, Kraków ustawi w okolicach koryta fotopułapki. Ich zadaniem będzie odstraszanie osób zaśmiecających rzekę i potencjalnie również pomoc w ustaleniu osób, które popełniają tego typu wykroczenia. Urządzenia będą montowane w przyszłym tygodniu.
Sprawców zaśmiecania Białuchy zwykle nie udaje się złapać. Przykład? 11 lutego podczas społecznego monitoringu rzeki na wysokości ulicy Zielone Wzgórze - tuż przy granicy Krakowa z Zielonkami - aktywiści zastali na wodzie tamę z worków i plastikowych butelek. Społecznicy powiadomili policję, która przekazała sprawę straży miejskiej.
- Strażnicy byli na miejscu i wykonali zdjęcia. W korycie rzeki znajdowały się głównie butelki PET. Sprawę przejęły Wody Polskie w celu oczyszczenia rzeki z odpadów - poinformował nas Marek Anioł, rzecznik prasowy Straży Miejskiej Miasta Krakowa, przyznając jednocześnie, że sprawców nie udało się ustalić.
Z kolei Anna Wolak-Gromala z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie przekazała nam, że w ciągu ostatnich trzech lat policjanci nie prowadzili żadnych postępowań dotyczących zaśmiecania Białuchy.
Koryto rzeki "wygląda tragicznie"
Do zaśmiecania rzeki dochodzi od lat. Aktywiści szacują, że tylko 11 lutego zebrali w Prądniku kilkaset kilogramów odpadów. 15 marca o 9.30 Koalicja Ruchów Krakowskich "Wspólnie Dla Miasta" zorganizuje kolejną akcję sprzątania, bo koryto Białuchy nadal wygląda jak dzikie wysypisko. Podobne inicjatywy organizowali już w przeszłości.
- To z całą pewnością śmieci mieszkańców, na przykład opakowania po jedzeniu, po napojach, pieluchy. Odcinek od ulicy Bankowej do użytku ekologicznego wygląda tragicznie. Stąd pomysł systemowego rozwiązania problemu, którego elementem są właśnie fotopułapki na terenie Krakowa - powiedział tvn24.pl prof. dr hab. inż. Mariusz Czop z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, zaangażowany między innymi w poprawę stanu rzek.
Ustalenia dotyczące fotopułapek zapadły podczas spotkania zorganizowanego przez Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Krakowie. Jak mówi rzeczniczka RZGW Magdalena Gala, brali w nim udział urzędnicy, społecznicy i przedstawiciele służb. W efekcie Zarząd Zlewni w Krakowie ma podpisać porozumienia z samorządami, przez które przepływa Prądnik - a w przyszłości być może również inne cieki wodne.
Elementem współpracy mają być również specjalne łapacze. - Wody Polskie w Krakowie będą występować do gmin z propozycją współpracy przy rozwiązaniu problemu poprzez montaż łapaczy śmieci na ciekach, których obsługą, czyli wyciągnięciem i utylizacją śmieci, miałyby zająć się gminy, na których terenie zostaną wyłapane śmieci. Łapacze montowane byłyby na granicach gmin, tak aby dana gmina odbierała śmieci pochodzące z jej terenu - wyjaśniła Magdalena Gala.
Zielonki przeciwne łapaczom. Z obawy przed podtopieniami
Jednak ten pomysł nie każdemu się podoba. - Sceptycznie patrzymy na pomysł chwytaków, które miałyby wyłapywać śmieci w rzece. Z naszych doświadczeń powodziowych wynika, że taka blokada światła przepływu rzeki podczas wezbrania wody powoduje rozlewiska i podtapianie domów. Trzeba te miejsca stale monitorować, by zapewnić swobodny przepływ wody - powiedział tvn24.pl zastępca wójta Zielonek Arnold Kuźniarski.
Samorządowiec podkreślił jednak, że gmina rozważa montaż fotopułapek również na swoim odcinku Prądnika. - Ważne dla nas jest uświadamianie mieszkańców, które przez ostatnie lata przynosi coraz lepsze efekty. Co prawda do niektórych osób najbardziej przemawia mowa przez kieszeń, ale planujemy wzmożenie akcji edukacyjnej - zapowiedział wicewójt.
Prof. Mariusz Czop podkreślił, że społecznicy zidentyfikowali około pięciu miejsc, w których tworzą się "śmieciowe zatory". Jego zdaniem urzędnicy z Zielonek nie radzą sobie z zapobieganiem takim sytuacjom. - Odpady regularnie znajdowane są w Dolinie Prądnika i właściwie w całym korycie rzeki, dlatego trzeba rozwiązać ten problem systemowo. Ze strony Zielonek nie ma na razie żadnego odzewu. Jeśli będą chwytaki, łatwo będzie zobaczyć, skąd dokładnie płyną śmieci. Będzie można wtedy zagęścić monitoring i ukarać sprawców - podkreślił naukowiec.
Jednak według zastępcy wójta Zielonek śmieci trafiają do rzeki najprawdopodobniej przypadkowo. - Celowe wrzucenie worka do rzeki jest kompletnie nielogiczne. Mieszkańcy mają możliwość bezpłatnego oddania worka ze śmieciami firmie, której płacą co miesiąc za odbiór odpadów. To prawda, że w Prądniku znalazły się worki ze śmieciami z terenu naszej gminy, ale jestem przekonany, że było to nieumyślne. Śmieci były zapakowane w charakterystyczne żółte worki, więc mogły na przykład zostać zwiane z wiatrem po ustawieniu ich do odbioru przed posesją - ocenił Arnold Kuźniarski.
W te zapewnienia nie wierzy m.in. strażnik rzek WWF Paweł Chodkiewicz. - Sprzątanie tego to syzyfowa praca, to się dzieje od lat. Niektórzy mieszkańcy wyrzucają worki wprost ze swojej posesji za płot do rzeki, a potem to spływa do Krakowa. Te osoby trzeba po prostu namierzyć - ocenił aktywista, który zajmuje się ochroną krakowskich rzek. - Poza tym odkryliśmy, że na brzegach rzeki składowane są lodówki, zamrażarki, odpady budowlane, rury, beczki i inne odpady. To dzikie wysypisko, którego do tej pory nie monitorował - stwierdził Chodkiewicz.
- Aby ograniczyć ilość odpadów zmywanych do rzeki, proponujemy przeprowadzić inspekcję jej brzegów, by nakłonić właścicieli przyległych nieruchomości do usunięcia zalegających tam rzeczy - dodał wicewójt Zielonek.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Paweł Chodkiewicz