Krakowski sąd okręgowy wydał w środę wyrok w sprawie brutalnego morderstwa studentki Katarzyny Z., do którego doszło prawie 25 lat temu. Oskarżony o ten czyn Robert J. został skazany na dożywocie.
Wyrok w tej sprawie zapaść miał w połowie lipca, ale sąd wyznaczył kolejne terminy rozpraw, na których miały zostać wygłoszone mowy końcowe stron. W środę krakowski sąd okręgowy ogłosił wyrok - dożywocie.
To finał jednej z największych zagadek polskiej kryminalistyki. Robert J. - oskarżony o brutalne zabicie studentki, której fragmenty skóry i ciała pod koniec lat 90. wyłowiono z Wisły - od kilku lat przebywa w areszcie.
W środę na sali sądowej tylko częściowo mogli być obecnie dziennikarze. Robert J. nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Wyrok jest nieprawomocny, a jego uzasadnienie jest niejawne.
Sąd uznał oskarżonego Roberta J. winnym tego, że "w nieustalonym dniu w okresie 12 listopada 1998 do dnia 14 stycznia 1999 roku, działając z mieszanej motywacji, zasługującej na szczególne potępienie, pozbawił życia Katarzynę Z.".
Apelacja
Oskarżony osobiście wysłuchał środowego wyroku; na sali rozpraw była też matka zamordowanej dziewczyny, która jest oskarżycielką posiłkową w sprawie. Uzasadnienie do wyroku było niejawne, mimo że obrońca oskarżonego chciał, by przedstawiciele mediów mogli być obecni również na tej części rozprawy.
Obrona oskarżonego nie zgodziła się również z samym wyrokiem i już zapowiedziała złożenie apelacji. Adwokat Łukasz Chojniak skomentował w rozmowie z dziennikarzami, że decyzja sądu pierwszej instancji oznacza tylko tyle, iż "wyrok uniewinniający w tej sprawie odsuwa się w czasie". - Wyrok nie jest prawomocny i ustne motywy - o których niestety nie możemy rozmawiać - ani mnie, ani mojego klienta nie przekonują. Boleję, że w tej sprawie jawność jest wyłączona - przyznał.
Sprawy nie chciał komentować z kolei prokurator Piotr Krupiński z Małopolskiego Wydziału Prokuratury Krajowej, który tłumaczył swoje stanowisko faktem, że proces toczył się za zamkniętymi drzwiami. - Sprawa ma wyłączoną jawność i nie można ujawniać żadnych okoliczności, również merytorycznych, związanych z wyłączeniem jawności - wskazał w rozmowie z dziennikarzami.
Dla rodziny zamordowanej środowy wyrok - jak powiedział z kolei reprezentujący matkę zamordowanej, adwokat Jan Znamiec - był bardzo oczekiwany. - Trudno znaleźć określenie na to, jak rodzina go przyjęła. Na pewno był to wyrok bardzo oczekiwany, dlatego, że matka chce przede wszystkim zakończenia tej sprawy. Ona żyje w stanie niepewności przez ponad 20 lat - przyznał. Zdaniem pełnomocnika cała sprawa - a w konsekwencji dotyczący jej proces - była trudna i nietypowa. - Materiał dowodowy w dużej mierze opierał się na stworzeniu pewnego portretu psychologicznego i pewnej analizie poszlak, które dopiero później były ilustrowane dowodami - podsumował.
Proces trwał ponad dwa lata
Proces domniemanego sprawcy zbrodni rozpoczął się początkiem 2020 r. i toczył się za zamkniętymi drzwiami. Prok. Piotr Krupiński z Małopolskiego Wydziału Prokuratury Krajowej, w rozmowie z dziennikarzami ocenił wówczas, że zebrane w sprawie dowody są "bardzo mocne". Innego zdania był obrońca oskarżonego, adw. Łukasz Chojniak, który argumentował, że wysnute przez prokuraturę wnioski są "niewłaściwe", a bezpośredniego dowodu na winę jego klienta nie ma.
Akt oskarżenia w tej sprawie miał cztery tomy, liczył około 800 stron. Natomiast akta sprawy to niemal 500 tomów. Rozpoczęcie tego procesu stanowiło finał wielowątkowego śledztwa prowadzonego m.in. przez policjantów z tzw. Archiwum X. W poszukiwanie zabójcy zaangażowanych było wielu polskich i zagranicznych ekspertów.
Tożsamość ofiary ustalono dzięki badaniom genetycznym
Według ustaleń J. miał popełnić zbrodnię z powodu zaburzeń preferencji seksualnych o cechach sadystycznych i fetyszystycznych. Mężczyzna miał stosować przemoc, pozbawić ofiarę wolności, podawać określone związki chemiczne, m.in. leki przeciwpsychotyczne i przeciwlękowe. Młodą kobietę - według aktu oskarżenia - więził, maltretował fizycznie i psychicznie; kopał ją, bił twardym narzędziem i używał noża, powodując u niej liczne złamania, a także rany kłute i szarpane. Zwłoki rozkawałkował i wrzucił do rzeki. Tożsamość ofiary ustalono dzięki badaniom genetycznym.
Roberta J. zatrzymano w 2017 r. na krakowskim Kazimierzu; nie przyznał się do winy. Jak podała PK, mężczyzna złożył obszerne wyjaśnienia, ale odmówił odpowiedzi na niektóre pytania. W przypadku uznania winy J. groziła kara więzienia na czas nie krótszy niż 12 lat, 25 lat więzienia lub dożywocie.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24