Operator wiertnicy i jego pomocnik, podejrzani o przyczynienie się do wybuchu gazu w Szczyrku wyszli na wolność decyzją sądu w Bielsku-Białej. Dzisiaj sąd apelacyjny zmienił jednak tę decyzję. Mają wrócić do aresztu. Wybuch gazu spowodował zawalenie się i pożar domu, zginęło osiem osób.
Sąd Apelacyjny w Katowicach uwzględnił we wtorek zażalenia bielskiej prokuratury na decyzję tamtejszego sądu, który w połowie maja nie przedłużył tymczasowego aresztowania.
Dwóch z trzech aresztowanych mężczyzn zostało zwolnionych 16 maja. To operator wiertnicy i jego pomocnik, pracownicy firmy, która wykonywała przewiert i – według ustaleń śledztwa – uszkodziła gazociąg, co doprowadziło do wybuchu i w efekcie zniszczenia domu jednorodzinnego.
- Sąd postanowił zmienić zaskarżone postanowienie – uwzględnić wnioski prokuratorskie i ponownie zastosować wobec obu podejrzanych tymczasowe aresztowanie na okres trzech miesięcy - powiedział rzecznik sądu w Katowicach Robert Kirejew.
Inaczej niż sąd I instancji, sąd odwoławczy uznał, że istnieją przesłanki do dalszej izolacji podejrzanych. Zaliczył do nich uzasadnioną obawę utrudniania przez nich postępowania, związaną z tym, że jeszcze nie wszystkie dowody zostały zgromadzone, oraz grożąca im surową karę. Sąd zwrócił uwagę na tragiczne skutki katastrofy.
Okres trzymiesięcznego aresztowania zacznie upływać od chwili zatrzymania podejrzanych. Sędzia Kirejew zaznaczył, że w tym przypadku – kiedy sąd dopiero w postępowaniu odwoławczym stosuje areszty - obrona może złożyć zażalenie, które rozpozna inny skład SA. Obrona już zapowiedziała złożenie takich zażaleń.
Prace budowlane pod ulicą
Do tragedii w Szczyrku doszło wieczorem 4 grudnia ubiegłego roku. Wybuch gazu zniszczył całkowicie trzykondygnacyjny dom. Ratownicy znaleźli w gruzach ciała ośmiu osób: chłopiec, rodziców z trojgiem dzieci i dziadków. Z mieszkańców domu przeżyła tylko matka chłopca, bo w czasie tragedii była w pracy.
Po wybuchu bielska prokuratura wszczęła śledztwo. Ustalono, że istniał ścisły związek między wybuchem gazu a pracami budowlanymi prowadzonymi pod ulicą, przy której stał zniszczony dom.
18 grudnia zatrzymano trzech mężczyzn. To szef firmy zlecającej prace, a także dwóch pracowników firmy podwykonawczej, który dokonywali przewiertu. Usłyszeli oni zarzuty z artykułu 163 Kodeksu karnego. Dotyczą one sprowadzenia pożaru i zawalenia się budynku, w wyniku czego śmierć poniosło osiem osób. Grozi im do 12 lat więzienia.
Surowa kara i groźba mataczenia
Po przedstawieniu zarzutów i przesłuchaniu wszyscy trzej mężczyźni zostali aresztowani. W marcu 2020 roku bielska prokuratura wnioskowała o przedłużenie stosowania tego środka zapobiegawczego o trzy miesiące, uzasadniając to surową karą, która im grozi, a także możliwością mataczenia.
Sąd zgodził się przedłużyć areszt na trzy miesiące szefowi firmy zlecającej. Uznał zarazem, że pracownicy podwykonawcy pozostaną w nim o miesiąc krócej, niż chcieli tego śledczy. Przed upływem terminu osadzenia w areszcie prokuratura wystąpiła z wnioskiem o przedłużenie go o kolejne trzy miesiące. Wtedy sąd zdecydował jednak, że podejrzani mogą wyjść na wolność.
Okres aresztowania trzeciego mężczyzny upływa w połowie czerwca. W środę bielski sąd ma rozpoznawać wniosek o dalsze stosowanie wobec niego tego środka zapobiegawczego.
Fałszowanie dokumentacji
Kilka tygodni temu bielska prokuratura przedstawiła w tym śledztwie zarzuty także trzem innym osobom, dotyczą one m.in. fałszowania i posługiwania się fałszywą dokumentacją. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej Agnieszka Michulec podkreśla, że zarzuty nie mają związku z samą katastrofą i są to pracownicy z innej firmy, realizującej inwestycję związaną z rozbudową sieci gazowej, nie są związani z trzema pierwszymi podejrzanymi. - Nie ma związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy realizacją tej inwestycji a wybuchem. Te nieprawidłowości zostały po prostu ujawnione w trakcie tego postępowania - wyjaśniła Michulec.
Źródło: TVN 24 Katowice/PAP