Ponad tysiąc stopni Celsjusza, godzina spalania i odpady niebezpieczne zamieniają się w energię. Do pieców spalarni odpadów niebezpiecznych w Dąbrowie Górniczej trafiają także śmieci z nielegalnych wysypisk, ponad trzysta rodzajów. Ale to skomplikowana procedura, wymagająca zaangażowania samorządów.
Zakład utylizacji odpadów SARPI w Dąbrowie Górniczej to jedna z niewielu spalarni w Polsce, która przetwarza odpady niebezpieczne. Jak wygląda proces, opowiedziała nam wiceprezes spółki Barbara Farmas. - Zakład może przyjmować i utylizować około 300 rodzajów odpadów niebezpiecznych - mówi.
Do pieców trafiają głównie odpady z przemysłu chemicznego i farmaceutycznego - Nie każdy odpad może być spalony, nie można na przykład spalać eternitu - zaznacza wiceprezes.
Samo spalanie trwa godzinę. Temperatura - ponad 1000 stopni Celsjusza. Wiceprezes zapewnia, że dym, który leci z kominów, jest bezpieczny dla środowiska. Efektem ubocznym procesu jest energia w postaci ciepła.
Sześć ton odpadów na godzinę, 50 tysięcy ton rocznie
Odpady najpierw są magazynowane, następnie przygotowywane do spalania. - Spalarnia ma wydajność około sześciu ton na godzinę i 50 tysięcy ton w ciągu roku. W zależności od tego, z jakim odpadem mamy do czynienia, czas jego przygotowania, a następnie unieszkodliwienia może być różny. Są nawet takie odpady, które mogą podawane do spalenia w ilościach kilogramowych zaledwie, inne z dużo większą wydajnością - opowiada Farmas.
Klientami zakładu są przede wszystkim firmy. Ale spółka zajmuje się także likwidacją dużych, nielegalnych składowisk, o których w Polsce w ostatnim czasie znowu zrobiło się głośno po reportażu TVN24 Wody Czerwone. Jak mówi Farmes, to skomplikowany i długotrwały proces. Wymaga powołania konsorcjum, zaangażowania samorządów. - Ostatnim punktem takiego działania jest ogłoszenie przetargu. Oczywiście w takich przetargach startujemy - mówi wiceprezes.
Nielegalne odpady czekają w kolejce, zakład musi najpierw obsłużyć swoich klientów. Poza tym nie mogą składować zbyt dużej ilości odpadów, bo w tym względzie też ograniczają ich przepisy. - Nie możemy w kilka dni przywieźć kilkaset ton i stopniowo ich spalać, więc likwidacja składowiska to proces na miesiące - wyjaśnia wiceprezes.
Źródło: TVN 14 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24