Czaszkę człowieka znalazł myśliwy. Następnego dnia policjanci znaleźli także inne szczątki ludzkie i ubrania. Po niespełna czterech miesiącach wyjaśniono tajemnicę, do kogo należały. Policjantów na trop naprowadził fragment numeru telefonu znaleziony na kartce w ubraniu, a odpowiedź na pytanie kim był zmarły dały badania DNA.
To makabryczne znalezisko z października 2016 roku zelektryzowało Rybnik. Czaszka, kości i ubranie leżały na skraju dzielnicy Kamień, za którą zaczyna się dzielnica Piasek, gdzie w 2006 roku zaginął 8-letni Mateusz Domaradzki.
Sprawą chłopca żyło długo całe miasto. Dwóch rybniczan zostało skazanych na dożywocie za zabójstwo Mateusza, ale jego ciała do dzisiaj nie znaleziono.
Nadzieje na ostateczne rozwiązanie tajemnicy Mateusza szybko okazały się płonne. Wstępnie oceniono, że szczątki z Kamienia należały do osoby dorosłej.
Pojawiła się nowa zagadka - kto to był. Policjanci teraz już wiedzą, że to 46-letni mieszkaniec Czerwionki - Leszczyn, miejscowości sąsiadującej z rybnickim Kamieniem. Ale w tej sprawie wciąż jest dużo pytań.
Badania genetyczne brata i syna
Czaszkę znalazł myśliwy. Leżała na ściółce w lesie. Policjanci następnego dnia wraz ze strażakami spenetrowali teren i znaleźli kości ludzkie. A także fragmenty ubrań, buty. Dokumentów nie było.
Szczątki ludzkie zabezpieczono do badań specjalistycznych, by zidentyfikować właściciela. Na miejscu szukano i zabezpieczano ślady, które mogłyby pomóc w ustaleniu okoliczności, jak szczątki się tam znalazły. Na razie nie znaleziono nic, co mogłoby wskazywać na zabójstwo. Śledczy przeszukiwali bazy osób zaginionych.
Najpierw ustalono, że kości i odzież należały do mężczyzny w wieku około 30-40 lat. Wstępnie zakładano, że zmarł on rok do trzech lat przed odkryciem szczątków. W ubraniu znaleziono kartkę z fragmentem numeru telefonu. To po nim policjanci - próbując dzwonić na chybił trafił do różnych osób - pod koniec grudnia ubiegłego roku dotarli do prawdopodobnego brata i syna denata.
Przeprowadzono badania genetyczne, które kilka dni temu potwierdziły, że osoby są spokrewnione, a szczątki należą do 46-letniego mieszkańca Czerwionki-Leszczyn.
Zajęli się pochówkiem
Nie było go w bazie osób zaginionych. Według ustaleń 46-latek wyszedł kilka tygodni przed odkryciem jego szczątków i nie powrócił. - Wcześniej był widywany. Nikt nie zgłosił jego zaginięcia - mówi Tadeusz Żymełka, szef prokuratury rejonowej w Rybniku.
Śledztwo prowadzone jest w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. - Ale to się jeszcze może zmienić na nieudzielenie pomocy, zabójstwo, możliwości jest wiele - mówi Żymełka.
- W rodzinach jest różnie, bywa, że nie ma dobrego kontaktu, że ktoś wiedzie życie włóczęgi. Mógł zasłabnąć w lesie, ciało mogły przeciągnąć i pożreć zwierzęta, ale to dopiero będziemy ustalać - dodaje prokurator.
Anna Karkoszka, rzeczniczka rybnickiej policji podaje, że 46-latek był osobą bezdomną, pomieszkującą z rodziną. Zajęli się pochówkiem. Żymełka: - A często bywa, że nie chcą.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice