Do podhalańskich szpitali jednego dnia trafiło kilkanaście osób z objawami zatrucia pokarmowego. Zostali ewakuowani przez TOPR z Doliny Pięciu Stawów i Doliny Roztoki. Przyczyny tej sytuacji badał sanepid, a podejrzane o spowodowanie choroby było między innymi jedzenie w schronisku oraz woda z potoku, którą pili poszkodowani. Sanepid po zbadaniu sytuacji ocenił, że przyczyną zatrucia był wywołujący grypę żołądkową norowirus, którego nosicielem był jeden z turystów.
Jak przekazała Dominika Łatak, rzeczniczka małopolskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, w próbkach pobranych od chorych i przebadanych przez sanepid znaleziono norowirusa odpowiedzialnego za tak zwaną grypę żołądkową.
- To wirusy, które są tak naprawdę wszędzie. Uczestnicy wycieczki bardzo szybko je sobie przekazywali. – Nasza rozmówczyni wskazuje, że do zarażenia wystarczy oddychanie powietrzem, w którym unoszą się opary wymiocin osoby chorej. Norowirusy mogą też bytować na powierzchniach, więc zarazić się można na przykład przez dotknięcie klamki lub podanie ręki. – W takiej grupie, gdzie ludzie są ze sobą blisko, trudno tego uniknąć – stwierdza Łatak.
Rzeczniczka podkreśla też, że w schronisku, które odwiedzili chorzy turyści przeprowadzono kontrole i "wszystko było w porządku". – Więc nie było to od pokarmu – zaznacza Łatak.
Potok? A może schronisko?
Grupa nastoletnich turystów rozchorowała się 25 sierpnia. Edward Lichota z TOPR przekazał wówczas, że ewakuowano około 20 osób z Doliny Pięciu Stawów i z Doliny Roztoki, które miały objawy zatrucia pokarmowego.
- Na początku dziewięć osób miało objawy takie, jak biegunki, wymioty. Były bardzo osłabione. Do akcji został użyty śmigłowiec, bo te osoby nie były w stanie schodzić o własnych siłach (...). Później podobna liczba tych młodych osób miała takie same objawy - zrelacjonował Lichota.
Krótko po zdarzeniu rzeczniczka sanepidu przekazała, że cała grupa zatrzymała się na posiłek w jednym z tatrzańskich schronisk. Nie wykluczano, że przyczyną zatrucia było coś, co tam zjedli.
Lokalne media informowały z kolei, że turyści pili wodę z górskich potoków i to prawdopodobnie ona im zaszkodziła. Informacja o norowirusie wyklucza obie te hipotezy. Sanepid wciąż jednak odradza korzystanie z "dobrodziejstw natury" w postaci tatrzańskich strumyków.
Bakterie E.coli w wodzie
Pracownicy sanepidu wysłali przewodnikom górskim pisma, w których - jak poinformowała w mediach społecznościowych przewodniczka tatrzańska Maja Sindalska - zaapelowali, "by wzbraniać turystów przed spożywaniem wody w Tatrach". Tę informację potwierdziła nam Dominika Łatak.
Przedstawiciele stacji sanitarno-epidemiologicznej przypomnieli w piśmie, że w lipcu badania czystości wody przeprowadzono w Wywierzysku Olczyskim, wykazując obecność bakterii E. coli. Badania te nie są aktualne, ale - jak twierdzi sanepid - pokazują, że woda górska nie jest synonimem wody czystej.
- Woda została wtedy stamtąd pobrana dlatego, że pojawiły się objawy zatrucia u wakacyjnej kolonii, której uczestnicy powiedzieli, że pili wodę właśnie z tego źródełka. Podany przykład ma wskazywać, że w źródełkach też mogą być bakterie. Uczulamy przewodników, by nie namawiać ludzi do picia tej wody - zaznaczyła Łatak. Dodała, że bakterie w wodzie górskiej mogą brać się na przykład z rozkładających się szczątków zwierząt.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Daniel Pawluk