W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie brakuje miejsc dla małych pacjentów. Codziennie pojawia się około setka chorych dzieci, które - wobec braku wolnych łóżek - trafiają do innych placówek w całym województwie.
Dzieci wróciły do szkół i do przedszkoli, a lato zastąpiła jesień. Widać to nie tylko na dworze, ale też w przychodniach i szpitalach. Bo ochłodzenie sprzyja infekcjom wirusowym.
- To naturalna kolej rzeczy, natomiast w tym roku sezon zaczął się wcześniej i intensywniej - mówi dr Katarzyna Hrnciar, zastępca kierownika Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.
Efekt? W ich szpitalu brakuje już miejsc. W środę od rana na miejsca - które się zwolnią - na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym czeka szóstka dzieci. A to tylko wierzchołek góry lodowej.
Szukają miejsc w całym województwie
Jak mówi Hrnciar, wśród małych pacjentów dominują objawy infekcji układu oddechowego: zapalenia płuc, zapalenia oskrzeli, zapalenia oskrzelików u tych młodszych dzieci, ale również są pacjenci z wymiotami, z biegunkami, czy drgawkami gorączkowymi.
Są też dzieci z chorobą COVID-19. To - jak mówi lekarka - kilka przypadków na miesiąc. - Głównie to są takie wirusy, które były wcześniej, w poprzednich latach. One ciągle dominują - podkreśla dr Hrnciar.
Gdy miejsca w szpitalu dla małych pacjentów nie ma, zaczynają się poszukiwania w innych placówkach. Najpierw w Krakowie, potem w całym województwie.
- Jesteśmy w ciągłym kontakcie z koordynatorem ratownictwa medycznego, który informuje nas o wolnych miejscach w innych szpitalach w całym województwie. Są to pojedyncze miejsca. Każdego ranka dowiadujemy się o kilku wolnych miejscach w naszym województwie - tłumaczy zastępca kierownika SOR.
Lekarze: z przeziębieniem lepiej do przychodni
Szpital apeluje, by w przypadku zwykłych przeziębień nie udawać się z dziećmi do szpitala. - Kiedy jest to tylko kaszel, katar czy gorączka proponujemy korzystać z lekarza podstawowej opieki zdrowotnej opieki całodobowej - mówi dr Hrnciar.
Jak mówią medycy, chodzi nie tylko o to, że tacy mali pacjenci wydłużają kolejkę, ale też narażani są na dodatkowy stres, bo na SOR-ze zawsze pomoc najpierw udzielana jest osobom wymagającym pilnej interwencji i diagnostyki. W efekcie w kolejce z dziećmi czeka się nawet kilka godzin. - Na pewno na SOR musimy się zgłosić, kiedy dzieci się duszą. Jeżeli liczba oddechów jest szybka, dziecko jest osłabione, pokładające się. ma problemy z dusznością, ma problemy z jedzeniem, zaczyna mniej sikać. Takie objawy sugerują że trzeba zgłosić się pilnie do do szpitala - kończy zastępca kierownika SOR Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.
Źródło: TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24