W piątek rano do drzwi sędzi Sądu Okręgowego w Krakowie Beaty Morawiec zapukali agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Zabrano komputer i nośnik danych, a z jej gabinetu w sądzie - wydruki oraz drukarkę. - Uważam, że nie mieli prawa żądać ode mnie wydania tych rzeczy, dopóki nie mam uchylonego immunitetu - oceniła sędzia Morawiec. Inny krakowski sędzia Waldemar Żurek ocenił, że celem takiego działania służb było "zastraszenie" sędzi i "wywarcie presji" na całe środowisko sędziowskie.
Jak mówi sędzia, prokurator oraz przedstawiciele CBA zjawili się w jej domu w piątek o 6 rano. - Dzwonek domofonu obudził oba domy, mój i mojego brata. Przyszło troje ludzi, pan prokurator oraz pan i pani z CBA - mówi sędzia w rozmowie z tvn24.pl i dodaje: - Dobrze, że miałam dres, a nie przyjmowałam ich w piżamie.
"W razie odmowy wydania rzeczy przeprowadzić ich odebranie"
Jak relacjonuje sędzia, przedstawiciele CBA mieli ze sobą postanowienie prokuratora Michała Walendzika z datą 17 września, które nam zacytowała:
- "Zażądać od sędziego Sądu Okręgowego w Krakowie dobrowolnego wydania pisemnego opracowania, będącego dziełem wykonanym w ramach umowy zawartej z dyrektorem Sądu Apelacyjnego w Krakowie (…), jak również innej dokumentacji związanej z wyżej wymienioną umową oraz informatycznych nośników danych, na których dzieło to zostało sporządzone, zapisane, skopiowane, jest obecnie przechowywane. W razie odmowy wydania rzeczy wymienionych w punkcie pierwszym przeprowadzić ich odebranie w miejscu zamieszkania Beaty Morawiec. Dokonać przeszukania pomieszczeń mieszkalnych oraz gospodarczych, zajmowanych przez Beatę Morawiec celem znalezienia rzeczy wskazanych w punkcie pierwszym, jak również dokonać przeszukania innych pomieszczeń, zajmowanych przez Beatę Morawiec" - cytuje postanowienie sędzia. Jak zapewnia, wydała CBA laptop i pendrive'a z plikiem, o którym mowa w postanowieniu - chodzi o opracowanie "Windykacja należności sądowych w aspekcie wydziału karnego", zamówione przez krakowski Sąd Apelacyjny.
Jak podkreśla Prokuratura Krajowa, dom sędzi nie został przeszukany. "Na podstawie przepisów kodeksu postępowania karnego doszło do dobrowolnego wydania rzeczy, które zostały zabezpieczone i mogą stanowić dowód w postępowaniu" - czytamy w przesłanym do naszej redakcji e-mailu.
Przedstawiciele CBA zjawili się również w sądzie. - Zabrali wydrukowane dzień wcześniej opracowanie wraz z załącznikami i zwrócili się do dyrektora o zgodę na zabranie drukarki - relacjonuje sędzia Morawiec. Dyrektor zgodę wyraził, chociaż - jak zauważa nasza rozmówczyni - w prokuratorskim postanowieniu nie było o niej mowy.
- Wynik tego jest taki, że dostałam nową drukarkę - żartuje Morawiec.
"Ewidentne przekroczenie uprawień"
Sędzia określiła sytuację "ewidentnym przekroczeniem uprawnień, stosowaniem środków nieadekwatnych do potrzeb". Według niej wystarczyło, aby prokurator i pracownicy CBA z Katowic zadzwonili wcześniej i umówili się "niekoniecznie na godz. 6.30, a np. za trzy godziny w sądzie".
- Uważam, że nie mieli prawa żądać ode mnie wydania (tych rzeczy), dopóki nie mam uchylonego immunitetu - powiedziała Morawiec i podkreśliła, że na laptopie są dane wrażliwe, w tym notatki związane ze sprawami, które będą prowadzone prawie do połowy listopada, oraz projekty wyroków.
Jak dodała, pracownik CBA zapewnił ją, że najpóźniej w poniedziałek otrzyma laptopa z powrotem.
Sędzia Żurek: należało zrobić taką pokazówkę po to, żeby zastraszyć panią sędzię
Działania służb komentował w rozmowie z TVN24 sędzia Sądu Okręgowego Waldemar Żurek. Podkreślił, że "jeżeli służby chciały dokonać jakichś czynności, powinny najpierw uchylić immunitet" sędzi Morawiec.
- Kolejnym pytaniem jest, dlaczego nie wezwano pani sędzi, żeby przyniosła odpowiednie nośniki i udostępniła służbom to, czego oni się domagają. Należało zrobić taką pokazówkę po to, żeby zastraszyć panią sędzię, żeby wywrzeć presję także na całe środowisko - ocenił.
Jego zdaniem "to są niedopuszczalne działania i one umiejscawiają nas w rzędzie państw, które o demokracji nie mają zielonego pojęcia". - Moim zdaniem te działania są niedopuszczalne - podkreślił Żurek, oddając, że 'powinny być podejmowane w cywilizowany sposób". - Najście na dom z naruszeniem immunitetu jest w państwie demokratycznym nie do zaakceptowania - ocenił.
Uznał także, że takie działanie ma na celu "zniszczenie w mediach wizerunku pani sędzi". - A wiemy, że jest to osoba, która walczy o zasady państwa prawa i o niezależne sądy, więc wydaje mi się, że też chodziło o to, żeby w jakiś sposób ją oczernić - dodał sędzia Żurek.
Postepowanie Prokuratury Krajowej
Prokuratura Krajowa poinformowała we wtorek, że według ustaleń śledczych, sędzia Beata Morawiec przyjęła wynagrodzenie za pracę na rzecz Sądu Apelacyjnego w Krakowie, której nie wykonała i nie miała wykonać, a zawarta przez nią umowa, według śledczych, miała charakter fikcyjny i służyła ukryciu wyprowadzenia środków Skarbu Państwa.
"Ujawnienie przestępstwa jest konsekwencją szeroko zakrojonego śledztwa w sprawie afery korupcyjnej w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie" - podał we wtorek dział prasowy PK.
Chodzi o analizę "Windykacja należności sądowych w aspekcie wydziału karnego" z 2013 roku. W rozmowie z tvn24.pl Morawiec podkreśla jednak, że analizę napisała. Podaje też dokładny czas jej ukończenia: 14 marca 2013 roku, godzina 19.16.
We wtorkowym komunikacie PK czytamy też m.in., że skład orzekający pod przewodnictwem sędzi wydał korzystny wyrok dla oskarżonego o spowodowanie uszczerbku na zdrowiu swojej żony, Marka B. Według ustaleń prokuratorów wcześniej, przed wydaniem tego wyroku, B. skontaktował się z sędzią i uzyskał od niej zapewnienie, że rozstrzygnięcie sądu będzie dla niego pomyślne.
"W rezultacie skład sędziowski pod przewodnictwem Beaty M. warunkowo umorzył postępowanie karne wobec oskarżonego, a on sam - jak wynika z zeznań świadków - opowiadał, że sędzia "jest super kobietą, bo bardzo pomogła mu w załatwieniu jego sprawy". W zamian Marek B. przekazał sędzi telefon komórkowy" - podała PK.
Źródło: TVN24 Kraków, TVN24, PAP