Ratownicy z dwóch stron próbują dostać się do obszaru, w którym przebywa poszukiwany górnik. Akcja jest bardzo trudna z powodu występujących wstrząsów. Jak poinformowała w komunikacie Polska Grupa Górnicza, takie zagrożenia miały miejsce kilkukrotnie w ciągu nocy i na rannej zmianie w piątek, ratownicy byli wycofywani. W wyniku czwartkowego wstrząsu w kopalni Rydułtowy jeden z górników zginął, a drugi, który pozostaje pod ziemią, jest poszukiwany.
Cały czas trwa akcja ratowników, żeby dostać się w obszar, w którym przebywa poszukiwany górnik z kopalni Rydułtowy.
Wiceprezes Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego, Jerzy Krótki mówił dziennikarzowi TVN24, że zawałowisko jest rozbierane ręcznie, a pod ziemią panują cały czas trudne warunki - jest wysoka temperatura i duża wilgotność.
- Część wyrobisk jest zaciśnięta, to zależy, w którym miejscu, natomiast ten chodnik, który jest przebierany, ma niewielki prześwit, dosłownie mierzony w dziesiątkach centymetrów i w tej chwili trwają tam prace nad przebieraniem tego zawałowiska, żeby jak najprędzej uzyskać przepływ powietrza i dotrzeć do poszukiwanego pracownika - przekazał wiceprezes Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego, Jerzy Krótki. Dodał, że prowadzone są prace przygotowawcze do wiercenia otworu do chodnika szóstego za przypuszczalne miejsce końca zawałowiska. - W tej chwili na dole jest 14 zastępów, a od początku akcji do tej pory udział wzięło 55 zastępów ratowników - dodał wiceprezes.
Nie udało się uzyskać sygnału z lampy górniczej
Małgorzata Marczok przekazała, że w piątek rano rozmawiała z przedstawicielem Polskiej Grupy Górniczej Witoldem Gałązką, który potwierdził, że "akcja ratunkowa trwa, a ratownicy z dwóch stron próbują dostać się do obszaru, w którym przebywa poszukiwany górnik". - Po to, żeby dotrzeć do niego jak najprędzej - precyzowała Marczok.
Gałązka powiedział dziennikarce TVN24, że miejsce, w którym znajduje się poszukiwany górnik, "jest doprecyzowane", ale "nie udało się uzyskać konkretnego sygnału z lampy górniczej, więc nadal ten obszar się zawęża".
Ratownicy wycofywani po wstrząsach
Polska Grupa Górnicza w opublikowanym komunikacie poinformowała, że podczas akcji ratunkowej konieczna była ewakuacja ekip ratowniczych z powodu wystąpienia niebezpiecznych wstrząsów.
"Decyzje podejmowane przez sztab akcji w Rydułtowach w zakresie zagrożeń sejsmicznych konsultowane są na bieżąco z zespołem naukowców z AGH, Politechniki Śląskiej, Głównego Instytutu Górnictwa. Przyjęto zasadę, że ratownicy wycofywani są po wystąpieniu wstrząsów o sile przewyższającej 1 x 103J. Takie zagrożenia miały miejsce kilkukrotnie w ciągu nocy i na rannej zmianie w piątek" - czytamy w komunikacie PGG.
"Miejscami ratownicy muszą się przeciskać"
Marczok relacjonowała, że do przeszukania pozostało 300-400 metrów. - Nie jest to łatwa akcja ratunkowa. W wyniku silnego wstrząsu doszło za zaciśnięcia się i wypiętrzenia spągu (podłogi w chodniku). Miejscami ratownicy muszą się przeciskać. Prześwity, w których muszą się zmieścić, sięgają od pół metra do metra - przekazała.
- Dobra informacja jest taka, że cały czas zachowany jest przepływ powietrza. W przypadku akcji ratunkowych i uwięzienia górnika, to jest priorytet - podkreśliła Marczok. Dodała, że ratownicy nadal obawiają się wstrząsów wtórnych, do których do tej pory nie doszło. W czwartek ze względu na zagrożenie sejsmiczne dwukrotnie przerywano akcję ratowniczą.
Akcja ratownicza prowadzona jest w trudnych warunkach, przy najwyższym, czwartym stopniu zagrożenia metanowego. Chodnik po wstrząsie obniżył się. Górotwór cały czas pracuje. Na bieżąco monitorowane jest zagrożenie tąpnięciami.
Radosław Stach, dyrektor naczelny oddziału jednostki ratownictwa górniczo-hutniczego KGHM mówił na antenie TVN24, że warunki poszukiwania górnika są trudne. Przypomniał, że akcja odbywa się tysiąc dwieście metrów pod ziemią, wspomniał też o podwyższonej temperaturze. - Stan wyrobiska na pewno nie jest taki, jak przed wstrząsem - mówił Stach.
Pytany o temperaturę pod ziemią w rejonie poszukiwań, ocenił, że może wynosić ponad 33 stopnie. - Czas pracy ratowników ustali kierownik akcji - zaznaczył rozmówca TVN24. - Zastępy są pięcioosobowe i będą się wymieniać - dodał.
Jeden z górników nie żyje
Po czwartkowym wstrząsie w kopalni Rydułtowy udało się wydobyć 76 pracowników, ale dwóch pozostawało uwięzionych pod ziemią. Jednego zlokalizowano w czwartek późnym popołudniem i przystąpiono do transportu na powierzchnię. Na wieczornej konferencji dyrektor biura produkcji Polskiej Grupy Górniczej Damian Borgieł przekazał, że został on wydobyty, ale lekarz stwierdził jego zgon.
Leszek Pietraszek, prezes Polskiej Grupy Górniczej, przekazał, że zgon nastąpił o godzinie 18.35. Górnik miał 41 lat i w zawodzie przepracował 21.
17 górników trafiło do szpitali. Pietraszek poinformował w czwartek, że osiem osób zostało już wypisanych, a jedna prawdopodobnie zostanie wypisana w piątek. Górnik, którego stan był najcięższy, ma trafić do innego szpitala.
- Górnik jest w stanie ogólnym średnim, jest przytomny, wydolny krążeniowo-oddechowo, obecnie jest przekazywany do innej jednostki po wstępnym zaopatrzeniu chirurgicznym u nas w szpitalu. Badania tomografii wykazały ciężkie uszkodzenia narządów klatki piersiowej - przekazał Tomasz Zawadzki, lekarz medycyny ratunkowej, specjalista chirurgii ogólnej z Górnośląskieg Centrum Medycznego im. prof. Leszka Gieca.
Dodał, że mężczyzna będzie wymagał dalszych "interwencji zabiegowych". Lekarz nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, czy życiu górnika nie zagraża niebezpieczeństwo.
Średnie trzęsienie ziemi
Do silnego wysokoenergetycznego wstrząsu doszło w czwartek o godzinie 8.16 tysiąc dwieście metrów pod ziemią. Zbigniew Rawicki, dyrektor Departamentu Górnictwa Podziemnego i Odkrywkowego w Wyższym Urzędzie Górniczym, określił, że wstrząs miał siłę "średniego trzęsienia ziemi".
- Epicentrum wstrząsu jest zlokalizowane niedaleko miejsca, gdzie drążone jest wyrobisko przygotowawcze. Przy czym na tej zmianie robót związanych z drążeniem nie prowadzono. Była to zmiana konserwacyjno-remontowa - wyjaśnił ekspert WUG.
Część pracowników uciekła
Akcja ratownicza rozpoczęła się od wycofywania i przeliczania załogi. - Wiemy, ile osób było w rejonie, ta wartość jest znana. Natomiast część pracowników po tym wstrząsie uciekła, ratowała siebie, do różnych wyrobisk w tym zagrożonym rejonie - relacjonował w czwartek Zbigniew Rawicki.
Ponieważ górnicy sami się ewakuowali, z początku trudno było policzyć, ilu z nich wydostało się na powierzchnię. Byli zaopatrywani na miejscu, w specjalnie stworzonych punktach medycznych. Najbardziej poszkodowani przewożeni byli do szpitali w Wodzisławiu Śląskim, Jastrzębiu-Zdroju, Rybniku, Bielsku-Białej, Mikołowie i Kędzierzynie-Koźlu.
Na miejsce udało się ponad 10 zastępów ratowników górniczych. Ze służb medycznych, prócz naziemnych karetek, skierowano tam trzy śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego z Katowic, Krakowa i Opola.
Do kopalni zadysponowano też dwóch ratowników z psami poszukiwawczymi z grupy poszukiwawczo-ratowniczej z Państwowej Straży Pożarnej w Jastrzębiu-Zdroju.
Pracuje tam ponad dwa tysiące górników
Rydułtowy to jedna z najstarszych kopalni węgla kamiennego na Górnym Śląsku. Zaczęła działać w 1792 roku. Obecnie zatrudnia ponad dwa tysiące górników. Wydobycie planowane jest do 2043 roku.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Szymon Sawaściuk/TVN24