Specjalna komisja, mająca wyjaśnić przyczyny i okoliczności niedawnej katastrofy w kopalni Zofiówka, zebrała się w czwartek po raz pierwszy w Wyższym Urzędzie Górniczym w Katowicach. 23 kwietnia w Zofiówce, w wyniku silnego wstrząsu i wypływu metanu, zginęło 10 górników.
Przewodniczącym komisji, powołanej przez prezesa WUG Adama Mirka 25 kwietnia br., został dyrektor Departamentu Górnictwa w tym Urzędzie, Zbigniew Rawicki. W skład komisji weszli m.in. przedstawiciele nadzoru górniczego oraz eksperci i naukowcy. Jak mówił na czwartkowej konferencji prasowej dyrektor Rawicki, katastrofę spowodowało tąpnięcie wywołane wstrząsem o energii sejsmicznej 4x10 do 6 dżula (co oznacza magnitudę ponad 2,5 stopnia). Wstrząs ten, poza zniszczeniami w wyrobisku, w którym zginęli ludzie, spowodował duży wypływ metanu.
"Atmosfera nienadająca się do oddychania"
Dyrektor zaznaczył, że wypływ ten był tak duży, że zawartość metanu w wyrobisku wynosiła po wypływie ok. 100 proc., po pewnym czasie spadając do 80-90 proc. - Mieliśmy w tym czasie do czynienia z atmosferą nienadającą się do oddychania - zastrzegł Rawicki. Uściślił też, że w rejonie, w którym prowadzone było wyrobisko drążone, w tym czasie nie wykonywano drążenia, lecz prace o charakterze profilaktyczno-zapobiegawczym. Jak mówił, ten rejon objęty był zagrożeniem metanowym w IV kategorii (w 4-stopniowej skali), zagrożeniem wyrzutami gazów i skał w III kategorii (w 3-stopniowej skali) i zagrożeniem tąpaniami w I stopniu (w II stopniowej skali). Dyrektor wskazał, że komisja została powołana w celu wyjaśnienia przyczyn, dlaczego doszło do wstrząsu, który spowodował zniszczenia, czyli tąpnięcia, jak również dlaczego doszło do wypływu tak dużej ilości metanu, powodującego atmosferę praktycznie beztlenową. Wyjaśnił, że pierwsze posiedzenie takich komisji z zasady ma charakter organizacyjno-techniczny.
Poza przedstawicielami nadzoru górniczego, w składzie komisji znaleźli się przedstawiciele Akademii Górniczo-Hutniczej, Politechniki Śląskiej, Głównego Instytutu Górnictwa w Katowicach, związków zawodowych, Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach i Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Chcą ustalić przyczyny, ocenią akcję ratowniczą i wpływ robót górniczych na katastrofę
W czwartek powołano pięć zespołów komisji, które zajmą się odpowiednimi ekspertyzami dla ustalenia przyczyn i określenia działań zapobiegawczych. Zostaną sporządzone opracowania, dotyczące geofizycznych podstaw wstrząsu, zostanie przeprowadzona analiza geomechaniczna, dokonana zostanie analiza zagrożenia metanowego i potencjalnego wyrzucenia gazów i skał. Zostanie też oceniona akcja ratownicza.
Na koniec jeden z zespołów dokona wpływu oceny prowadzonych robót górniczych na zdarzenie; jego specjaliści wypowiedzą się też w sprawie przyszłości rejonu katastrofy. Dyrektor Rawicki zasygnalizował, że kolejne posiedzenie komisji zaplanowane jest na czerwiec. Na tym posiedzeniu specjaliści powinni już m.in. dysponować wynikami przesłuchań, które prowadzi dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku (urząd ten prowadzi postępowania o charakterze śledczym: co się działo przed wypadkiem, czy roboty były zgodne z przepisami, czy dokumentacje sporządzone były właściwie). W czwartek komisja zapoznała się też z wynikami oględzin miejsca katastrofy, które przed tygodniem potwierdziły, że kwietniowy wstrząs spowodował zniszczenia w wyrobisku 900 m pod ziemią. Doszło m.in. do deformacji i uszkodzeń obudowy chodnikowej, zawężenia gabarytów chodnika oraz zniszczenia i przemieszczenia maszyn.
"Przesłanek upoważniających do stwierdzenia, że coś już się bardzo źle dzieje, nie było"
W czwartek Rawicki zasygnalizował, że choć w wyrobisku widoczne były deformacje i przemieszczenia, skala tych zniszczeń nie jest tak duża, jakiej można by się spodziewać po takiej energii wstrząsu; można jednak na ich podstawie zakwalifikować zdarzenie jako tąpnięcie. Szef komisji przyznał, że choć wiadomo, że przed tąpnięciem w wyrobisku doszło do co najmniej dziesięciu wstrząsów o dużo niższej energii, ocenił, że "przesłanek upoważniających do stwierdzenia, że coś już się bardzo źle dzieje, nie było". - W rejonie mieliśmy do czynienia z I stopniem zagrożenia tąpaniami, czyli nie najwyższym - wskazał. I wyjaśnił, że w obszarach zagrożonych wstrząsami te mniej energetyczne "nie zawsze są powodem do niepokoju". - Te wstrząsy w pewien sposób wpływają na energię skumulowaną w górotworze i ją dezintegrują. Obrazowo - niekiedy lepiej, jeśli od czasu do czasu są wstrząsy drobniejsze, niż jak jest przez długi okres czasu cisza, bo to może stwarzać zagrożenie, że przyjdzie wstrząs o dużej energii, bo w którymś momencie ten górotwór musi tę skumulowaną energię rozładować - wyjaśnił Rawicki.
Czytaj też: Związkowcy chcą gwarancji bezpieczeństwa dla górników, którzy będą zeznawać w sprawie katastrof w kopalniach
Uściślił ponadto, że w wyrobisku jakiś czas przed zdarzeniem prowadzona była tzw. profilaktyka aktywna w postaci wykonywania robót strzałowych, które mają za zadanie dezintegrację energii. Jak powiedział, bezpośrednio przed katastrofą - w tym miejscu - drążono natomiast otwory w ramach profilaktyki metanowej. Wyrobisko to stanowiło bowiem jedno z dwóch wyrobisk przyścianowych dla projektowanej ściany; ze względów na zagrożenie metanowe w pobliżu wykonywano jeszcze jeden chodnik tzw. drenażowy, który w późniejszej eksploatacji miał odprowadzać metan. W tym wyrobisku drążono otwory pod kątem późniejszej profilaktyki metanowej. Równolegle z nadzorem górniczym okoliczności wypadku w Zofiówce wyjaśnia Prokuratura Okręgowa w Gliwicach, która prowadzi postępowanie dotyczące "sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach poprzez dopuszczenie do prowadzenia robót górniczych w rejonie zagrożonym ryzykiem tąpnięcia i wypływem metanu".
W Zofiówce zginęło 10 górników
W sobotę, 23 kwietnia ok. godz. 3.40 w chodniku robót przygotowawczych w pokładzie 412 na poziomie 900 metrów kopalni Zofiówka doszło do wstrząsu. W jego rejonie było 52 pracowników; 42 wyszło o własnych siłach. Wstrząsowi towarzyszył wypływ metanu, nie doszło jednak do zapalenia ani wybuchu tego gazu. Do zdarzenia doszło podczas drążenia wyrobiska i wiercenia długich otworów strzałowych. Grupę czterech z dziesięciu poszukiwanych górników znaleziono w dniu wypadku wieczorem ok. 220 metrów od czoła przodka. Dwa dni później ratownicy dotarli do dwóch kolejnych pracowników. Dalsze cztery ofiary wydobyto na powierzchnię po czterech dobach akcji ratowniczej.
Trzy dni wcześniej doszło do katastrofy w kopalni Pniówek: zginęło dziewięć osób, siedmiu nie odnaleziono
Do katastrofy w Zofiówce doszło trzy dni po tragedii w kopalni Pniówek, również należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. W wyniku w wybuchów metanu życie straciło tam dziewięć osób - to górnicy i ratownicy górniczy, którzy po pierwszym wybuchu ruszyli na pomoc poszkodowanym. Siedmiu innych pracowników dotąd nie odnaleziono. Ze względu na ekstremalnie trudne warunki pod ziemią, zagrożony rejon, gdzie pozostali górnicy, został otamowany. Specjalna komisja, wyjaśniająca przyczyny tragedii w Pniówku, rozpoczęła pracę przed tygodniem. Ponadto zespół ekspercki do zbadania obu wypadków powołał wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Zbigniew Meissner