Był przemoczony, wychłodzony i skrajnie wyczerpany 10-godzinnym torowaniem sobie drogi przez śnieg. Narciarza, który zgubił się w ekstremalnie trudnych warunkach pogodowych po słowackiej stronie Beskidów, znaleźli ratownicy GOPR. Mężczyzna próbował najprawdopodobniej wrócić do Polski, by nie ponieść kosztów akcji ratunkowej.
Informacja o potrzebującym pomocy narciarzu skiturowym, który zjeżdżając z Pilska (szczyt w Beskidach) miał problemy ze sprzętem i nie był w stanie poruszać się w głębokim śniegu w trudnych warunkach pogodowych, wpłynęła do ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR w piątek 3 lutego około godziny 16. Gdy ratownik dyżurny ze Szczyrku poinformował mężczyznę, że znajduje się po słowackiej stronie gór i konieczne będzie powiadomienie tamtejszych ratowników - Horskiej Zachrannej Służby (HZS) - kontakt z turystą się urwał.
GOPR: nie miał ubezpieczenia, nie chciał płacić za akcję
Ratownicy uzyskali więcej informacji na jednej z grup w mediach społecznościowych. Dowiedzieli się, że mężczyzna wcześniej szukał pomocy wśród społeczności narciarzy i za pośrednictwem kolegi udostępnił swoją aktualną lokalizację oraz informację o tym, że bateria w jego telefonie jest na wyczerpaniu.
"Mężczyzna obawiał się kosztów akcji ratunkowej po stronie słowackiej, gdyż nie wykupił ubezpieczenia od takich działań. W wyniku braku kontaktu telefonicznego zaniepokojeni znajomi zgłosili problemy kolegi ratownikom Grupy Beskidzkiej GOPR" - czytamy w komunikacie. O zdarzeniu poinformowano ratowników HZS.
Po ponad trzech godzinach od pierwszego zgłoszenia ratownicy HZS poprosili GOPR-owców o pomoc w poszukiwaniach. "Rozpoczęto szeroko zakrojoną organizację wyprawy. Z Hali Miziowej w rejon działań udały się pierwsze zespoły ratowników. W międzyczasie do stacji ratunkowej docierali kolejni ratownicy, których dysponowano w teren górski" - informują GOPR-owcy.
W międzyczasie ratownicy znaleźli samochód narciarza, który stał zaparkowany poniżej Polany Strugi w Korbielowie.
Ratownicy podkreślają, że działania ratunkowe były prowadzone w ekstremalnych warunkach pogodowych. "Wiatr do 80km/h, intensywny opad śniegu, widoczność ograniczona do kilku metrów, głębokie zaspy, miejscowe zagrożenie lawinowe. W terenie działało 49 ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR, którzy przeczesywali wyznaczone sektory na nartach skiturowych i w miejscach, gdzie teren na to pozwalał - na skuterach śnieżnych".
Poszukiwany narciarz "desperacko" krzyczał o pomoc
W pewnym momencie jedna z grup ratowników odnalazła narciarza. "Jako jeden z dwóch zespołów mieliśmy za zadanie zbadać wschodnie i zachodnie zbocza Pilska od szczytu. Zjeżdżając powoli w dół nawoływaliśmy. W pewnym momencie usłyszeliśmy desperacką odpowiedź (subiektywne odczucie ratownika, potęgowane przez zamieć śnieżną) i po pewnym czasie słaby błysk czołówki. Była 02.30 w nocy" - relacjonuje jeden z GOPR-owców, którzy odnaleźli poszukiwanego turystę. "Zobaczyliśmy mężczyznę stojącego w zagłębieniu terenu, w śniegu do połowy uda. Był przemoczony, wychłodzony i skrajnie wyczerpany torowaniem w głębokim śniegu przez ponad 10 godzin" - dodał.
Ratownicy użyli pakietów grzewczych i namiotu ratunkowego. Pół godziny później na miejsce dotarły ratownicze dwa skutery śnieżne, jednak oba uległy awarii. Dlatego GOPR-owcy musieli transportować poszkodowanego przez dwa kilometry o własnych siłach na akii, czyli długich sankach w kształcie łódki.
Czytaj też: Pracowity weekend goprowców. Warunki w górach trudne, turyści gubili szlaki, trzeba było ich ratować
Do Hali Miziowej dotarli około godziny 4.10, skąd - po przebadaniu i dogrzaniu - został przekazany zespołowi ratownictwa medycznego.
"O godz. 6.30 ostatni zespół dotarł do SR Hala Miziowa. Wyprawa zakończyła się o godz. 7.00, lecz nie był to koniec działań dla ratowników - w kolejnych godzinach niezbędne było odzyskanie zostawionego w terenie sprzętu, naprawa skuterów śnieżnych, zamiana sprzętu itd." - czytamy w komunikacie GOPR Beskidy.
"Jedna z trudniejszych akcji" GOPR w ostatnich latach
Przedstawiciele Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego przyznają, że wyprawa była "jedną z trudniejszych", jakie prowadzili w ostatnich latach. "Kilku ratowników doznało mniejszych lub większych urazów, każdy z uczestników poświęcił w niej ogrom sił" - zaznaczyli GOPR-owcy.
Ratownicy zaznaczają, starają się nigdy nie oceniać zachowań osób ratowanych, szczególnie znajdujących się w trudnej sytuacji w ekstremalnych warunkach pogodowych. "Wypadkom w górach można jednak zapobiegać, warto więc mówić o tym, co poszło nie tak. Prawdopodobnie gdyby ratowany nie był sam, miał naładowany telefon lub wysłałby zgłoszenie przez aplikację Ratunek, pomoc nadeszłaby w ciągu kilku godzin" - czytamy w komunikacie.
"Jak można przypuszczać, obawa przed kosztami akcji spowodowała trudną do zrozumienia decyzję mężczyzny o torowaniu w głębokim śniegu pod górę i próbę powrotu na szczyt Pilska, z którym rozminął się kilkaset metrów, zapuszczając się coraz głębiej w bardzo trudno dostępny teren. Decyzja ta mogła kosztować życie młodego mężczyzny" - oceniają ratownicy.
Źródło: GOPR Beskidy
Źródło zdjęcia głównego: GOPR Beskidy