14 z 19 przebadanych Ukraińców otrzymało dodatnie wyniki testu na koronawirusa. Mimo to sanepid pozwolił im jechać do domu albo do pracy, bo między testami a wynikami zmieniły się wytyczne. Po ponad miesiącu izolacji Ukraińcy zapewniają, że nie mają żadnych objawów, ale lekarz ich nie badał.
Nad losem Ukraińców, którzy przyjechali do Polski zarobić, ale z powodu zakażenia koronawirusem utknęli w małej wsi Chałków w gminie Lipie w powiecie kłobuckim, pochylili się mieszkańcy i urzędnicy, a także śledczy,
Policja pod nadzorem prokuratury bada, czy nie doszło do narażenia ich na utratę zdrowia lub życia. Według relacji Ukraińców, po przyjeździe byli zdrowi, ale pośrednik zakwaterował ich w sąsiedniej gminie Popów, w miejscowości Wąsosz, na obowiązkową kwarantannę graniczną z osobą zakażoną.
Gdy około dwa tygodnie później - 14 sierpnia - 19 z nich dostało pierwsze dodatnie wyniki na koronawirusa, pośrednik bez powiadomienia władz powiatowych, gminnych i sanitarnych przewiózł ich z Wąsosza do Chałkowa. I pozostawali tam w izolacji aż do dzisiaj. Sanepid powiadomił o tym transporcie policję.
W czwartek po południu otrzymali wyniki kolejnych testów. 5 jest ujemnych, 14 dodatnich. Mimo to wszyscy, decyzją sanepidu, zostali zwolnieni z odosobnienia.
Każdy przeszedł trzy testy
- W związku z rozporządzeniem ministerstwa zdrowia osoby, które przebywały w kwarantannie dłużej niż 10 dni, mogą być z niej zwolnione - wyjaśnia Dorota Barańska-Kaczmarek, powiatowy inspektor sanitarny w Kłobucku.
To nowe rozporządzenie, które weszło w życie 2 września. W jego świetle lekarz może zwolnić z izolacji osobę z objawami klinicznymi COVID-19 po 3 dniach bez gorączki oraz objawów ze strony układu oddechowego, jednak nie wcześniej niż 13 dni od dnia wystąpienia u niej objawów. Osobę, u której objawy nie wystąpiły, wypisać można po 10 dniach od daty, gdy zdiagnozowano u niej chorobę.
Ukraińcy przebywali w izolacji ponad dwa razy dłużej. Mimo to czekali na wyniki, bo testy przeprowadzono im 1 września, czyli dzień przed poluzowaniem wymogów. W sumie każdy miał po trzy testy (drugie też miały pozytywny wynik), finansowane ze środków publicznych.
W rozmowie z nami zapewniali, że nie mają gorączki, kaszlu czy bólu mięśni. Ale, jak przyznaje inspektor, nie przebadał ich żaden lekarz.
- Nareszcie się doczekaliśmy, możemy jechać do pracy i do domu - mówili nam dzisiaj Ukraińcy, chociaż na papierową decyzję o zdjęciu kwarantanny jeszcze muszą poczekać. Jednej osobie zostały dwa dni do końca 10-dniowej izolacji.
Są z Lwowa i z Tarnopola, w Polsce od końca lipca albo początku sierpnia. Pozwolenie na pracę mieli na trzy miesiące. - Dwa miesiące, półtora nam zostało. Każdy jedzie do swojej pracy, gdzie poniesie wiatr. Przyjadą po nas - mają nadzieję.
Czy ich "plusy" nikomu nie będą przeszkadzać? - To pracodawca decyduje, czy chce wyniku testu od pracownika - mówi Barańska-Kaczmarek.
Ambasada dziękuje gminie Lipie
Ukraińcy byli bardzo wdzięczni za pomoc, która okazała im Bożena Wieloch, wójt gminy Lipie, i mieszkańcy. - Wszyscy sąsiedzi nam pomagali. Nie tyle materialnie, co moralnie. Najstraszniejsze były pierwsze dni - mówili. Ale dostali także pieniądze.
- Powstał pomysł, żeby zrobić zrzutkę dla tych ludzi, żeby mieli na własne potrzeby. Wielkie ukłony dla księdza Franciszka, on właściwie zainicjował zbiórkę. Środki czystości mieli, jedzenie mieli, wszystko mieli. Każdy dostał po równo 450 złotych - powiedziała nam pani Bożena, mieszkanka Chałkowa.
- Wczoraj dowiedzieliśmy się, że kończą obowiązkową izolację. Przywieźliśmy im produkty, które będą pomocne na rozpoczęcie nowego etapu - powiedziała nam Wieloch. - Cieszę się, że nasi mieszkańcy pomagali obcokrajowcom, pokazaliśmy, że mamy wielkie serca i tym dobrem umiemy się dzielić z innymi.
Wczoraj dzwonili do niej przedstawiciele ambasady ukraińskiej i dziękowali jej za dobre serce.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24